Pracować ku chwale Widzewa - rozmowa z Marcinem Pipczyńskim
Ładowanie...

Global categories

28 March 2017 15:03

Pracować ku chwale Widzewa - rozmowa z Marcinem Pipczyńskim

Dla Marcina Pipczyńskiego to już druga runda na stanowisku kierownika drużyny. Jak ocenia ten okres?

Kamila Matusiak: Za panem ponad pół roku w klubie na stanowisku kierownika drużyny. Na starcie kolejnej podsumujmy ten czas. Czy dotychczas osiągnął pan wszystkie cele, jakie założył pan sobie do zrealizowania na tym stanowisku?

Marcin Pipczyński: To nie do końca tylko pół roku na stanowisku kierownika drużyny. Od 6 lat współpracuję z Widzewem, a zanim objąłem funkcję kierownika pierwszej drużyny zajmowałem się drużynami młodzieżowymi,a konkretnie rocznikiem 1998. Jeśli chodzi o zrealizowane do tej pory cele to myślę, że wszystko idzie po moje myśli i - póki co - obyło się bez większych potknięć. Wiadomo, że ja też cały czas uczę się tej funkcji. Przez te pół roku współpracowałem z trzema trenerami i myślę że od każdego czegoś się nauczyłem. Uczę się zresztą cały czas, co, mam nadzieję ,będzie procentować w przyszłości.

Czy tak wyobrażał sobie pan pracę kierownika pierwszej drużyny?

- Tak, nic mnie nie zaskoczyło, Zadania są podobne jak w pracy z juniorami, jedynie otoczka jest inna, ale zakres obowiązków niemal identyczny.

Czym różni się praca z drużyną seniorską od pracy z juniorami?

- Z juniorami, oprócz obowiązków typowo kierowniczych, trzeba do pracy dołożyć jeszcze elementy wychowania. Obozy, treningi, ogólnie codzienna praca z dziećmi wymaga podejścia pedagogicznego i współpracy z rodzicami.

Ciężko utrzymać w ryzach drużynę?

- W pierwszym zespole zdecydowanie łatwiej. Jeżeli drużyna jest zgrana to zawodnicy pilnują się sami, a także siebie nawzajem. Dodatkowo każdy trener wprowadza swoje zasady, regulamin szatni. Poza tym to są dorośli faceci, odpowiedzialni za swoje zachowanie, więc trzeba liczyć na ich rozsądek.

Na czym dokładnie polega praca kierownika drużyny?

Przede wszystkim na organizowaniu codziennej pracy drużyny. Dotyczy to przygotowania bazy treningowej, wyjazdów, hoteli, obozów, opieki nad zawodnikami, ogólnie rzecz biorąc komfortu pracy całej drużyny i sztabu szkoleniowego.

Najtrudniejsze zadanie na tym stanowisku do tej pory?

- Każde zadanie jest trudne i wymaga tego, by było dobrze zrobione. Najtrudniej dotychczas było znaleźć bazę noclegową, kiedy mecz był rozgrywany w niedzielę. Zlokalizowanie hotelu, w którym akurat nie obywa się wesele, czasem graniczyło z cudem.

Mając tę wiedzę co teraz i cofając się pół roku, podjąłby się pan jeszcze raz objęcia tego stanowiska?

- Bez wahania.

Piłkarze przychodzą i odchodzą. Jaka jest rola kierownika we wprowadzaniu nowych zawodników do drużyny?

- Moja rola polega na przejęciu zawodnika od dyrektora sportowego i wprowadzeniu go do szatni, ale także wskazaniu mu bazy noclegowej i organizacji sprzętu sportowego. Od samego początku taki ktoś ma się czuć dobrze w widzewskiej rodzinie. Wcześniej pomagałem również w znalezieniu mieszkania, jeśli zawodnik był spoza Łodzi. Od tego sezonu zawodnicy sami sobie to organizują.

Drużyna średnio co dwa tygodnie musi się przemieszczać. Jesienią wyjazdów było zdecydowanie więcej niż przeciętnie. Obyło się bez problemów? Mieliście jakieś nietypowe "przygody"?

