Siódemka na starcie, karne na mecie, czyli Puchar Polski dla Widzewa!
Ładowanie...

Global categories

26 June 2020 15:06

Siódemka na starcie, karne na mecie, czyli Puchar Polski dla Widzewa!

Dawno, dawno temu, w czasach kiedy nie było internetu ani telefonów komórkowych z messengerem, działacze Ludowego Klubu Sportowego Jadowniczanka ze wsi Jadowniki w Małopolsce zadzwonili do PZPN-u zapytać się, kogo wylosowali w 1/16 finału Pucharu Polski...

Działo się to latem 1984 roku, gdy klub grający na co dzień w klasie międzyokręgowej niespodziewanie wyeliminował w Pucharze Polski dwa zespoły zaplecza Ekstraklasy, Górnika Knurów i Błękitnych Kielce, a teraz miał się zmierzyć z o wiele mocniejszym rywalem. Gdy w PZPN-ie odebrano telefon i jeden z przedstawicieli Związku przewrotnie zapytał, kogo chciałaby wylosować Jadowniczanka, jej działacze odpowiedzieli: - A z Widzewem byśmy chcieli. Okazało się, że właśnie los skojarzył klub spod Brzeska z potentatem z Łodzi.

I tak oto 5 września 1984 roku Widzew zawitał do maleńkich Jadownik, wzbudzając takie zainteresowanie, że na małym stadionie zameldowało się ponad 10 tysięcy kibiców, jak wspominali po latach działacze i piłkarze Jadowniczanki. Ci drudzy odgrażali się, że stawią opór widzewiakom. - Będę krył Dziekanowskiego. Nie boję się go. On ma dwie nogi, ale i ja mam dwie - zapowiadał przed meczem Janusz Bodzioch, później znany ligowiec. Wtedy tak pilnował z kolegami "Dziekana", że ten w ciągu pierwszych 9 minut strzelił gospodarzom 3 gole, a zajęto mu to raptem 5 minut (4'-9').

Ostatecznie Widzew rozgromił Jadowniczankę 7:1 i awansował do 1/8 finału, gdzie również nie miał problemów z drugoligowym Piastem Nowa Ruda. Łodzianie pojechali na Dolny Śląsk i wygrali 3:0, strzelając wszystkie gole już do 34. minuty. To oznaczało, że zespół RTS zagra w wiosennej fazie Pucharu Polski w ćwierćfinałach, gdzie rywalem miał być ówczesny mistrz Polski i zarazem obrońca Pucharu - Lech Poznań.

Zdjęcie nr 2: Dariusz Dziekanowski (pierwszy z prawej) i Włodzimierz Smolarek (w środku) nie przepadali za sobą. Mimo tego trenerowi Waligórze udało się ich pogodzić na boisku, dzięki czemu Widzew dotarł do finału Pucharu Polski 1985

Jednak nim doszło do tych spotkań, w Widzewie zaszły ważne zmiany. Po jesieni 1984 roku z zespołem pożegnał się Władysław Żmuda, a na trenerską ławkę czerwono-biało-czerwonych powrócił kolejny uznany szkoleniowiec w historii klubu - Bronisław Waligóra. I już na starcie musiał ugasić niezły "pożar" w szatni drużyny, bo w międzyczasie wspomniany Dziekanowski, który nie potrafił zaaklimatyzować się w Łodzi, a przede wszystkim w zespole Widzewa, jeszcze bardziej popsuł atmosferę wywiadem dla tygodnika "Sportowiec", w którym wyciągnął na światło dzienne wiele tajemnic związanych z szatnią RTS-u, a ponadto skrytykował kolegów z drużyny.

Dziekanowski był skonfliktowany z resztą zawodników, a już zwłaszcza ze starszyzną na czele z Włodzimierzem Smolarkiem. Mieli go już serdecznie dość i nawet w tej sprawie poszli do prezesa Ludwika Sobolewskiego. Ostatecznie szef Widzewa jakoś załagodził sytuację, a trener Waligóra sprawił, że wiosną 1985 duet Smolarek-Dziekanowski grał bardzo dobrze.

Tak było m.in. w pamiętnym rewanżowym ćwierćfinale Pucharu Polski z Lechem, gdy po remisie 0:0 w Poznaniu, widzewiacy zmierzyli się z aktualnym mistrzem kraju w swoim pierwszym w historii domowym meczu przy sztucznym oświetleniu. W blasku jupiterów rozegrali wspaniałe spotkanie, strzelając po przerwie 3 gole w niewiele, ponad 20 minut. - Pomyślałem sobie, że dobrze byłoby przejść do historii i zdobyć bramkę jako pierwszy piłkarz w tym historycznym meczu. I udało się to! Przede wszystkim byłem zadowolony z tego, że grało mi się naprawdę dobrze i czułem, że odzyskuję dawną formę - wspominał później Smolarek w swojej książce "Smolar. Piłkarz z charakterem". On otworzył wynik, a potem dwa gole strzelił Dziekanowski.

