Global categories
Patryk Strus: Remis nas nie satysfakcjonuje
Gdy przy korzystnym wyniku w 60. minucie obrońca Zjednocznych Gmina Bełchatów obejrzał czerwoną kartkę nic nie wskazywało na to, że widzewska lokomotywa zatrzyma się właśnie w tym meczu. Starcie z bełchatowianami zakończyło się jednak podziałem punktów. - Oczywiście nie satysfakcjonuje nas remis, bo mieliśmy wygrać wszystkie mecze do końca. To się niestety nie udało. Bramka, która uniemożliwiła nam zdobycie kompletu punktów była wypadkową przypadku, naszych błędów i gapiostwa. Od samego początku gra drużyny gości opierała się na zagraniach do ich napastnika, Kamila Kowalczyka. On albo zgrywał, albo utrzymywał się przy piłce. Niestety, raz znalazł też drogę do naszej bramki, ale niczym innym przeciwnicy nas nie zaskoczyli - powiedział po meczu Patryk Strus.
Skrzydłowy Widzewa zaczął pojedynek ze Zjednoczonymi w roli napastnika. Ze swojego zadania się wywiązał, bo to jego gol dał prowadzenie gospodarzom. - Na pozycji napastnika występowałem już w Chodakowie, więc gra "na szpicy" nie jest mi obca. Chociaż jestem zawodnikiem szybkościowym, więc najlepiej czuje się przy linii bocznej, gdzie mogę trochę swobodniej pohasać. W ataku gralem też w ostatnim sparingu przed ligą w Skierniewicach. Wtedy wygraliśmy 5:1, dziś niestety zremisowaliśmy. Humoru nie poprawił też strzelony przeze mnie gol, bo liczy się wynik drużyny. Przed meczem było takie założenie, że ja wystąpię od początku na pozycji wysuniętego napastnika, a później nastąpi roszada i do ataku przejdzie Robert Kowalczyk - dodał Strus.
W pierwszej połowie spotkania były piłkarz Bzury Chodaków często schodził do boku boiska, gdzie próbował wykorzystywać swoje walory szybkościowe i dobry drybling. - Mieliśmy stwarzać sobie przewagę w bocznych sektorach boiska, dlatego wychodziłem do zagrywanych przez Adriana Budkę czy Kamila Bartosa piłek właśnie w boczne rejony boiska. Brakowało chyba w takich momentach wejścia większej ilości zawodników w pole karne. Niekiedy czekałem na wbiegnięcie, ale trwało to zbyt długo i obrońcy przeciwników szybko organizowali się w defensywie, uniemożliwiając stworzenie dogodnej sytuacji - stwierdził zawodnik Widzewa.
Ostatnie minuty środowego spotkania to bezustanne ataki łodzian, często przy pomocy stałych fragmnetów gry. Patryk Strus w takich momentach starał się zabezpieczyć własną bramkę, choć w jednej z ostatnich akcji miał przed sobą dobrych kilkanaście metrów wolnego miejsca. Wykonujący rzut wolny Adrian Budka zdecydował się jednak na dośrodkowanie, choć część trybun domagała się krótkiego rozegrania. - Wolałem nie ryzykować w ostatnich minutach, bo boisko nie jest w stu procentach gotowe do gry. Są kempy, lekkie dziury, trawa też nie była skoszona tak, jak być powinna. Jeśli Adrian zagrałby mi piłkę, a ta po drodze gdzieś by podskoczyła, to nasz stały fragment gry mógł zamienić się w groźną kontrę Zjednoczonych - zauważył najlepszy strzelec Widzewa w tym sezonie.
W nastpęnym spotkaniu bramkostrzelny skrzydłowy jednak nie wystąpi. W pierwszej połowie obejrzał bowiem czwartą żółtą kartkę, która wyeliminowała go z pojedynku z walczącą o utrzymanie w lidze Mazovią Rawa Mazowiecka. - Trzeba teraz usiąść, obejrzeć mecz i wyciągnąć wnioski, by w najbliższym spotkaniu w Rawie Mazowieckiej nie popełnić tych samych błędów. Nasza przewaga nad KS Paradyż stopniała, więc nie możemy sobie pozwolić na kolejną stratę punktów. Szkoda, że nie będę mógł pomóc kolegom w rehabilitacji, bo obejrzałem czwartą żółtą kartkę. Od początku rundy wiosennej uważałem, by nie otrzymać upomnienia od sędziego, ale w końcu obejrzałem "żółtko". Moim zdaniem niezasłużenie, bo to ja zostałem uderzony ręką w twarz - zakończył Patryk Strus.