Michał Przybylski: Atmosfera na trybunach miała znaczenie przy wyborze klubu
Ładowanie...

Global categories

06 February 2018 15:02

Michał Przybylski: Atmosfera na trybunach miała znaczenie przy wyborze klubu

- W Widzewie są ambitne plany i presja, która motywuje do pracy i wygrywania, by zadowolić klub, kibiców i samego siebie. To mi się podoba - podkreśla pomocnik Widzewa

17 lat spędziłeś na Wyspach Owczych. Tam uczyłeś się gry w piłkę nożną. Jesteś w stanie szybko przestawić się na polską ligę?

Michał Przybylski: Na Wyspach gra jest bardzo twarda, a piłka głównie lata w powietrzu do wysokiego napastnika, który zgrywa ją lub przytrzymuje. W Polsce rzeczywiście jest inna gra. Piłka krąży szybko po ziemi, na jeden-dwa kontakty, jest mało dryblingów i muszę się na to przestawić. Nowością jest też dla mnie murawa, bo głównie grałem na sztucznej nawierzchni.

Był moment, w którym uznałeś, że trzeba wyjechać z Wysp Owczych, by mieć szanse na zrobienie kariery?

- Nie myślałem nigdy, czy mogę robić coś innego poza graniem w piłkę. To mój jedyny wymarzony zawód. Zawsze byłem gotowy, by postawić na piłkę. Starałem się trenować więcej niż koledzy z drużyny. Poza zajęciami z drużyną często ćwiczyłem indywidualnie. Nie odczuwałem takiego zmęczenia jak ci, którzy od rana fizycznie pracowali, np. w przetwórni ryb. Chciałem sobie stworzyć szansę, by wyjechać do lepszej ligi. Jestem zadowolony z ubiegłego roku, bo grałem regularnie w seniorach, zdobyłem 10 goli, a do tego dostałem powołanie do reprezentacji młodzieżowej. Mam nadzieję, że to właśnie zaprocentowało i znalazłem klub w Polsce. Miałem obawy, co będzie jak nie wyjadę właśnie teraz, a zostanę na Wyspach Owczych. Dostałem szansę od Widzewa i postanowiłem z niej skorzystać. W Polsce na pewno są większe możliwości rozwoju i ewentualnie wyjazdu do silniejszej ligi.

Byłeś zaskoczony powołaniem do polskiej młodzieżówki?

- Tak, choć miałem za sobą dobry sezon i wybrano mnie młodzieżowcem roku, to bardziej liczyłem na zainteresowanie z polskich klubów. Miałem nadzieję, że ta informacja trafi do kraju. Nie spodziewałem się, że najpierw jednak dostanę powołanie do kadry. Zadzwonili do mnie z PZPN-u i powiedzieli, że śledzili moją grę w ostatnich kolejkach. Byli ciekawi, jak się odnajdę w kadrze i zaprosili na zgrupowanie przed meczem z Portugalią.

Do Polski trafiłeś pod skrzydła trenera Franciszka Smudy, o którym krążą legendy w kwestii wyczerpujących przygotowań. Jak sobie radzisz?

- Łatwo nie jest i czuję zmęczenie. To początek przygotowań i powinno być ciężko. Samo bieganie nie sprawia mi kłopotów i choć mamy około godziny biegu z interwałami, to dotrzymuję kroku. Za to z ćwiczeniami, które mamy w hali zetknąłem się tak naprawdę dopiero pierwszy raz. Może nie odstaję, ale widzę różnice między mną a zawodnikami do tego przyzwyczajonymi. Jest mi ciężko, ale wierzę, że sobie z tym poradzę, bo to ma mi pomóc w rozwoju.

Z III ligi polskiej do kadry wcale może nie być bliżej niż z Wysp Owczych.

- To prawda, ale jestem przekonany, że Widzew bardzo szybko wróci do ekstraklasy. Wiedziałem, jakie są plany i możliwości klubu. Liczę na awans rok po roku i że trener reprezentacji Dariusz Gęsior nie wykreślił mojego nazwiska z notesu. Zastanawiałem się nad przyjściem do Widzewa i jednym z argumentów za tym przemawiającym była osoba trenera Franciszka Smudy. Chciałem nauczyć się polskiej ligi i myślę, że ten szkoleniowiec mi to gwarantuje.

Wiesz, jaka atmosfera panuje na trybunach w Sercu Łodzi?

- Oglądałem skróty i fragmenty meczów Widzewa. Poza stadionem, duże wrażenie wywarły na mnie właśnie trybuny pełne kibiców. To też miało znaczenie przy wyborze klubu. Jest presja, która motywuje do pracy i wygrywania, by zadowolić klub, kibiców i samego siebie. To mi się podoba.

No właśnie, czasem ta presja może nie pomagać. Poradzisz sobie?

- Zdaję sobie sprawę, że każdy chce wygrać z Widzewem. Zrobić dobry wynik w Łodzi przy takim dopingu to dla zespołów z małych miejscowości duża sprawa. Jeszcze pod taką presją nie grałem i nie wiem, jak zareaguję, ale wierzę, że udźwignę ciężar oczekiwań.

W jakim wieku zacząłeś trenować?

- Na Wyspy wyjechałem z rodzicami w wieku trzech lat. Tata pojechał grać w piłkę i pracować. Ja, jak to mały chłopak zapatrzony w ojca, chciałem robić to samo. Zacząłem w grupie do lat 6. Przy okazji z tego powodu, że się trochę wyróżniałem, to grałem też w starszym roczniku. To przyspieszyło mój rozwój. Nie mam niestety porównania, jak wygląda szkolenie młodzieży w Polsce, bo dopiero w wieku 20 lat do niej wróciłem.