Global categories
Piotr Kupka: Widzewiakiem jest się przez całe życie
Samodzielnie Piotr Kupka prowadził takie kluby jak: Zawisza Rzgów, Warta Sieradz i Sokół Aleksandrów Łódzki. Pod wodzą 48-latka aleksandrowianie dwukrotnie rywalizowali z Widzewem o awans do II ligi. Teraz szkoleniowiec dołączył do sztabu Akademii Widzewa, by poprowadzić drużynę trampkarzy w ich debiutanckim sezonie w Centralnej Lidze Juniorów.
Widzew.com: W przeszłości był pan mocno związany z Widzewem przez wiele lat. Kiedy to wszystko się zaczęło?
Piotr Kupka: Jestem wychowankiem Widzewa, a moim trenerem był Ryszard Polak. Zaczynałem trenować w końcówce lat 70-tych, następnie przeszedłem wszystkie stopnie w piłce młodzieżowej, od trampkarza, aż do seniora. Wydaje mi się, że nie byłem obdarzony wielkim talentem, ale dzięki ciężkiej pracy udało mi się zagrać w pierwszej drużynie. Miałem też okazję pracować w sztabie Andrzeja Kretka i przez moment przy trenerze Czesławie Michniewiczu. Teraz, po latach w drużynach z ościennych miejscowości, wracam do Widzewa.
Debiutował pan na początku lat 90-tych, które były burzliwe w dziejach klubu. Zaczęło się od spadku...
- Mój debiut w pierwszym zespole przypadł właśnie na moment, kiedy drużyna musiała opuścić najwyższą klasę rozgrywkową, ale miałem wtedy okazję grać z ikonami klubu: Wiesławem Wragą, Mirosławem Myślińskim, a później m.in. Tomaszem Łapińskim. To dla mnie powodem do dumy. Po rocznej grze w II lidze ponownie awansowaliśmy do elity. Grałem w Widzewie jeszcze przez rok, a potem przez swoje studia zostałem wypożyczony od Ślęzy Wrocław. Wróciłem do Widzewa, kiedy klub prowadził Władysław Stachurski, ale to już był tylko epizod, a szkoleniowiec nie widział mnie na dłuższą metę w zespole.
Grając w Widzewie miał pan okazję trenować pod okiem klubowych legend, jak Paweł Kowalski czy Władysław Żmuda. Czy doświadczenia z pracy ze szkoleniowcami z przełomu lat 80. i 90. można przełożyć na dzisiejsze realia i chociażby trenowanie młodzieży?
- Czasy bardzo się zmieniły, obowiązują też zupełnie inne metody szkoleniowe. To, co można na pewno czerpać z trenerów z przeszłości, to zaszczepianie miłości do piłki nożnej. Ówcześni szkoleniowcy bardzo mocno akcentowali też przywiązanie do barw klubowych. Treningi zmieniły się jednak diametralnie, a piłka jest dziś zupełnie inna. W tamtym okresie stawiano przede wszystkim na bardzo mocne przygotowanie fizyczne zawodników, a mniej było taktyki.
Pana kolejne spotkanie z Widzewem miało miejsce dużo później, w roli asystenta Andrzeja Kretka. Jak pan wspomina ten rozdział swojej pracy?
- To była dla mnie spora nobilitacja, by wrócić do klubu i ponownie pracować na poziomie ekstraklasy. Wspominam to z bardzo dużym sentymentem, ale wszystko skończyło się w momencie odejścia z klubu trenera Kretka. Po objęciu stanowiska przez Czesława Michniewicza wiedziałem, że nowy szkoleniowiec będzie chciał mieć swój sztab, więc złożyłem rezygnację. Muszę jednak podkreślić, że z klubu nikt mnie nie wypychał. Uznałem jednak, że tak będzie lepiej.
Do kolejnego spotkania z Widzewem, w jeszcze innej roli, doszło stosunkowo niedawno, w III lidze, kiedy prowadzony przez pana Sokół Aleksandrów Łódzki rywalizował z łodzianami o awans. Jak czuł się pan po drugiej stronie barykady?
