We wtorek wraca Liga Mistrzów. 22 lata temu…
Ładowanie...

Global categories

18 September 2018 13:09

We wtorek wraca Liga Mistrzów. 22 lata temu…

Widzew już był po pierwszej kolejce prestiżowych rozgrywek. Wtedy na inaugurację nieznacznie uległ Borussii Dortmund 1:2, późniejszemu triumfatorowi tej edycji Ligi Mistrzów.

Widzew to jeden z zaledwie dwóch polskich klubów, które zagrały w elitarnych rozgrywkach klubowych. Awansował po pamiętnych meczach z duńskim Broendby i w grupie trafił na Atletico Madryt, Steauę Bukareszt i Borussię Dortmund.

Na inaugurację rozgrywek zagrał właśnie z mistrzem Niemiec. 11 września 1996 roku na Westfalenstadion zasiadło 40 tys. widzów. - Hymn LM to było oczywiście wielkie przeżycie. Dla piłkarza to spełnienie marzeń. Wyżej ceni się tylko koszulkę z orłem na piersi i Mazurka Dąbrowskiego. Po to się trenuje przez tyle lat. To są chwile nie do zapomnienia do końca życia – wspominał Daniel Bogusz, obrońca Widzewa.

- To było ogromne przeżycie i emocje, tym bardziej że awansowaliśmy do niej w wyjątkowych okolicznościach. To jeszcze bardziej nakręciło atmosferę wokół naszego awansu do LM. Na nas piłkarzach to też zrobiło ogromne wrażenie. Byliśmy dopiero drugim polskim zespołem, któremu udało się awansować do tych elitarnych rozgrywek. Nikt się nie spodziewał, że na kolejną zespół drużynę z naszej ekstraklasy w LM przyjdzie czekać 20 lat – dodał pomocnik Sławomir Majak.

Łodzianie, choć przegrali 1:2, to napędzili Borussii stracha. Grali jak równe z równy z gospodarzami. Nie potrafili tylko zatrzymać Heiko Herrlicha. Na jego dwie bramki golem odpowiedział Marek Citko, a podopieczni trenera Franciszka Smudy mieli jeszcze kilka okazji na strzelenie bramek.

Andrzej Michalczuk: - Pamiętam, że chwalili nas za to spotkanie. Pierwsze kilkanaście minut byliśmy trochę zdezorientowani. Wtedy te czterdzieści tysięcy na stadionie robiło ogromne wrażenie, czuło się ten oddech na plecach. Do trybun było trzy, może cztery metry - to tak jakby kibice byli tuż obok. Później zaczęliśmy się rozkręcać, zaczęła nam wychodzi gra. Bramki niestety padły po naszych błędach. Potem gola zdobył Marek Citko. Zabrakło nam czasu na odrobienie strat, ale na pewno nie pokazaliśmy się ze złej strony.

 

Marek Citko: - Na pewno mieliśmy małą satysfakcję, że graliśmy z nimi jak równy z równym. Do wyjścia z grupy zabrakło chyba właśnie doświadczenia pucharowego. Stąd ta malutka satysfakcja, że ta Borussia, której strzeliliśmy w sumie trzy bramki, i z którą nie powinniśmy ani na wyjeździe przegrać, ani u siebie zremisować, sięgnęła po puchar. To nie było tak, że się broniliśmy i wybijaliśmy po autach. Wstydu nie przynieśliśmy, a śmiem twierdzić, że w tym dwumeczu z drużyną z Dortmundu faworyta nie było.

Piłkarze wspominają, że mecze w LM były dla nich wielkim wydarzeniem. Zapewniają, że nie było mowy o strachu przed rywalami. - Dużą rolę odegrał Franciszek Smuda. Dzięki niemu do meczów w Lidze Mistrzów podchodziliśmy tak samo jak do ligowych. Nie było obawy, że jedziemy do Dortmundu czy Madrytu i dostaniemy lanie – twierdzi Majak. - Godnie prezentowaliśmy się w Europie. Jedyne w czym na pewno odstawaliśmy, to był obiekt. Ogromne wrażenie robiły na nas stadiony Borussii czy Atletico. Wtedy w Polsce żaden obiekt nie spełniał wymogów Ligi Mistrzów, ale musieliśmy gdzieś grać.

Borussia – Widzew 1:2

Bramki: 1:0 Herrlich (45.), 2:0 Herrlich (68.), 2:1 Citko (84.)

Widzew: Szczęsny, Wojtala, Łapiński, Michalczuk, Szymkowiak (72. Bajor), Michalski, Czerwiec, Majak, Siadaczka (80. Szarpak), Citko, Dembiński.

Borussia: Klos, Kohler, Sammer, Julio Cesar, Reuter, Lambert (24. Feiersinger), Moeller, Zorc, Heinrich, Chapuisat (90. But), Herrlich (77. Tretschok).