Nie Tylko Piłka: Patryk Stępiński
Ładowanie...

Patryk Stępiński

Wywiady i konferencje

Piłkarze

20 March 2021 13:03

Nie Tylko Piłka: Patryk Stępiński

26-letni obrońca po prawie siedmiu latach poza Łodzią wrócił do swojego rodzinnego miasta. Teraz ma nadzieję, że będzie mógł zostać w nim na stałe i razem z Widzewem realizować kolejne cele sportowe.

Marcin Olczyk: Jesteś osobą mocno związaną z Łodzią. Cieszysz się, że mogłeś na starcie nowego sezonu wrócić do swojego miasta?

Patryk Stępiński: Zdecydowanie. To właśnie tu zaczynałem swoją piłkarską przygodę, a teraz mogę być blisko rodziny i łatwiej układać swoje sprawy osobiste. To dla mnie bardzo ważne.

Masz 26 lat, więc przed tobą jeszcze sporo gry. Czy będąc piłkarzem możesz w tym wieku myśleć już o tym, żeby zostać w Łodzi na stałe?

- Mam nadzieję, że czeka mnie jeszcze wiele lat gry, zwłaszcza że ta granica wieku piłkarskiego cały czas się wydłuża, między innymi dzięki rozwojowi technologicznemu. Wróciłem do Widzewa, który od kilku lat stale podąża ścieżką rozwoju. Przychodząc tu miałem świadomość tego, że postawione będą przed nami ambitne cele, co idzie w parze w moimi celami sportowymi. Sporo już w piłce przeżyłem, ale mam zaledwie 26 lat, dlatego wierzę, że przede mną jeszcze dużo ciekawych wyzwań. Widzew też ma takie plany. Oczywiście w piłce trudno cokolwiek przewidzieć i trzeba być czujnym na każdym kroku, ale odpowiadając na pytania dotyczące mojej przyszłości zawsze podkreślam, że tym razem chciałbym związać się z klubem na dłużej.

Twoje związki z Łodzią są nierozerwalne. Lubisz to miasto? Jego tkankę, charakter?

- Wychowałem się tu i lubię klimat Łodzi, choć jest on na pewno specyficzny i wzbudza różne emocje u przyjezdnych. Trudno przejść koło niego obojętnie. Wizerunek miasta na pewno się zmienia. Wiele kamienic zostało w ostatnich latrach odrestaurowanych, jest Manufaktura, pojawia się sporo nowych biurowców. Cały czas jednak osoby, które nie znają Łodzi, nie mają z nią zbyt wielu pozytywnych skojarzeń. Ale jestem przekonany, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a ten charakterystyczny fabryczny klimat ma swój urok, tylko trzeba umieć go dostrzec.

Jesteś w szatni ambasadorem Łodzi?

- Jasne. Zawsze staram się odpowiadać na docinki na temat Łodzi, ale też przedstawiać jej pozytywne strony. Jedno, z czym trudno mi polemizować, to stan łódzkich dróg… W zakresie klimatu, budynków, udało mi się jednak przekonać wiele osób, a znajomi, którzy przyjeżdżają po latach do Łodzi dostrzegają wiele zmian na plus.

Co w takim razie polecasz gościom w pierwszej kolejności?

- Trudno nie zacząć wymieniać najbardziej wartych uwagi miejsc od Manufaktury i ulicy Piotrkowskiej. Ta ostatnia przeszła na przestrzeni lat spore zmiany. Teraz jest praktycznie cała odnowiona i na pewno robi dobre wrażenie, zwłaszcza że to jedna z najdłuższych tego typu ulic w Europie. Na pewno brakuje w Łodzi czy najbliższej okolicy zbiorników wodnych, ale z kolei w mieście jest sporo parków i zieleni. Nasze miasto budzi często skrajne emocje - zazwyczaj albo się je kocha, albo go nie lubi. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy i niezależnie od tego, gdzie akurat jestem, zawsze chętnie i z przyjemnością wracałem i będę wracać do Łodzi.

