Global categories
Radosław Mroczkowski: Zespół jest świadomy celu
Marcin Olczyk: Jakie ma pan oczekiwania względem obozu przygotowawczego, który trwa właśnie w Opalenicy?
Radosław Mroczkowski: Zależało nam na tym, żebyśmy mogli patrzeć na zespół od środka i móc dobrze poznać wszystkich zawodników, zarówno tych, którzy są w drużynie od dawna, jak i zupełnie nowych, dopiero do niej przymierzanych. Nadarza się idealna okazja, żeby przekonać się co do ich osobowości. Poza tym to zawsze okoliczność sprzyjająca integracji piłkarzy ze sobą i ze sztabem szkoleniowym. Możemy tu też płynnie wykonywać naszą wspólną pracę. Na obozie obowiązuje inny plan - nie tylko treningowy, ale też całego dnia. Wstajesz, myślisz o tym, żeby przygotować się do treningu, bierzesz udział w odprawie, a później właściwych zajęciach. Masz czas je przeanalizować i w spokoju odpocząć. Nic nie przeszkadza w tym, żeby skupić się na tej właściwej pracy.
Warunki sprzyjają?
- Na pewno tak. Niczego nam tu nie brakuje. W tym samym ośrodku stacjonują obecnie drużyny z ekstraklasy i z zagranicy. Ważne jest dla chłopaków, żeby zobaczyć, jak to wszystko odbywa się na tych wyższych poziomach ligowych. Znalezienie się pośród tych drużyn może dodać naszym zawodnikom pewności siebie. Zawsze jest szansa coś ciekawego podpatrzeć, a może też zobaczyć, jaka jest między nimi a nami różnica. Praca tu, w Opalenicy, powinna być dla nas wszystkich fajnym doświadczeniem. Godzinowo jest więcej treningów, a do tego możemy się na nich w pełni skupić. Nie musimy się nigdzie spieszyć, a zajęcia możemy odpowiednio zoptymalizować. Mogę też na spokojnie porozmawiać indywidualnie z zawodnikami i poznać ich od zupełnie innej strony. To są ważne rzeczy.
Z pierwszych zajęć na boisku może pan być zadowolony?
- Staramy się pracować nad tym, co widzimy, że trzeba pozmieniać lub ułożyć według własnej koncepcji. Mamy na obozie na tyle dużo czasu, że możemy znaleźć odpowiednie proporcje i optymalnie wykorzystać każdy dzień. Na miejscu, w Łodzi, życie toczy się trochę inaczej, a zawodnik rozpraszany jest wieloma sprawami.
Poszczególne ćwiczenia rozlicza pan co do sekundy. Jakie ma to znacznie dla całego treningu?
- Tak jak w trakcie meczu, czas również na treningu upływa bardzo szybko. Dlatego chcemy, żeby zawodnicy byli w stanie dobrze reagować pod jego presją i mimo stresu podejmować właściwe decyzje. To trzeba wypracować właśnie na tego typu zgrupowaniach. Każda sekunda i każdy moment przekładają się potem na organizację gry. Dlatego mamy precyzyjnie rozplanowane treningi, ale też plan każdego dnia.
Dużo jest pan w stanie zmienić przez najbliższe trzy tygodnie?
- To muszą być etapy. Nie ma mowy o wariactwie. Nie możemy nagle wymienić dwudziestu piłkarzy. Mamy grupę ludzi, którzy na pewnym poziomie coś osiągnęli i chcą się dalej rozwijać. Pracujemy z nimi, ale naturalną koleją rzeczy jest, że w ramach rywalizacji będziemy kolejne kwestie w zespole korygować, co zresztą robimy od pierwszego treningu.
Do 21 lipca czasu zostało niewiele. Na efekty poczekać trzeba będzie zapewne dużo dłużej.
- Na pewno potrzebujemy jeszcze dużo czasu, ale też musimy podchodzić do wszystkiego spokojnie. Cel nadrzędny jest u wszystkich w głowie i będziemy do niego dążyć bez - mam nadzieję - zbędnego pompowania balona oczekiwań. Najważniejsze, że zespół jest tego celu świadomy.
Czy bardzo zmieniło się pana postrzeganie pracy trenera od czasu, gdy ostatni raz był pan pierwszym szkoleniowcem Widzewa?
- Na pewno poprzez codzienną pracę zbiera się nowe doświadczenia. Staram się w oparciu o nie iść do przodu. Myślę, że podobnie ma każdy trener, który - jeśli pracuje czynnie - chce być na bieżąco i stale unowocześnia swoją pracę. Ja na pewno jestem bogatszy o doświadczenia poprzez praktykę treningową i współpracę z wieloma różnymi zawodnikami. Musimy być w tym bardzo elastyczni, bo sama piłka bardzo zmienia się w czasie.
Materiał ludzki ma pan w Widzewie zupełnie inny niż w latach 2011-2013.
- Zgadza się, ale nie jest to zaskoczeniem. W każdym klubie są zawodnicy w różnym wieku i po przejściu różnych szkół trenerskich. Według mnie wszystkich piłkarzy można jednak skorygować na własne potrzeby, a przy tym czegoś ich nauczyć czy rozwinąć.
