Global categories
Nowi prezesi Widzewa: Wielki dzień spełnienia marzeń
Andrzej Klemba, Marcin Tarociński: To dla panów chyba wielki dzień - 1 marca rozpoczęliście pracę w Widzewie.
Jakub Kaczorowski: To dla mnie dzień spełnienia marzeń. Miłość do tego wielkiego klubu zaszczepił we mnie niestety już nieżyjący tata. Nie spodziewałem się, że kilkadziesiąt lat później będzie mi dane zasiąść w tym gabinecie w roli prezesa zarządu. Także na pewno to wielki dzień dla mnie. Bardzo cieszę się, że takie wyzwanie stanęło przede mną. Lubię podejmować się takich wyjątkowych i niełatwych spraw. Ukłon w stronę rady nadzorczej, która postanowiła powierzyć nam tak ważne stanowiska w Widzewie. Bardzo chcemy pracować dla tego klubu i całej widzewskiej społeczności. By Widzew za kilka lat znów był na szczycie.
Tomasz Jędraszczyk: Chyba nieczęsto w życiu dorosłego mężczyzny zdarza się, że budzi się o godz. 4 rano i nie może spać ze szczęścia. Dziś był właśnie taki dzień. Jestem bardzo podekscytowany, że zaczynam pracę w Widzewie. To chyba najważniejszy dzień w mojej zawodowej karierze. Pracowałem w wielu miejscach, ale żadne z nich nie łączyło się z takimi emocjami. Pamiętam Widzew z lat 80. XX wieku. To właśnie wtedy oglądałem na Włókniarzu Łódź treningi widzewiaków przed ważnymi meczami. Udało się tam dostać dzięki temu, że tata pracował w Unionteksie. Do tego bardzo długo nad moim biurkiem wisiał plakat Widzewa, który w tamtych czasach był towarem deficytowym. Potem kilkanaście lat byłem poza Łodzią, a jak ostatnio przyjeżdżałem i widziałem jak ten stadion rośnie, to i moje serce rosło. Czułem dumę, kiedy słyszałem o kolejnych rekordach w sprzedaży karnetów. Jestem w miejscu, o którym marzyłem, że chciałbym kiedyś być i czuję się doskonale.
Do tej pory oglądał pan mecze z perspektywy kibica.
Jakub Kaczorowski: Z dwoma starszymi synami mam karnet na sektor A 8, a żona z najmłodszym synem na A 3. Nie spodziewałem się, że małżonka też będzie chciała mieć miejsce na stadionie i regularnie przychodzić. Miała wręcz pretensje, że o niej nie pomyślałem, a że nie było już miejsc koło nas, to siedzi na innym sektorze. Zawsze było tak, że serducho waliło w drodze na mecz ukochanego klubu. A już w trakcie spotkania nieraz znów przyspieszało w zależności od wydarzeń na boisku. Do tego nie na co dzień można zobaczyć ludzi, którzy tworzyli ten klub. A blisko sektora A 8 zwykle siedzą byli piłkarze i działacze Widzewa, jak np. Tomek Łapiński, Piotr Szarpak czy Wiesław Wraga.
Jak będą wyglądały początki pracy?
Jakub Kaczorowski: Mamy konkretne pomysły na organizację i budowę klubu. Dajemy sobie dwa miesiące, by strategię, której zarys przedstawiliśmy podczas rekrutacji i na spotkaniu ze stowarzyszeniem, wzbogacić o wartości klubu i razem z pracownikami zacząć ją realizować.
Tomasz Jędraszczyk: Trzeba pamiętać, że nie zaczynamy od zera, a właściwie wskakujemy do już pędzącego pociągu. Musimy dobrze poznać projekty, które są realizowane. Klub działa prężnie, bo w niecałe cztery lata od upadku, jest już bardzo blisko powrotu na zaplecze ekstraklasy. Naszym zadaniem będzie rozeznanie się w już trwających procesach i nadanie im priorytetów.
Jak do tego doszło, że jesteście teraz w zarządzie Widzewa?
Tomasz Jędraszczyk: Zobaczyłem ogłoszenie na portalu pracuj.pl i serce mi zadrżało. Pomyślałem: "To byłoby naprawdę super, gdybym mógł pracować dla Widzewa". Wysłałem aplikację i kiedy byłem na wakacjach na snowboardzie we Włoszech, zadzwonił telefon. Byłem na zewnątrz i nie za bardzo usłyszałem, kto dzwoni. Dopytuje się więc z jakiej firmy dzwonią. Słyszę, że z Widzewa i to był dla mnie wstrząs. Od tej pory zaczęły się spotkania z radą nadzorczą i w efekcie tu jestem.