Zdjęcie nr 3: Zespół Widzewa przed finałem Pucharu Polski 1985. Mimo dużych zmian w kadrze we wcześniejszych latach, to nadal była jedna z najmocniejszych drużyn w kraju

W półfinałach Pucharu Polski na widzewiaków czekała legenda tych rozgrywek - Górnik Zabrze, który właśnie wracał do swojej świetności z lat 60. i w lidze walczył o mistrzowski tytuł. Jak się wkrótce okazało, skutecznie, ale w pucharowym dwumeczu nie dał rady widzewiakom. W tych spotkaniach w główniej roli wystąpił Marek Dziuba, który przed sezonem przyszedł z... ŁKS-u. Ten ofensywnie grający obrońca najpierw strzelił na 2:0 w pierwszym spotkaniu, które łodzianie wygrali u siebie 3:0. Jeszcze ważniejsze trafienie zaliczył w rewanżu, bo Górnik zaczął mecz bardzo dobrze, szybko objął prowadzenie (4. minuta), ale właśnie wtedy Widzew równie szybko odpowiedział golem Dziuby.

Ostatecznie łodzianie przegrali 1:3, ale właśnie ta bramka zdobyta w Zabrzu zadecydowała o pierwszym w historii Widzewa awansie do finału Pucharu Polski. Ten rozegrano 26 czerwca 1985 roku na stadionie Legii w Warszawie. Rywalem RTS-u był kolejny śląski klub - GKS Katowice, który dopiero zaczynał drogę po sukcesy w lidze i Pucharze. Nie ma co ukrywać, że finałowe spotkanie nie było wielkim widowiskiem. Katowiczanie skupili się na skutecznym rozbijaniu ataków faworytów z Łodzi i z remisem 0:0 dotrwali aż do serii rzutów karnych.

To właśnie piłkarze GKS-u rozpoczynali strzelanie jedenastek i pierwszą spudłowali, podobnie jak dwie z trzech kolejnych. Aż trzy ich strzały obronił Henryk Bolesta. W tym samym czasie wśród widzewiaków spudłował tylko Dziekanowski i przed czwartym karnym łodzian ci już prowadzili 2:1. Wystarczyło trafić jeszcze tylko raz... - Kiedy Waligóra zaczął wyznaczać piłkarzy do wykonywania karnych, to prawie nikt nie chciał się tego podjąć. Stąd też wykonawcą ostatniego, decydującego o naszym zwycięstwie karnego był właśnie Bolesta - wspominał w swojej książce Smolarek.

Przed samym strzałem Bolesta podszedł do Franciszka Sputa, bramkarza GKS-u, i powiedział mu, żeby uważał, bo on musi strzelić tego karnego, a może zrobić to tak mocno, że golkiper Katowic wpadnie z piłką do bramki. Sput w siatce nie wylądował, ale piłka już tak i piłkarze Widzewa mogli świętować w stolicy swój historyczny sukces.

Zdjęcie nr 4: Trener Bronisław Waligóra triumfuje na stadionie Legii z Pucharem Polski dla Widzewa

Widzew został 14. klubem w historii, który sięgnął po Puchar Polski. Dla trzech piłkarzy z tamtej drużyny, a byli to Piotr Romke, Włodzimierz Smolarek i Krzysztof Kamiński, było to trzecie trofeum zdobyte w barwach RTS-u, po wcześniejszych mistrzostwach Polski z lat 1981 i 1982. Sukces w krajowym Pucharze oznaczał, że jesienią 1985 roku widzewiacy po raz pierwszy mieli zagrać w europejskim Pucharze Zdobywców Pucharów.

Droga Widzewa do zdobycia Pucharu Polski w sezonie 1984-1985:

1/16 finału

Jadowniczanka Jadowniki - Widzew 1:7 (5:1)

Gole: Andrzej Wołek (44') - Dariusz Dziekanowski (4', 8', 9'), Roman Wójcicki (22', 26'), Włodzimierz Smolarek (65'), Krzysztof Kajrys (72')

1/8 finału

Piast Nowa Ruda - Widzew 0:3 (0:3)

Gole: Jerzy Leszczyk (3', 34'), Dariusz Dziekanowski (8')

1/4 finału

Lech Poznań - Widzew 0:0

Widzew - Lech Poznań 3:1 (0:0)

Gole: Włodzimierz Smolarek (59'), Dariusz Dziekanowski (66', 81) - Dariusz Kofnyt (59')

1/2 finału

Widzew - Górnik Zabrze 3:0 (0:0)

Gole: Jerzy Wijas (53'), Marek Dziuba (57'), Dariusz Dziekanowski (77')

Górnik Zabrze - Widzew 3:1 (1:1)

Gole: Ryszard Komornicki (4'), Marek Majka (46'), Marian Zalastowicz (77') - Marek Dziuba (6')

Finał - 26 czerwca 1985 r. (stadion Legii Warszawa)

Widzew - GKS Katowice 0:0 po dogrywce, karne: 3-1

Widzew: Henryk Bolesta - Kazimierz Przybyś, Roman Wójcicki, Marek Dziuba (92' Mirosław Kuniczuk), Krzysztof Kamiński, Mirosław Myśliński, Marek Podsiadło, Tadeusz Świątek (54' Mieczysław Kasperkiewicz), Jerzy Leszczyk, Dariusz Dziekanowski, Włodzimierz Smolarek.

Trener: Bronisław Waligóra.