Czyli nie stanowi dla pana jakiejś szczególnej trudności, że trzecioligowy Widzew to był jednak sportowo styk futbolu profesjonalnego i amatorskiego?
- Nie, ale musimy zdawać sobie sprawę z tego, że mamy zawodników innych niż kluby w pierwszej lidze czy ekstraklasie. Mamy również wielu młodych piłkarzy, których da się rozwinąć. Za jakiś czas widzieć ich będziemy już na zupełnie innym poziomie. Bardzo różnie trzeba do tego podchodzić. Ważne, żeby nie przyjmować, że może być tylko tak, a nie inaczej. Wszystko to kwestia systematycznej pracy.
Ma pan na koncie przeróżne doświadczenia trenerskie, od pracy z młodzieżą, przez kluby ekstraklasy po członkostwo w sztabie szkoleniowym seniorskiej reprezentacji Polski. Wspomina pan któreś z nich jako to jedno, które najbardziej ukształtowało pana zawodowo?
- Faktycznie przeszedłem drogę od trampkarza do seniora. Trwało to w związku z tym dłużej, ale do pracy z seniorami też trzeba na swój sposób dojrzeć. Dzięki pracy z młodzieżą trener wie później lepiej, jak kształtować zawodników. Dla mnie to było bardzo cenne. Teraz nic mnie w pracy z młodymi piłkarzami nie jest w stanie zaskoczyć. Potrafię pewne ważne sprawy rozgraniczyć.
Czy pan w tę młodzież faktycznie wierzy i widzi w niej realny potencjał, czy jednak "dzieciaki Mroczkowskiego" sprzed kilku lat były raczej efektem potrzeby chwili lub braku innego wyjścia?
- Na pewno musieliśmy się troszkę spieszyć, bo wymagała tego od nas sytuacja. Wszyscy jednak pamiętają, że zalążkiem tamtego zespołu była drużyna grająca w Młodej Ekstraklasie. Pewnie gdybyśmy nie byli zmuszeni do tak zdecydowanych działań, to niektóre decyzje mogłyby zostać podjęte później. W przypadku kilku zawodników prawdopodobnie lepiej byłoby poczekać jeszcze przykładowo z pół roku i lepiej ich ułożyć. Wcześniej odbyła się jednak odpowiednia praca selekcyjna, żeby wydobyć tych , którzy mieli potencjał i mogli w przyszłości zaistnieć.
Czy w tym kontekście będzie teraz dla pana istotna drużyna rezerw, poprzez którą młodzi piłkarze mogą zaznać smaku seniorskiej piłki?
- Chcielibyśmy mieć drugi zespół, w którym grać będą młodzi zawodnicy, podobnie jak ci z kadry pierwszego zespołu, którym brakować będzie rytmu meczowego. Bez gry zawodnik stoi w miejscu. Mecz to mecz, niezależnie na jakim szczeblu. Oczywiście wypożyczanie zawodników też jest na swój sposób korzystne, ale przy zastrzeżeniu pewnych warunków. Musimy wiedzieć, gdzie zawodnik idzie, z kim będzie pracował i jakie plany wobec niego ma klub wypożyczający. Często bowiem tacy piłkarze znikają z pola widzenia. Klub powinien mieć pełną kontrolę nad tym, co się dzieje z jego piłkarzem.
Czy praca z Leo Beenhakkerem była dla pana ważnym życiowym doświadczeniem? Przydało się w pracy spojrzenie kogoś z zewnątrz, spoza polskiej piłki?
- Tu trzeba wrócić do pracy selekcyjnej. Przechodziłem takie etapy, na których pracując z młodzieżą pracowałem na przykład z reprezentacjami Łodzi. Po tych doświadczeniach lokalnych miałem okazję sprawdzić się w młodzieżowych reprezentacjach Polski, między innymi przy trenerze Zamilskim. Zaproszenie od trenera Leo Beenhakkera było w tym wszystkim na pewno sporym wyróżnieniem. Funkcjonowanie na co dzień w sztabie reprezentacji daje człowiekowi niezwykle cenny obraz, rozwija go. Stwarza możliwość porozmawiania ze szkoleniowcem, który pracował i osiągał sukcesy z topowymi klubami, czuwając przy tym nad rozwojem wielu gwiazd piłkarskich, ze Zlatanem Ibrahimoviciem na czele. Był to dla mnie na pewno cenne doświadczenie i dodało pewności siebie w dalszej pracy.
Czy mimo swojego doświadczenia Beenhakker był trenerem, który liczył się ze zdaniem swoich współpracowników?
- Cenił na pewno osoby, które miały swoje spojrzenie, a nie kiwały głową i zgadzały się na to, co jest. Takich sytuacji zdarzało się wiele, a on lubił dyskusje na argumenty. Ważne było, żeby potrafić swoje tezy obronić. To były bardzo fajne dyskusje, bo zawsze na ich końcu pojawiała się odpowiedź od osoby, która funkcjonowała przez lata na tym zdecydowanie najwyższym poziomie.