Waleczny, ambitny, skuteczny. Po prostu Smolar
Ładowanie...

Historia

15 November 2022 14:11

Waleczny, ambitny, skuteczny. Po prostu Smolar

"Zobaczysz, kiedyś też będę sławny i znany, a jak będziesz chciał moją koszulkę, zachowam się tak samo" - tak mówił Włodzimierz Smolarek przez zaciśnięte zęby tuż po zakończeniu swojego debiutanckiego występu w reprezentacji Polski.

A mówił te słowa na boisku w Buenos Aires, gdzie Polacy 12 października 1980 roku zakończyli towarzyski mecz z Argentyńczykami, przegrany 1:2 po efektownym golu strzelonym z rzutu wolnego przez... Diego Maradonę. Wschodząca gwiazda nie tylko argentyńskiej, ale również światowej piłki, była właśnie adresatem słów Smolarka, który tak zareagował na zignorowanie przez Maradonę propozycji widzewiaka odnośnie wymiany koszulek.

 

"Tak rozpoczęła sie moja przygoda z kadrą" - wspominał potem w swojej książce "Smolar. Piłkarz z charakterem". Tak samo jak w Widzewie, również w reprezentacji Smolarek, pokazywał w każdym meczu charakter, wolę walki i niespożyte siły. Już w tym wspomnianym debiucie z Argentyną jesienią 1980 roku, słynny napastnik popisał się swoim firmowym rajdem, który przyniósł rzut karny dla Polaków i wyrównującą bramkę.

 

- Smolarek to taki piłkarz, który bardziej walczy z przeciwnikami, niż gra w piłkę - tak zawodnika Widzewa ocenił słynny brazylijski trener Tele Santana, który jesienią 1980 roku obserwował mecz Polski z Hiszpanią w Barcelonie. W tym towarzyskim spotkaniu Polacy wygrali 2:1, a dla "Smolara" był to dopiero drugi występ w reprezentacji kraju.

 

Wkrótce został jednym z głównych architektów awansu Polski do finałów mistrzostw świata 1982. Przede wszystkim za sprawą dwóch bramek zdobytych w najważniejszym spotkaniu eliminacji, z Niemiecką Republiką Demokratyczną na wyjeździe (3:2). "Kiedy zdobyłem drugiego gola w tym meczu, to pół Polski straciło chyba zdrowie, bo zwlekałem dosyć długo z oddaniem strzału. Minąłem bramkarza Grapentina i mając przed sobą pustą bramkę, próbowałem ograć jeszcze nadbiegającego obrońcę. W pewnym momencie wyglądało to tak, jakby piłka, którą wielu widziało już w bramce, miała jednak do niej nie trafić". - wspominał po latach Smolarek swój występ na stadionie w Lipsku.

 

Nawet po latach tamtą akcję "Smolara" ogląda się z niedowierzaniem, ale legendarny widzewiak przecież lubował się w tego typu zagraniach i dryblingach. A przy tym nigdy nie odpuszczał rywalom, co dobrze opisał Zbigniew Boniek w swojej książce "Na polu karnym", gdzie szczegółowo przedstawił to, co działo się w szatni polskiej reprezentacji już na mundialu w Hiszpanii, w przerwie trzeciego grupowego meczu pierwszej fazy turnieju. Polacy grali z Peru i remisowali po 45 minutach 0:0, co oznaczało, że zaraz wrócą do domu. "W przerwie siedział ze spuszczoną głową, wcale się nie odezwał. Czułem, że w drugiej połowie zrobi wszystko, by zdobyć bramkę. Jak to dobrze, że mu się to udało!" - pisał Boniek.

 

Bo właśnie Smolarek po przerwie przerwał strzelecką niemoc Polaków w Hiszpanii i zdobył bramkę otwierającą wynik spotkania z Peru, które biało-czerwoni wygrali ostatecznie aż 5:1. Potem były kolejne dobre występy napastnika w tym turnieju, m.in. udział w akcji przy jednym z goli Bońka w słynnym meczu z Belgią (3:0), czy jego niezapomniane pojedynki w narożniku boiska z obrońcami drużyny Związku Radzieckiego w spotkaniu, które przyniosło Polakom awans do półfinału mundialu. Ostatecznie Polska zajęła trzecie miejsce w najważniejszej imprezie piłkarskiej na świecie, a Smolarek miał w tym bardzo duży udział.

 

Podobnie było w Widzewie, do którego trafił już jako 16-latek, w pierwszej połowie lat 70. Wtedy był obiecującym, wyróżniającym się juniorem rodem z Aleksandrowa Łódzkiego, który najpierw w RTS-ie dojrzewał piłkarsko jako młody zawodnik. W Ekstraklasie zadebiutował jednak jako gracz… Legii Warszawa, do której został ściągnięty przez powołanie do wojska.

