Global categories
Sparing na skale, futrzane biznesy i... smaczna rakija
Jedną z najciekawszych wypraw widzewiacy zaliczyli w lutym 1973 roku, gdy jako beniaminek II ligi (obecnie I) wyjechali na ponad dwutygodniowe zgrupowanie do ówczesnej Jugosławii, gdzie rozegrali sparingi z klubami z Serbii, Macedonii i Kosowa. - Wtedy powoli zaczynaliśmy wyjeżdżać na zagraniczne zgrupowania do innych socjalistycznych krajów. Były wizyty w Niemieckiej Republice Demokratycznej, Czechosłowacji i właśnie w Jugosławii - wspomina Andrzej Możejko, jeden z piłkarzy tamtej drużyny Widzewa.
Podróż zespołu trenera Leszka Jezierskiego zaczęła się od lotu z Warszawy do Belgradu, a następnie łódzka drużyna ze stolicy Jugosławii udała się na południe kraju w kierunku Macedonii. Bazą widzewiaków miało być miasto Ochryd położone malowniczo nad wielkim Jeziorem Ochrydzkim.
Na rozgrzewkę, jeszcze po drodze do Macedonii, Widzew w pierwszym sprawdzianie rozgromił 7:0 zespół FK Ozren Sokobanja z niższych lig Jugosławii. Potem dotarli już do Ochrydu, gdzie czekała go pogodowa niespodzianka. Zamiast słońca ciągle padał deszcz, a pogoda przypominała polską, jesienną szarugę.
W takich warunkach 16 lutego 1973 r. widzewiacy rozpoczęli mecz z drugoligowym zespołem FK Bregałnica Sztip. Rozpoczęli, ale nie dokończyli, bo gra została przerwana po 45 minutach przy wyniku 0:0 z powodu fatalnego stanu boiska, które bardziej przypominało pobliskie jezioro niż zieloną murawę. Było to spowodowane usytuowanie boiska w Ochrydzie na skalistym podłożu, które nie wchłaniało ciągle padającego deszczu. Choć piłkarze obu drużyn byli przemoknięci do suchej nitki, to chcieli kontynuować grę, ale na to nie zgodził się sędzia oraz trenerzy Widzewa.
Dwa dni później boisko było już w nieco lepszym stanie i drużyna RTS mogła rozegrać kolejny sparing, tym razem z miejscowym FK Ochryd, zespołem występującym w regionalnej lidze. Widzewiacy wygrali 4:2 już do przerwy prowadząc 4:0 po golach Andrzeja Możejki, Władysława Dąbrowskiego, Janusza Harena i Stanisława Kaczmarka. W tym meczu rywale próbowali sobie pomóc dzięki sędziemu, który po przerwie podejmował kontrowersyjne decyzje, żeby zmniejszyć rozmiary porażki co... nie spodobało się nawet miejscowym kibicom.
Również w kolejnych meczach miejscowi uciekali się do różnych sztuczek, żeby tylko nie przegrać z polskim zespołem z Łodzi. Na przykład drugoligowe Dinamo Vranje na sparing z Widzewem wystawiło zespół wzmocniony piłkarzami z pierwszoligowych drużyn ze Skopje i Niszu. Mimo tego ekipa RTS nie dała sobie dmuchać w kaszę. Łodzianie objęli prowadzenie po strzale Dąbrowskiego, a gdy rywale wyrównali, w 82. minucie Kaczmarek strzelił na 2:1. Wtedy po raz kolejny widzewiacy przekonali się o bałkańskich sposobach na nieprzegrywanie. Na cztery minuty przed końcem sędzia podyktował problematyczny rzut karny i Dinamo wyrównało na 2:2.
Za to poza boiskiem gospodarze byli dla piłkarzy Widzewa bardzo gościnni. We wspomnianym Vranje na spotkania zaprosili ich burmistrz miasta oraz dyrektor jednej z fabryk. - Z tego wyjazdu przypominam sobie bardzo dobrą... rakiję - wspomina, śmiejąc się, Andrzej Możejko i dodaje: - Niektórzy z nas aż za bardzo posmakowali w tej bałkańskiej gościnności.
Tego typu wyjazdy miały też inne aspekty, powiedzmy ekonomiczne. Jugosławia rządzona wtedy przez marszałka Josipa Broz Tito była socjalistycznym krajem jak Polska, ale z elementami kapitalizmu i wolnego handlu. - Jak tam jechaliśmy, to zabraliśmy ze sobą kryształy i takie futerka z lisów na szale. Jugosłowianie chętnie to od od nas kupowali. Płacili zachodnimi walutami, jak dolary czy niemieckie marki, które przywoziliśmy do kraju - opowiada Możejko.
Takie to były czasy, ale drużyna i trenerzy Widzewa wiedzieli, kiedy jest czas na zabawę i biznesy, a kiedy na treningi i poważną grę. Ich najważniejszym rywalem podczas tego wyjazdu miał być zespół FK Prisztina, lider II ligi Jugosławii, mający w składzie m.in. czterech zawodników olimpijskiej reprezentacji kraju. Na stadionie w stolicy Kosowa mecz z udziałem Widzewa oglądało kilkanaście tysięcy miejscowych kibiców, ale spotkało ich rozczarowanie. Łodzianie wygrali 3:2 po dwóch bramkach Dąbrowskiego i jednej rezerwowego Stępniaka.
Na koniec piłkarskiej podróży po południowej Jugosławii zespół RTS zmierzył się z FK Trepca z Kosowskiej Mitrowicy, wtedy czwartym klubem miejscowej II ligi. Ten mecz zakończył się remisem 2:2 co oznaczało, że Widzew nie dał się pokonać w żadnym z sześciu rozegranych sparingów. Te wyniki napawały optymistycznie włodarzy i kibiców łódzkiego klubu przed rundą wiosenną. Pojawiły się nawet głosy, że Widzew jako beniaminek może powalczyć o awans do I ligi (teraz ekstraklasy). Ostatecznie sezon 1972/1973 widzewiacy zakończyli na 6. miejscu w II lidze i na awans do krajowej elity trzeba było jeszcze poczekać.