- Trener pracuje tam, gdzie go chcą. Zawsze, wykonując moje obowiązki, starałem się, by prowadzone przeze mnie drużyny osiągały jak najlepsze wyniki. Widzewiakiem jest się jednak zawsze. Teraz mogę przyznać, że prowadząc Sokoła tak czy inaczej, poza bezpośrednimi meczami, trzymałem kciuki za Widzew. Wiadomo, że kiedy dochodziło do rywalizacji sportowej starałem się oczywiście osiągnąć z moim zespołem jak najlepszy wynik i zależało mi, by wychodzić z rywalizacji zwycięsko, ale jednocześnie zawsze kibicowałem Widzewowi.
Co przekonało pana do objęcia funkcji trenera zespołu U15 w Akademii Widzewa?
- Kontakt nawiązał ze mną Maciej Szymański, dyrektor Akademii. To on złożył mi ofertę pracy w Widzewie. Po rozstaniu z Sokołem nie pracowałem przez rok ze względu na sprawy rodzinne, ale na wiosnę zamierzałem wrócić na ławkę trenerską przy najbliższej okazji. Propozycja z Widzewa była dla mnie zaskakująca, bo do tej pory pracowałem tylko z seniorami. Podczas rozmowy z dyrektorem naświetlałem ten fakt, ale uznaliśmy, że moje doświadczenie może pomóc w kształtowaniu zawodników, którzy są u progu wejścia w dorosłą piłkę. Dzisiaj wielu piłkarzy w wieku 17 lat jest już znaczącymi postaciami w futbolu, również tym międzynarodowym. Musiałem dobrze przemyśleć temat, ale możliwość powrotu do Widzewa i zakotwiczenia w nim na dłużej, by przekazywać swoje doświadczenia, przekonała mnie do podjęcia tego wyzwania.
Jakie cechy chciałby pan zaszczepić w młodych widzewiakach?
- Jeżeli chodzi o cechy mentalne, to na pewno chciałbym wpoić im pasję do futbolu i ten nasz widzewski charakter, który pamiętam z czasów, gdy wchodziłem do pierwszej drużyny. Tacy zawodnicy jak Wiesław Wraga, Mirosław Myśliński, Kazimierz Przybyś czy Wiesław Cisek dbali w szatni o to, by pamiętać, że bycie piłkarzem Widzewa znaczy coś więcej niż tylko kopać piłkę w klubie. W kwestii wyszkolenia chciałbym wyposażyć zawodników w szeroki zasób wiedzy i umiejętności, tak by w perspektywie któryś z nich zagrał w pierwszym zespole, może nawet w ekstraklasie.
Zawodników zespołu U15 czeka chyba największe wyzwanie w ich dotychczasowej przygodzie z futbolem. Przyjdzie im rywalizować z krajową czołówką na poziomie Centralnej Ligi Juniorów. Ma pan już plan, jak przygotować piłkarzy do walki z renomowanymi klubami z całej Polski?
- Przede wszystkim chciałem bardzo pogratulować tego sukcesu dotychczasowym trenerom, całej drużynie i rodzicom. Spoczywa na mnie duża odpowiedzialność, by tego nie zaprzepaścić i kontynuować pracę poprzedników. Dla piłkarzy rywalizacja z zespołami na najwyższym poziomie w tej kategorii wiekowej będzie dużym wyzwaniem. Dla mnie jako trenera również będzie to trudne zadanie. Szczególnie, że jest to pierwszy rocznik Akademii Widzewa, który awansował do Centralnej Ligi Juniorów. Czuję, że wszyscy będą liczyć na to, że drużyna zaprezentuje się dobrze i przynajmniej pozostanie na tym poziomie.
Dotarłem do informacji, że w przeszłości zanotował pan epizod również w roli sędziego. To prawda?
- W momencie zakończenia kariery zawodniczej kontynuowałem kształcenie trenerskie i wtedy zdałem też kurs sędziowski. Do momentu objęcia posady trenera Zawiszy Rzgów w IV lidze sędziowałem spotkania grup młodzieżowych i seniorów w rozgrywkach Łódzkiego Związku Piłki Nożnej.
To doświadczenie rozszerzyło pana perspektywę na pracę trenera? Może przydać się w szkoleniu młodzieży?
- Myślę, że doświadczenie z pracy w roli arbitra dało mi pewne narzędzia do edukowania zawodników. Mogłem wytłumaczyć im jak to wygląda z drugiej strony, uświadamiać ich w tym zakresie. W drużynach, które prowadziłem poświęcałem temu pewien wycinek czasu. Myślę, że dzięki temu moje zespoły nie miały problemów w relacjach z arbitrami.