 

Takie były wtedy realia, a wzięty w “piłkarskie kamasze” Smolarek strzelił nawet Widzewowi gola w lidze jako legionista, ale po dwóch latach wrócił już do łódzkiej drużyny na lata. Długo by opowiadać o jego dokonaniach dla RTS-u, ale niech przemówią liczby: 224 oficjalne występy i 71 strzelonych goli, z czego 61 w Ekstraklasie. Były też pamiętne bramki w europejskich pucharach, że wspomnijmy gole strzelane Juventusowi, Liverpoolowi czy Borussii Moenchengladbach.

 

Mijały lata, zmieniał się skład kadry Widzewa Łódź, ale to właśnie “Smolar” był jednym z tych nielicznych zawodników, którzy łączyli pokolenia w szatni Widzewiaków. Dzięki temu słynny napastnik zaliczył z RTS-em ośmioletni serial medalowych lokat w tabelach końcowych kolejnych sezonów Ekstraklasy (w tym dwa mistrzowskie tytuły w 1981 i 1982 roku) oraz historyczny triumf Klubu w Pucharze Polski.

 

Po latach w swojej autobiograficznej książce tak tłumaczył swoją pozycję w szatni Widzewa: “Przez lata spędzone w Łodzi grałem w jednej drużynie z wieloma piłkarzami, którzy tworzyli różne jedenastki Widzewa, ale zawsze łączyła ich chęć wygranej. Zetknąłem się też z różnymi szkoleniowcami, ale każdy z nich stawiał na mnie, darzył mnie pełnym zaufaniem, dawał “wolną rękę”. Jednocześnie ci wszyscy trenerzy wiedzieli, że ich nie zawiodę. Było tak zawsze, nawet kiedy byłem w troche gorszej dyspozycji”.

 

Ten może nieco przydługi cytat dobrze podsumowuje to, jakim piłkarzem był Włodzimierz Smolarek dla Widzewa Łódź. Zawsze stanowił jeden z głównych filarów zespołu, zwłaszcza od połowy 1982 roku, gdy z drużyny odeszli m.in. Marek Pięta, Władysław Żmuda i Zbigniew Boniek.

 

“Smolar” tak naprawdę jako ostatni z piłkarzy Wielkiego Widzewa wyjechał do zagranicznego klubu. Trafił do Eintrachtu Frankfurt, z którym w 1988 roku zdobył Puchar Niemiec. Potem pokazał się jako skuteczny napastnik w holenderskiej lidze, będąc już po trzydziestce zawodnikiem Feyenoordu Rotterdam i FC Utrechtu.

 

I właśnie wtedy mógł strzelić jeszcze jednego gola, bardzo symbolicznego w jego piłkarskiej karierze. Gdy w październiku 1980 roku 23-letni Włodzimierz Smolarek debiutował w reprezentacji Polski we wspomnianym meczu z Argentyną, mały Wojtek Kowalczyk miało dopiero 8 lat. Minęło 12 lat, i to właśnie Kowalczyka, przebojowego, młodego napastnika Legii i olimpijskiej reprezentacji, 14 października 1992 roku na stadionie w Rotterdamie zastąpił w 68. minucie meczu Holandia - Polska... 35-letni Smolarek.

 

Były widzewiak grał wtedy we wspomnianym Utrechcie i po blisko czterech latach przerwy w grze w narodowych barwach, został powołany przez selekcjonera Andrzeja Strejlaua na spotkanie z Holendrami w eliminacjach MŚ USA'94. "Smolar" wszedł na ostatnie 22 minuty przy wyniku 2:2 i miał szansę, by strzelić zwycięskiego gola. "Przede mną tylko bramkarz Stanley Menzo, zresztą mój stary znajomy. I co ja robię? Wydawało mi się, że strzelam dobrze. Może zrobiłem to trochę za wcześnie. Menzo wyczekał do końca w miejscu i bez większego problemu złapał mój strzał". - wspominał Smolarek. Wtedy po raz 60., i zarazem ostatni, wystąpił w reprezentacji Polski. 52 z tych biało-czerwonych meczów zaliczył jako Widzewiak.

 

Nie bez powodu wspominamy boiskowe dokonania "Smolara" właśnie teraz. We wtorek, 15 listopada 2022 roku, na jednym z bloków nieopodal stadionu Widzewa Łódź, został uroczyście odsłonięty mural przedstawiający i zarazem upamiętniający postać jednego z najwybitniejszych piłkarzy w historii zarówno Widzewa, jak i reprezentacji Polski.