Global categories
Postaram się wrócić jak najszybciej - rozmowa z Kamilem Bartosiewiczem
Łukasz Kolecki: Wiadomo już coś więcej na temat twojej kontuzji?
Kamil Bartosiewicz: Niestety jeszcze nie, ale z doświadczenia wiem, że to minimum 2-3 tygodnie przerwy. Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie, ale pewnie w tym sezonie nie pomogę drużynie. Muszę przyznać szczerze, że dla mnie to jest dramat, bo można powiedzieć, że łapałem wiatr w żagle.
Podejrzewasz, że to ''dwójka"?
- Ja wiem, że to mięsień dwugłowy. Niestety wygląda to tak, a nie inaczej. Jest to dla mnie naprawdę trudna sytuacja, jak również dla moich bliskich. Moja dziewczyna się zamartwia, jako jedyna przyjeżdża co mecz - jedyna po moim tacie. Będę się bardzo starał wrócić, także dla niej. Bardzo chciałbym przypomnieć się jeszcze kibicom, brać czynny udział w walce o awans.
Z tego co mówisz wynika, że twoja dziewczyna ma bardzo duży wpływ na twoja formę?
- Zdecydowanie tak. Bardzo mi pomaga. Dzięki niej zmierzałem ku naprawdę optymalnej formie. Żałuję bardzo, że nie mogę pokazać na co mnie stać już w kolejnym sobotnim meczu.
Do pełni dyspozycji wracają Kamil Tlaga i Adrian Budka. Pewnie któryś z nich cię zastąpi.
- Zarówno Adriana, jak i Kamila bardzo szanuję. Myślę, że każdy z nich może mnie godnie zastąpić. Tak samo, kiedy ja starałem się grać jak najlepiej w czasie ich kontuzji.
Pozostaje skupić się jedynie na jak najszybszym powrocie do gry.
- Zdecydowanie. Przychodziłem tu do Widzewa z Bzury by grać. Słyszałem opinie o ''szrocie z Chodakowa", ale dla mnie Bzura zawsze pozostanie klubem, w którym zauważył mnie trener Płuska i dzięki temu mogę teraz grać w Widzewie.
Z twoim przyjściem tutaj wiąże się ciężki okres w twoim życiu?
- Tak, to prawda. Miałem bardzo, ale to bardzo ciężki okres, przychodząc tu. Nie do końca byłem przekonany, by podejmować to wyzwanie, ale tata powiedział mi: "Pamiętaj - to jest Widzew. Tu masz jeszcze szansę w swoim wieku zagrać i zrobić coś wielkiego". Powiedział też, że zawsze będzie na meczu. To było dla mnie bardzo ważne i zdecydowało o tym, że tu jestem.
W tym momencie pozostaje ci dopingować zespół z wysokości trybun.
- No cóż, "zrobiliśmy" lidera. Teraz wszystko w nogach i głowach chłopaków. Tak, jak mówię, szkoda, bo bardzo dobrze grało mi się z Kamilem Bartosem. Można powiedzieć, że razem wskoczyliśmy do pierwszej "jedenastki". Natomiast teraz wierzę w chłopaków. Myślę, że wygrają każdy mecz do końca sezonu.