- Tych nieprzyjemnych nie było. Raczej wszystko odbywało się bezproblemowo. Jedną zabawną historię szczególnie zapamiętałem. Na trasie spotkaliśmy parę młodą, która robiła sobie ślubną sesję zdjęciową. Wpadli na pomysł, by zrobić kilka zdjęć przy widzewskim autokarze. Panna młoda była zachwycona i zarzekała się, że będą to najlepsze zdjęcia z tej sesji.

Jak większość osób pracujących w Widzewie, wykonuje pan także inne obowiązki zawodowe. Ciężko jest to pogodzić?

- Są dni, kiedy jest ciężko, szczególnie jak w planie są dwa treningi jednego dnia, ale na tę chwilę daję radę.

Nie tylko pan zaliczył debiut w seniorskiej drużynie, ale także pana syn Kacper, na razie póki co w Pucharze Polski, jednak jest to już jakieś wyróżnienie. Myśli pan, że w przyszłości może on zaistnieć w Widzewie?

- Wszystko w jego nogach, ja mu w tym nie pomogę. Myślę, że potencjał ma, ale dużo pracy przed nim. To jest jego przygoda z piłką. Ja też kiedyś taką miałem, więc wiem jak to wygląda. Niektórzy sądzą że "tata kierownik" mu pomaga, ale tak nie jest. Mogę mu coś podpowiedzieć, ale nigdy niczego za niego nie zrobię. To, w którym miejscu jest teraz, wypracował ciężką pracą na treningach.

Zapewne sentyment do drużyn juniorskich pozostał i pewnie bacznie je pan obserwuje. Jak ocenia pan ich poczynania?

- Juniorów obserwuję, oczywiście sentyment pozostał. Po tamtym roku pozostał niedosyt, że nie udało się awansować do barażu o Centralną Ligę Juniorów. Trener Kraska wykonał kawał dobrej roboty, a jednak czegoś zbrakło - dokładnie jednego punktu. Jeśli chodzi o juniora młodszego to cieszy sukces, jaki osiągnęli zawodnicy, awansując do makroregionalnej ligi juniorów. Gra w tej lidze na pewno zaprocentuje w przyszłości.

Z tego, co słyszę, jest pan związany z Widzewem od wielu lat, pnie się pan coraz wyżej w hierarchii klubowej. Jakie w związku z tym ma pan plany na przyszłość?

- Na pewno te związane z Widzewem to jak najdłużej pracować w klubie i spełniać się w roli kierownika. Życie rodzinne mam już poukładane więc nic, tylko pracować ku chwale Widzewa.

Za nami mecz otwarcia stadionu, wielkie emocje dla kibiców ale też i dla drużyny. Jak wyglądał ten dzień z waszej perspektywy?

- Oj, działo się. każdy czekał na tę chwilę. Zawodnicy walczyli, żeby znaleźć się w kadrze na ten mecz. Dla sztabu myślę, że spełnieniem marzeń był fakt, że to właśnie my byliśmy na ławce w tym historycznym dniu. Żeby uciec od tego zgiełku trener zaplanował zgrupowanie przedmeczowe, aby lepiej przygotować drużynę do tego spotkania. Z każdą chwilą emocje rosły...

Skoro już o stadionie mowa to jak wygląda organizacja funkcjonowania drużyny na nowym obiekcie?

 - Z każdym treningiem, meczem, odnową uczymy się tego obiektu, chociażby w kontekście tego, jakie numery mają poszczególne pomieszczenia przydatne drużynie, aby pobrać właściwe klucze. W dniu meczowym trzeba pamiętać, jak poruszać ma się drużyna, aby przejść przez strefę dla mediów, itp. Zawodnicy poznają każdy centymetr trawy, aby nasz nowy dom stał się twierdzą nie do zdobycia dla przeciwników.

Sytuacja w tabeli zmienia się. Widzew zyskuje, a lider stracił pierwsze punkty. Jak ocenia pan szanse Widzewa na awans jeszcze w tym sezonie?

-Co by tu powiedzieć, żeby nie zapeszyć? Dopóki piłka w grze… A przewrotnie tobie życzę wspaniałych, radosnych zdjęć czternastego czerwca.