Global categories
Mistrzowska feta piłkarzy i kibiców Widzewa w... deszczu
Deszczowa pogoda nie miała dla nich znaczenia, bo ich piłkarzy dzieliło już tylko 90 minut ostatniego meczu sezonu z Zagłębiem Sosnowiec od zapewnienia sobie pierwszego w historii klubu tytułu mistrza Polski w piłce nożnej. Widzewiacy potrzebowali do tego jednego punktu, podobnie jak rywale z Sosnowca do utrzymania się w ekstraklasie.
Nic dziwnego, że we wstępie do relacji z meczu w ogólnopolskiej gazecie "Sport" napisano, że… "wszyscy niemal zdawali sobie sprawę, że wielkich emocji spodziewać się nie należy. Sytuacja obu zespołów była aż nazbyt jasna, by ryzykować wynik inny niż remisowy".
Dlatego kilkanaście tysięcy kibiców Widzewa skrytych pod parasolkami mniej emocjonowało się tym, co działo się na boisku, a bardziej informacją, która dotarła z Polskiego Związku Piłki Nożnej do Łodzi w piątek, dwa dni przed spotkaniem z Zagłębiem i była "gromem z jasnego nieba na kibiców i działaczy Widzewa" - jak napisano w "Sporcie".
Sprawa dotyczyła kolejnej dyskwalifikacji dla piłkarza RTS-u. Wcześniej PZPN w ten sposób wykluczył z całej rundy wiosennej Józefa Młynarczyka oraz Zbigniewa Bońka za tzw. aferę na Okęciu. Teraz aż dwuletnią dyskwalifikację otrzymał Andrzej Grębosz, a kara miała dotyczyć jego nieformalnego spotkania z Adamem Kensym, czołowym piłkarzem Zawiszy Bydgoszcz, do którego doszło dzień przed meczem obu drużyn w maju. Łodzianie wygrali tamto spotkanie w Bydgoszczy 2:1, a piłkarska centrala nabrała podejrzeń co do uczciwości wydarzeń na boisku.
Ostatecznie Andrzej Grębosz został zdyskwalifikowany na rok, a pikanterii całej sprawie dodał fakt, że ponoć Kensy, będący wtedy jednym z najlepszych piłkarzy Zawiszy, miał po zakończeniu służby wojskowej trafić z tego klubu do… Widzewa. Do tego transferu z oczywistych powodów już nie doszło.
Z powodu tej dyskwalifikacji trener Jacek Machciński musiał znowu przemodelować skład, bo dodatkowo przeciwko Zagłębiu nie mogli zagrać Piotr Mierzwiński oraz Paweł Woźniak. Dlatego na środku obrony wystąpił duet… Mirosław Tłokiński-Jan Jeżewski, a przesunięty nieco do przodu doświadczony Władysław Żmuda pełnił rolę środkowego pomocnika. "Rządził na boisku w sposób niekwestionowany, nie stracił w ciągu 90 minut ani jednej piłki. Całą masę odebrał przeciwnikom" - tak zrecenzowano występ Żmudy w drugiej linii zespołu Widzewa.
Mimo remisowych oczekiwań obu drużyn, w tym meczu jednak "momenty były", jak na przykład mocny strzał w 52. minucie Krzysztofa Surlita z około 30 metrów. Jego uderzenie w znakomitym stylu obronił bramkarz sosnowiczan - Krzysztof Słabik. Również goście z Zagłębia Dąbrowskiego próbowali zaskoczyć bramkarza Widzewa - Jerzego Klepczyńskiego - strzałami z dystansu, ale bez poważnych konsekwencji.
Wreszcie zabrzmiał gwizdek sędziego kończący to spotkanie i piłkarze oraz kibice Widzewa mogli świętować historyczny sukces. Trener Jacek Machciński był podrzucany przez zawodników do góry, a jak napisano w "Dzienniku Łódzkim", "trybuny stadionu przy ul. Armii Czerwonej zabrzmiały chóralnym sto lat, a na murawę boiska posypały się wielokolorowe confetti. Rozpoczął się karnawał kibiców RTS Widzew. Przeniesione poza bramy stadionu śpiewy i raz po raz skandowany okrzyk: RTS mistrzem jest! długo rozbrzmiewały jeszcze po widzewskich ulicach".
Kamil Wójkowski