Jakub Kaczorowski: Do końca sierpnia prowadziłem projekt budowy fabryki. Wszystko się udało, produkcja ruszyła i potem wróciłem do Pabianic. W aplikacji Widzewa i na pracuj.pl pojawiły się ogłoszenia. I w Boże Narodzenie 26 grudnia po południu, kiedy goście już poszli, żona patrzy na mnie i pyta: "Co ty tam kombinujesz?". Mówię, że zastanawiam się, czy powinienem złożyć aplikację. Odpowiada: "Oczywiście, że tak. Trochę znasz się na sporcie i byłeś piłkarzem". Tworzyłem z dwoma przyjaciółmi sport młodzieżowy w małym klubie Jutrzenka Bychlew. Na dodatek z ogłoszenia wynikało, że nie musi to być osoba, która ma tylko doświadczenie w prowadzeniu sportowego klubu. Wysłałem więc aplikację 27 grudnia. I 16 stycznia miałem dwa nieodebrane połączenia. Oddzwoniłem i jak usłyszałem, że to Remigiusz Brzeziński z Widzewa, to mnie zamurowało. Usiadłem i nie wierzyłem. Spotkaliśmy się roboczo kilka razy i zostałem rekomendowany na prezesa. Kilku znajomych już się dopytywało, czy ja rzeczywiście będę siedział na tym pięknym stadionie i tam pracował. To jeszcze bardziej pokazuje, że to spełnienie marzeń.
Tomasz Jędraszczyk: Słowo praca zresztą nie do końca mi pasuje do naszej roli. To coś więcej: pasja, misja. Te słowa lepiej to oddają. Przy okazji pozdrawiam wiele osób znajomych i nieznajomych, które za pośrednictwem różnych portali społecznościowych pisało do mnie bardzo życzliwe słowa. Głównie, że to ich ukochany zespół i proszą, by o niego dbać.
Jakie przed panami najważniejsze wyzwania?
Jakub Kaczorowski: Pion sportowy jest już ukształtowany, a od maja dołączy jeszcze Łukasz Masłowski. Kluczowe transfery zostały już zrealizowane. Tematy sportowe są poukładane. Do pomocy mamy Piotra Szora, który wraz z nami jest w zarządzie. Nie mam obaw, że sobie nie poradzimy. Naszym zdaniem będzie wykorzystanie naszych umiejętności do organizacji klubu i reagowania na dynamicznie zmieniającą się sytuację. Czasem coś jest poukładane, ale pojawia się problem. Wtedy zbieramy zespół i dyskutujemy jak sobie z nim poradzić. W pojedynkę wiele rzeczy jest trudniej zrobić niż wspólnie. Od dzisiaj jedziemy na tym samym wózku i budujemy razem ten klub.
Tomasz Jędraszczyk: Zdaję sobie sprawę, że teraz mam do czynienia z klubem sportowym i wiem, że sporo będę musiał się nauczyć. Z drugiej strony jest to wielka marka i widzę wiele rzeczy, które w związku z dbaniem i wykorzystywaniem potencjału brandu można zrobić. Czuję pewien respekt, bo wkraczam na terytorium trochę nieznane, jeśli chodzi o działanie klubu piłkarskiego. Mam jednak sporo doświadczenia, bo często zmieniałem branże. Zajmowałem się telefonią komórkową, meblami, byłem też związany z modą, fotografią, a także liniami lotniczymi. Wszędzie udawało mi się wytyczyć właściwą drogę. Jestem pewien, że teraz też to się uda.
Jakub Kaczorowski: Zawsze w pracy zakładam cele krótko-, średnio- i długoterminowe. Do ich realizacji podchodzę projektowo. Sportowo najważniejszy jest awans do I ligi, który wydaje się na wyciągnięcie ręki, ale trzeba się jeszcze mocno postarać. Kolejnym krokiem będzie powrót do ekstraklasy i jestem przekonany, że dojdzie do tego w 2020 roku. Jeśli zrealizujemy cel sportowy, to jednocześnie musimy być gotowi na to organizacyjnie, by przejście na kolejne poziomy rozgrywkowe było płynne. Dużo już zostało zrobione, nie mam obaw, że jest coś nie tak, ale potrzebujemy czasu, by dobrze się w tym rozeznać. Na pewno są rzeczy, które osoby przychodzące z zewnątrz, widzą inaczej i zwracają uwagę na coś innego. Do celów krótkoterminowych zaliczam też stworzenie i zatwierdzenie schematu organizacyjnego. Trzeba uzgodnić jak mają na co dzień wyglądać pewne procesy w działaniu klubu.
Tomasz Jędraszczyk: Wytyczyliśmy sobie filary, wokół których będziemy tworzyć projekty. Pierwszym i fundamentalnym są kibice. Chodzi nie tylko o fanów, którzy mają karnety i są zarejestrowani w bazie, ale też o tych, którzy są rozsiani po całej Polsce i Europie. Drugi filar to historia klubu. Na jej podstawie możemy budować duży zasięg. Tę pamięć o Widzewie, jego tradycji i sukcesach musimy odświeżyć. Trzecim filarem jest biznes.
Jakie jest panów zdanie na temat infrastruktury, czyli stadionu i bazy treningowej?
Jakub Kaczorowski: Wiemy, że Piotr Szor rozmawia z urzędem miasta o możliwościach rozbudowy stadionu. Zdajemy sobie sprawę, że baza treningowa nie jest dla Widzewa wystarczająca. W tych tematach absolutnie trzeba rozmawiać z urzędem miasta, naciskać na władze i próbować znaleźć rozwiązanie. Nie może dochodzić do takich sytuacji, że w bazie treningowej wyłączają światło trenującym dzieciom.