Global categories
Snajper, psycholog i kawalarz w jednym
- Wszyscy go lubiliśmy, bo swoim pogodnym zachowaniem umiał rozładować nawet najbardziej napiętą atmosferę. Porażkę czy tlący się konflikt potrafił obrócić w żart, nie dramatyzował - wspominał po latach na łamach "Przeglądu Sportowego" Mirosław Tłokiński. O kim mowa? Tym drużynowym psychologiem, w dodatku z dużym poczuciem humoru, był Marek Pięta.
Co ciekawe, na początku swojej gry w Widzewie Pięta nie mógł liczyć na zaufanie nowych kolegów z drużyny. Wymyślili sobie, że jest "wtyczką" trenera Stanisława Świerka, który wtedy przejął zespół, a z którym napastnik pracował razem w Górniku Wałbrzych. Zresztą z przejściem Marka Pięty z tego klubu do Widzewa wiąże się jeszcze jedna historia, o której w swojej autobiografii pisał Włodzimierz Smolarek: "Prezes Sobolewski, żeby uchronić go przed pójściem do wojska, dosłownie w dwie godziny załatwił mu zameldowanie w Łodzi. Był on dzięki temu już w innym okręgu wojskowym i do wojska nie poszedł".
Smolarek okazał się jednym z tych piłkarzy Widzewa, który szybko zaprzyjaźnił się z Piętą i od którego wiele się nauczył. "Od początku dał się poznać jako ten piłkarz, który gra nieszablonowo z boiskowym sprytem i cwaniactwem oraz zdecydowanie. (...) Dobrze razem zaczęliśmy. Wygraliśmy parę trudnych meczów i świetnie ze sobą współpracowaliśmy: jeden słuchał i uczył się od drugiego do tego stopnia, że później nasze rodziny wspólnie wyjeżdżały na wakacje".
Zdjęcie numer 2: Takiego go zapamiętali koledzy. Uśmiechnięty Marek Pięta podczas towarzyskiej rozmowy w gronie widzewiaków
Jak wspominał Andrzej Grębosz, "Smolarek, Boniek i Pięta to był nasz widzewski Trójkąt Bermudzki ". O boiskowych wyczynach Marka Pięty, w tym pamiętnych golach z Juventusem, można przeczytać na stronie widzew.com w tekście: Szybki jak wiatr specjalista od ważnych goli.
A poza boiskiem Pięta był właśnie specjalistą od poprawy nastrojów w drużynie. To był kawalarz jakich mało. - Wiadomo jak to jest w takiej grupie. Zawsze ktoś znajdzie się na celowniku. Chłopaki potrafią z kogoś, jak to się mówi "drzeć łacha". A Mareczek potrafił się sprytnie w to darcie podłączyć. Wchodził w tempo, zupełnie jak podczas meczu - wspominał Józef Młynarczyk w rozmowie z Antonim Bugajskim na łamach "Przeglądu Sportowego".
Marka Pięty nie ma już wśród nas. Zmarł cztery lata temu, 11 listopada 2016 roku w wieku 62 lat. Spoczął na Cmentarzu Rzymskokatolickim pw. Wszystkich Świętych w Łodzi.