Masz jakieś swoje nieoczywiste ulubione miejsce? Inne niż Piotrkowska czy Manufaktura?

- Na pewno takim miejscem jest moje rodzinne osiedle - Dąbrowa. Tam się wychowywałem i zachodzące przez wiele lat zmiany oglądałem z bliska. Dobrym przykładem są warunki do gry dla dzieciaków. Zaczynaliśmy przygodę z piłką z kolegami na boiskach asfaltowych czy piaszczystych, a teraz są w tych miejscach super orliki. Przy okazji każdego powrotu do Łodzi najwięcej czasu poświęcałem zawsze na spotkania z rodzicami i pobyt na tym moim łódzkim blokowisku.

Karierę piłkarską zaczynałeś w łódzkim SMS-ie. Czy w tych latach młodości byłeś dla przyjezdnych kolegów szkolnych przewodnikiem po mieście?

- Wtedy raczej nie było okazji, by wyciągać ich na miasto. Nasz dzień wyglądał tak, ze zaczynaliśmy lekcje z samego rana, o ósmej, a kończyliśmy zajęcia późnym po południem, o 15-16, a trzeba było jeszcze wrócić do siebie. Ale z opowieści znajomych wiem, że wielu z nich miewało dość zaskakujące przygody, gdy wracając do bursy spotykali niekoniecznie przyjaźnie nastawione do nich osoby, więc ich podróż musiała się czasem skrócić i przybierać postać treningu biegowego.

Jesteś typem domownika czy chętnie wychodzisz na miasto?

- Raczej to pierwsze. Po treningu lubimy spędzać czas w domu wspólnie z narzeczoną i naszym czworonożnym pupilem. Jeśli jednak w weekend jest ładna pogoda to chętnie wychodzimy do restauracji czy do parku i spędzamy trochę czasu ze znajomymi.

Przymusowy lockdown spowodowany epidemią jest dla ciebie dużym problemem?

- Siedzenie w domu w odosobnieniu zawsze doskwiera. Na szczęście mamy dobry kontakt z kolegami z szatni. Staramy się spotykać, jeśli tylko są takie możliwości. Dbamy też o to, żeby nasze partnerki się znały i mogły razem spędzać czas - na przykład, gdy drużyna wybiera się na mecz wyjazdowy. Ja, jako osoba z Łodzi, gdy tylko jest taka sposobność, wyciągam przyjezdnych kolegów z ich mieszkań. Czasem idzie mi to lepiej, czasem gorzej, bo ludzie są różni. Niektórzy są bardzo otwarci, inni zdecydowanie bardziej zamknięci w sobie. Ale staramy się wspólnie stwarzać taki klimat, żeby każdy czuł się w Widzewie jak najlepiej.

Potwierdzasz to, co słyszałem w kilku źródłach, że jesteś dobrym duchem drużyny. Wygląda na to, że znakomicie odnajdujesz się w tej roli?

- Mam na uwadze to, że w szatni zawsze tworzą się grupy. Często gracze zagraniczni trzymają się razem, podobnie jak Polacy. Lepiej ze są czują się młodzi, podobnie jak bardziej swoje towarzystwo lubią starsi. Jest to oczywiście naturalnie uzasadnione, ale ja nigdy nie miałem z tym problemów. Z każdym jestem w stanie złapać dobry kontakt. W Wiśle Płock spędziłem 5,5 roku i nikt mnie w tym czasie na siłę tam nie trzymał. Jedynie w Warcie Poznań byłem stosunkowo krótko. Poza tym w każdym klubie spędzałem sporo czasu. Mam nadzieję, że na dłużej zostanę również teraz w Widzewie. Relacje w szatni są ważne, ale najważniejsze, żebyśmy dobrze rozumieli się na boisku, bo to będzie na koniec decydujące.

Wszędzie dobrze, ale w domu, czyli w Widzewie najlepiej?

- Tak jest. Zaczynałem co prawda przygodę z piłką w SMS-ie, ale potem jeszcze za młodu spędziłem w Widzewie tyle lat, że spełniam definicję wychowanka obu tych klubów.