Global categories
Reprezentacyjny snajper z charakterem
A mówił te słowa w październiku 1980 roku na boisku w Buenos Aires, gdzie właśnie Polacy zakończyli towarzyski mecz z Argentyńczykami, przegrany 1:2 po efektownym golu strzelonym z rzutu wolnego przez... Diego Maradonę. Wschodząca gwiazda nie tylko argentyńskiej, ale również światowej piłki, była właśnie adresatem słów Smolarka, który tak zareagował na zignorowanie przez Maradonę propozycji widzewiaka odnośnie wymiany koszulek.
"Tak rozpoczęła się moja przygoda z kadrą" - wspominał potem w swojej książce "Smolar. Piłkarz z charakterem". Tak samo jak w Widzewie, również w reprezentacji Smolarek, pokazywał w każdym meczu charakter, wolę walki i niespożyte siły. Już w tym wspomnianym debiucie z Argentyną słynny napastnik popisał się swoim firmowym rajdem, który przyniósł rzut karny dla Polaków i wyrównującą bramkę.
- Smolarek to taki piłkarz, który bardziej walczy z przeciwnikami, niż gra w piłkę - tak zawodnika Widzewa ocenił słynny brazylijski trener Tele Santana, który jesienią 1980 roku obserwował mecz Polski z Hiszpanią w Barcelonie. W tym towarzyskim spotkaniu Polacy wygrali 2:1, a dla "Smolara" był to dopiero drugi występ w reprezentacji kraju.
Zdjęcie nr 2: Na powołanie do reprezentacji i debiut w kadrze narodowej Włodzimierz Smolarek zapracował bardzo dobrymi występami w barwach Widzewa
Niedługo potem przyszedł czas na pierwszego gola strzelonego przez Smolarka w koszulce z białym orłem. Po słynnej aferze na Okęciu tylko on z czwórki powołanych widzewiaków dotarł na Maltę i zdobył jedną z dwóch bramek w zwycięskim meczu rozpoczynającym udział polskiej drużyny w eliminacjach do hiszpańskiego mundialu. Jakże udanych dla pochodzącego z Aleksandrowa Łódzkiego piłkarza, który był jednym z głównych architektów awansu Polski do finałów mistrzostw świata 1982.
Przede wszystkim za sprawą dwóch bramek zdobytych w najważniejszym spotkaniu eliminacji, z Niemiecką Republiką Demokratyczną na wyjeździe (3:2). "Kiedy zdobyłem drugiego gola w tym meczu, to pół Polski straciło chyba zdrowie, bo zwlekałem dosyć długo z oddaniem strzału. Minąłem bramkarza Grapentina i mając przed sobą pustą bramkę, próbowałem ograć jeszcze nadbiegającego obrońcę. W pewnym momencie wyglądało to tak, jakby piłka, którą wielu widziało już w bramce, miała jednak do niej nie trafić." - wspominał Smolarek swój występ na stadionie w Lipsku.
Nawet po latach tamtą akcję ogląda się z niedowierzaniem, ale legendarny widzewiak przecież lubował się w tego typu zagraniach i dryblingach. A przy tym nigdy nie odpuszczał rywalom, co dobrze opisał Zbigniew Boniek w swojej książce "Na polu karnym", gdzie szczegółowo przedstawił to, co działo się w szatni polskiej reprezentacji już na mundialu w Hiszpanii, w przerwie trzeciego grupowego meczu pierwszej fazy turnieju. Polacy grali z Peru i remisowali po 45 minutach 0:0, co oznaczało, że zaraz wrócą do domu. "W przerwie siedział ze spuszczoną głową, wcale się nie odezwał. Czułem, że w drugiej połowie zrobi wszystko, by zdobyć bramkę. Jak to dobrze, że mu się to udało!" - pisał Boniek.
Bo właśnie Smolarek po przerwie przerwał strzelecką niemoc Polaków w Hiszpanii i zdobył bramkę otwierającą wynik spotkania z Peru, które biało-czerwoni wygrali ostatecznie aż 5:1. Potem były kolejne dobre występy napastnika w tym turnieju, m.in. udział w akcji przy jednym z goli Bońka w słynnym meczu z Belgią (3:0), czy jego niezapomniane pojedynki w narożniku boiska z obrońcami drużyny Związku Radzieckiego w spotkaniu, który przyniosło Polakom awans do półfinału mundialu.
Zdjęcie nr 3: Włodzimierz Smolarek i selekcjoner Antoni Piechniczek często mieli powody do tego, by składać sobie gratulacje za udane mecze reprezentacji Polski
Ostatecznie Polska zajęła trzecie miejsce w najważniejszej imprezie piłkarskiej na świecie, a Smolarek miał w tym bardzo duży udział. Podobnie jak w kolejnym starcie biało-czerwonych w mistrzostwach świata. Najpierw 3 gole w eliminacjach do Mexico'86, a potem jedna jedyna bramka zdobyta przez Polaków w kraju Azteków, która zapewniła kadrze Antoniego Piechniczka awans do fazy pucharowej i mecz z Brazylią.
Tym samym "Smolar" stał się jednym z raptem kilku Polaków, którzy strzelali gole na przynajmniej dwóch mundialach. W jednej grupie obok Grzegorza Laty, Andrzeja Szarmacha czy Zbigniewa Bońka. Ale w jednym słynny napastnik Widzewa nie ma sobie równych. W swoich 60 występach w drużynie narodowej strzelił 13 goli, ale wszystkie w meczach o punkty eliminacji lub finałów wielkich piłkarskich imprez. Goli ważnych, bardzo ważnych lub dosłownie bezcennych, w różnych momentach historii polskiej reprezentacji.
A mógł być jeszcze jeden gol, bardzo symboliczny. Gdy w październiku 1980 roku 23-letni Włodzimierz Smolarek debiutował w reprezentacji Polski we wspomnianym meczu z Argentyną, mały Wojtek Kowalczyk miało dopiero 8 lat. Minęło 12 lat, i to właśnie Kowalczyka, przebojowego, młodego napastnika Legii i olimpijskiej reprezentacji, 14 października 1992 roku na stadionie w Rotterdamie zastąpił w 68. minucie meczu Holandia - Polska... 35-letni Smolarek.
Były widzewiak grał wtedy w holenderskim Utrechcie i po blisko 4 latach przerwy w grze w narodowych barwach, został powołany przez selekcjonera Andrzeja Strejlaua na spotkanie z Holendrami w eliminacjach MŚ USA'94. "Smolar" wszedł na ostatnie 22 minuty przy wyniku 2:2 i miał szansę, by strzelić zwycięskiego gola. "Przede mną tylko bramkarz Stanley Menzo, zresztą mój stary znajomy. I co ja robię? Wydawało mi się, że strzelam dobrze. Może zrobiłem to trochę za wcześnie. Menzo wyczekał do końca w miejscu i bez większego problemu złapał mój strzał." - wspominał Smolarek. Wtedy po raz 60. i zarazem ostatni wystąpił w reprezentacji Polski. Aż 52 z tych biało-czerwonych meczów zaliczył jako widzewiak.
Nie bez powodu wspominamy reprezentacyjne dokonania "Smolara" właśnie teraz. To w lipcu (1982 roku) osiągnął z reprezentacją Polski największy sukces, czyli III miejsce w finałach mistrzostw świata w Hiszpanii. A gdyby żył, to dzisiaj, 16 lipca, Włodzimierz Smolarek obchodziłby swoje 63. urodziny.