Global categories
Po obu stronach derbowej barykady
Stosunki dotyczące transferów zarówno między dwoma największymi łódzkimi klubami, jak i przyjmowanie zawodników z przeszłością w drużynie zza miedzy, na przestrzeni lat ulegały zmianie. Dawniej transfery wewnątrz miasta włókniarzy przechodziły bez echa, a fundamenty pod budowę Wielkiego Widzewa położyli przecież piłkarze niechciani po drugiej stronie Łodzi. W ostatnich kilkunastu latach piłkarze odchodzący do lokalnego rywala odczuwali jednak niechęć ze strony kibiców byłego klubu, ale nie zmieniło to mieszania się przeszłości czerwono-biało-czerwonej z tą biało-czerwono-białą. Jak wygląda jedenastka, która w swoim piłkarskim CV ma na koncie występy po obu stronach derbowej barykady?
BRAMKARZ: Andrzej Woźniak
"Książę Paryża" w kadrze Widzewa znalazł się już w 1984 roku. W drużynie, która rok wcześniej biła się o finał Pucharu Europy, nie mógł jednak znaleźć sobie miejsca. Próbował dwukrotnie, z przerwą na epizod w Orle Łódź, ale nie zdołał się przebić. Po sezonie spędzonym w GKS Bełchatów zdecydował się na transfer do Łódzkiego Klubu Sportowego, w którym grał przez pięć lat, zaliczając w tym czasie 155 spotkań. Po mistrzostwo Polski sięgnął jednak z Widzewem, wcielając w życie powiedzenie "do trzech razy sztuka". To z al. Piłsudskiego odszedł do FC Porto, tutaj także zakończył piłkarską karierę. Po zawieszeniu butów na kołek w 2001 roku został w Widzewie trenerem bramkarzy i asystentem ówczesnego szkoleniowca, Jerzego Kasalika. Dziesięć lat później ponownie zaczął z powodzeniem trenować widzewskich golkiperów, obecnie opiekuje się bramkarzami Lechii Gdańsk.
OBROŃCY: Andrzej Możejko, Wiesław Chodakowski, Marek Dziuba, Marcin Kaczmarek
Do ŁKS, który był jego ukochanym klubem dzieciństwa, Andrzej Możejko zapisał się w wieku 12 lat. Tam zaczynał przygodę z futbolem, ale nie poznano się na jego talencie. Po trzech latach postanowiono oddać go do Hali Sportowej Łódź, ale młody "Johnny" tak się pogniewał, że postanowił przerwać uprawianie piłki nożnej i poszedł na ulicę. Do Widzewa trafił przez mecz sparingowy rodzącej się potęgi z drużyną Marynarki Wojennej, w której wówczas Możejko służył. Wpadł w oko Leszkowi Jezierskiemu, który już wcześniej chciał go mieć u siebie w Hali, i dzięki temu dołączył do budującego się Wielkiego Widzewa, który rósł razem z nim. Był jedynym piłkarzem, który przeszedł z klubem z al. Piłsudskiego drogę z ligi okręgowej do mistrzostwa Polski. Tylko trzech piłkarzy wystąpiło w Derbach Łodzi w barwach Widzewa częściej od niego - w 13 spotkaniach o prymat miasta włókniarzy zdobył jedną bramkę.
Wiesław Chodakowski był jednym z "odpadów", jak sam niejednokrotnie nazywał piłkarzy, którzy razem z nim przyszli z ŁKS do Widzewa, a później tworzyli jego siłę. Jego wkład w budowę Wielkiego Widzewa jest nieoceniony. Najpierw był jego opoką w defensywie i kapitanem, a później - po zakończeniu kariery - asystentem trenera, w roli której został mistrzem Polski. Na pamiętne, pierwsze derby z ŁKS na al. Unii w 1975 roku wyszedł przemotywowany. Jak później przyznał, przed spotkaniem rozegrał w głowie kilka takich meczów. Nie mógł się doczekać rewanżu na byłych kolegach, ale ten ładunek emocjonalny zakończył się fatalnym błędem w pierwszej minucie spotkania, po którym ŁKS wyszedł na prowadzenie. Otrząsnął się szybko, bo - jak przyznał - już po dziesięciu sekundach i rozegrał najlepszy mecz w życiu. Podobnego zdania był trener Jezierski, a Widzew zwyciężył ostatecznie na wyjeździe 2:1.
Obok Chodakowskiego w naszej derbowej jedenastce nie mogło zabraknąć miejsca dla zawodnika, który w meczach o panowanie w Łodzi wystąpił aż 22 razy, z czego pięć w barwach Widzewa. Marek Dziuba był jedynym piłkarzem, który w latach osiemdziesiątych przeniósł się z alei Unii na al. Piłsudskiego. Po dekadzie spędzonej w ŁKS zdecydował się na zmianę, ponieważ chciał grać w pucharach. To gwarantowały mu występy z herbem Widzewa na piersi. Co ciekawe, na derbach rozegranych na stadionie ŁKS tuż po tym transferze, kibice biało-czerwono-białych przywitali go owacjami. Sukcesy w Łodzi odnosił także jako trener - najpierw zdobył mistrzostwo Polski z Łódzkim Klubem Sportowym (1998), by w następnym sezonie sięgnąć po wicemistrzostwo z Widzewem.
Lewą stronę obrony obsadziliśmy piłkarzem, którego transfer na linii ŁKS-Widzew zszokował piłkarską Łódź. Taki ruch piłkarza z Błaszek został przeprowadzony kilka lat temu, kiedy stosunki między oboma łódzkimi klubami nijak miały się do sytuacji sprzed trzydziestu lat. Podczas powrotu na al. Unii w barwach Widzewa Marcin Kaczmarek był niemiłosiernie wygwizdywany, ale uciszył zgromadzoną na stadionie ŁKS widownie w 50. minucie, kiedy otworzył wynik derbowego spotkania. Podczas pobytu w Widzewie "Kaka" nosił nawet opaskę kapitańską, a jego zaangażowanie i nieustępliwość mogły się kibicom RTS podobać.
POMOCNICY: Mirosław Myśliński, Zbigniew Wyciszkiewicz, Maciej Terlecki, Zdzisław Kostrzewiński
Do Widzewa Mirosław Myśliński przyszedł jako młody zawodnik wchodzący z ławki, ale takiego wejścia do drużyny mógłby pozazdrościć mu niemal każdy polski piłkarz. "Myślina" pierwsze kroki stawiał w starciach z Liverpoolem czy Juventusem w rozgrywkach Pucharu Europy, czyli ówczesnym ćwierćfinale i półfinale Ligi Mistrzów. W derbach Łodzi wystąpił 16 razy, z czego dwukrotnie w drużynie rywala zza miedzy. Jak sam przyznał, po wielu latach spędzonych w Widzewie nie chciał opuszczać Łodzi. Urodziła mu się córka, założył działalność gastronomiczną, więc postanowił przystać na ofertę Antoniego Ptaka.
Tak jak Myślińskiemu, kibice za złe przejścia do lokalnego rywala nie mieli jego naturalnemu zastępcy w Widzewie, czyli Zbigniewowi Wyciszkiewiczowi. Pewnie dlatego, że to nie była do końca decyzja środkowego pomocnika - na al. Unii odszedł w ramach rozliczeń pomiędzy klubami za transfer Macieja Terleckiego. "Wycisz" jest jedynym piłkarzem w historii, który zdobywał tytuł mistrza Polski w obu łódzkich drużynach - najpierw dwukrotnie z Widzewem Franciszka Smudy, a rok później z ŁKS. Na al. Piłsudskiego wrócił w 2001 roku, a kibice przyjęli go "jak swojego".
W tym zestawieniu nie mogło zabraknąć także samego Macieja Terleckiego. Syn znanego piłkarza ŁKS, Stanisława Terleckiego, na początku swojej kariery podążał śladami ojca i zaczynał na al. Unii. Zdecydował się jednak na transfer do lokalnego rywala i trafił na al. Piłsudskiego, gdzie został dość nieprzychylnie powitany przez kibiców Widzewa. Na pierwszym treningu zebrała się nawet grupa kilkudziesięciu fanów, którzy - delikatnie mówiąc - sugerowali mu opuszczeni klubu. Terlecki jednak nie odpuścił i to się opłaciło obu stronom - kibice zaakceptowali charakternego pomocnika, a on odwdzięczył się m.in. w ostatniej serii rzutów karnych z Litexem Łowecz (4:1), który skutecznie wykorzystał i dał Widzewowi awans w tym niezwykle emocjonującym międzynarodowym dwumeczu. W Widzewie spędził łącznie cztery lata, wystąpił niemal w stu spotkaniach.
Zdzisław Kostrzewiński to natomiast kolejny przykład piłkarza niechcianego w ŁKS, a tak potrzebnego w Widzewie. Do Robotniczego Towarzystwa Sportowego trafił razem z Chodakowskim. Nieprzypadkowo Andrzej Możejko twierdzi, że to właśnie między innymi ta dwójka ukształtowała słynny widzewski charakter. Do historii przeszedł mecz z Manchesterem City, w którym po jednym z brutalnych wślizgów angielskich piłkarzy została Kostrzewińskiemu pamiątka w postaci dziury w nodze. Widać było kość piszczelową, lekarze domagali się zmiany, sędzia łapał się za głowę, a Kostrzewiński… grał dalej, wcześniej okręcając dziurę bandażem, bo musiał przecież oddać. I oddał, a Widzew utytułowanego rywala ostatecznie wyeliminował.
NAPASTNICY: Tadeusz Gapiński, Andrzej Grębosz
Wtedy w barwach Widzewa występował również jego długoletni, legendarny kierownik, czyli Tadeusz Gapiński. Ikona RTS swoją karierę zaczynała również po drugiej stronie miasta. Napastnik, który z powodzeniem występował również na pozycji pomocnika, w ŁKS spędził w sumie aż dziewięć sezonów. Do Widzewa przyszedł w 1973 roku z Zawiszy Bydgoszcz, ale został w nim - najpierw w roli piłkarza, a później kierownika - nieco ponad 27 lat. Jego najgorszym wspomnieniem w Widzewie jest moment, kiedy ówczesny trener, śp. Paweł Kowalski nie wystawił go w pierwszym składzie na derby. Kowalski uznał, że relacje "Gapka" z Leszkiem Jezierskim, który wtedy prowadził ŁKS, są zbyt dobre. Z taką decyzją Gapiński długo nie mógł się pogodzić, bo przecież też miał coś do udowodnienia działaczom Łódzkiego Klubu Sportowego, którzy postawili przy jego nazwisku krzyżyk.
Derbowy skład piłkarzy, którzy w trakcie swojej kariery występowali po obu stronach barykady, a także linię ataku w tym zestawieniu zamyka… środkowy obrońca. Na pozycję stopera Andrzej Grębosz został jednak przesunięty dopiero w czerwono-biało-czerwonych barwach, wcześniej - przez całą swoją przygodę na al. Unii, a także na początku zmagań w Robotniczym Towarzystwie Sportowym - grał jako wysunięty napastnik. Potrafił wykorzystać dobre warunki i świetną grę głową, jednak najwięcej drużynie dawał na środku obrony. Jeden z głównych architektów sukcesów Wielkiego Widzewa lat osiemdziesiątych.
Trenerem tej drużyny mógłby zostać Leszek Jezierski, a jego asystentem - Michał Probierz. Na ławce zasiedliby m.in. Rafał Pawlak, Dariusz Podolski, Jan Jeżewski, Bartłomiej Grzelak, Jacek Gierek, Jerzy Zajda, Janusz Haren, Rafał Grzelak czy Radosław Matusiak. Nawet teraz w kadrach drużyn, które zmierzą się ze sobą w niedzielę, możemy znaleźć piłkarzy z przeszłością w drużynie zza miedzy. Barwy ŁKS reprezentuje Maksym Kowal, który kilkanaście miesięcy temu był blisko znalezienia się w kadrze pierwszoligowego wówczas Widzewa, a także grający kilka lat temu w juniorach i drugiej drużynie Widzewa Aleksander Ślęzak. W kadrze RTS na niedzielne spotkanie znalazł się również Kamil Bartosiewicz, grający przy al. Unii osiem lat temu. Poza składem na 63. derby Łodzi znajduję się natomiast bohater ostatniego transferu na linii Widzew-ŁKS, czyli Fabian Woźniak.