Michael Ameyaw: Chcę wymiernie pomóc drużynie w walce o awans
Ładowanie...

Global categories

28 December 2020 21:12

Michael Ameyaw: Chcę wymiernie pomóc drużynie w walce o awans

20-letni piłkarz w rozmowie z oficjalną stroną klubu opowiedział o okresie poprzedzającym zimowe przygotowania do rundy wiosennej. W wywiadzie nie zabrakło podsumowania rundy jesiennej, oceny swojego rozwoju piłkarskiego, ale również stanowiska na temat obecności rodzynek w świątecznym serniku.

Michael Ameyaw trafił do Widzewa w 2018 roku. Po półtora sezonu w Łodzi pomocnik został wypożyczony do drugoligowej Bytovii Bytów, z którą zdołał uzyskać prawo gry w barażach o awans do Fortuna 1 Ligi. Latem piłkarz zameldował się na treningach u trenera Enkeleida Dobiego, który zdecydował się włączyć młodego zawodnika do składu.

Jesienią Ameyaw wystąpił w 10 meczach ligowych i w 2 starciach w Fortuna Pucharze Polski. Młodzieżowiec pięciokrotnie był desygnowany do gry w podstawowej jedenastce, a łącznie na boisku spędził 508 minut.

Widzew.com: Zadzwoniliśmy do ciebie w trakcie treningu biegowego. To znaczy, że rozpoczynasz spalanie świątecznych kalorii?

Michael Ameyaw: Nie musiałem zbyt wiele spalać, gdyż starałem się pilnować liczby spożywanych kalorii. Pracuję też według rozpisek przygotowanych przez sztab trenerski, chodzę dodatkowo na siłownię, dlatego na pewno nie mogę narzekać na nudę.

Jak spędziłeś święta?

- W rodzinnym gronie, w Warszawie. To był dla mnie fajny czas.

Ostatnio Polaków podzieliła kolejna dyskusja, dlatego ciebie również prosimy o opinię. Sernik z rodzynkami czy bez?

- Gdybym miał wybrać, to chyba bez, ale jeśli już trafi się sernik z rodzynkami to zjem bez wybrzydzania.

Mikołaj dopisał w tym roku? Jesteś osobą, która bardziej cieszy się z otrzymanych podarunków czy raczej taką, która lubi obdarowywać innych?

- Myślę, że każdy uśmiecha się, odpakowując paczkę spod choinki, ale nie ukrywam, że bardziej lubię wręczać prezenty bliskim.

Na czym skupiasz się w tym momencie? To chwila, w której myślisz o powrocie do treningów czy jeszcze ładujesz baterie?

- Wydaje mi się, że bardziej odpoczywam od miejsca, w którym przebywam na co dzień, czyli klubu, treningów. Nie można jednak mówić o nudzie, bo cały czas pracuję i przygotowuje się do inauguracji przygotowań do rundy wiosennej.

Cofnijmy się o rok. Na przełomie 2019 i 2020 byłeś w dużo innej sytuacji niż dziś. Wypożyczenie do Bytovii traktowałeś jako szansę czy raczej czułeś się podłamany z powodu wyjazdu?

- Na pewno nie traktowałem tego negatywnie, bo taka jest droga zawodowego sportowca. Wiedziałem, że taki ruch pomoże rozwinąć mi się jako piłkarzowi. Sytuacja w zespole była taka, że najkorzystniejszym wariantem dla mnie było wypożyczenie, bo klub nie chciał się ze mną rozstać, a że nie mogłem trafić do zespołu rywalizującego z Widzewem o awans, to zostałem zawodnikiem Bytovii.

Pobyt w Bytovii oceniasz pozytywnie?

- Bardzo pozytywnie. Jestem zadowolony, bo czułem od trenera Adriana Stawskiego ogromne wsparcie i mam nadzieję, że chociaż trochę je spłaciłem. Jestem z nim w stałym kontakcie i jestem mu wdzięczny za to, ile włożył w mój rozwój. Nie był to długi okres, ale bardzo intensywny.

Jak odczułeś zmianę środowiska? Trafiłeś do klubu cieszącego się dużo mniejszym zainteresowaniem kibiców i mediów.

- Na pewno dało się odczuć tę różnicę, ale dzięki temu mogłem skupić się wyłącznie na treningu. Jedzenie, trening, siłownia, spanie. W Bytowie otrzymałem klucze do pomieszczeń treningowych i mogłem indywidualnie pracować na siłowni lub na boisku. Bardzo pomógł mi również trener Stawski, który mocno mnie wspierał i motywował, gdy czasem na boisku nie szło. Wydaje mi się, że praca włożona w treningi przyniosła efekt w postaci dobrej dyspozycji na boisku.

Sezon zakończyliście na miejscu gwarantującym miejsce w barażach. Wyglądało na to, że stajesz się wiodącą postacią w Bytowie.

-  W Bytovii trenowaliśmy bardzo mocno i miało to przełożenie na moją postawę podczas rundy, ale miało to również wpływ na pewne zmęczenie, które mogło być widoczne na początku rundy. Z czasem grałem jednak lepiej i razem z całym zespołem zagraliśmy w barażach. One nie wypadły do końca po naszej myśli, ale myślę, że po przyjeździe do Łodzi pokazałem się już z dobrej strony.

fot. nr 2 Ameyaw w trakcie meczu GKS Tychy - Widzew Łódź

Za wami kolejna runda w cieniu koronawirusa. W tym momencie zajmujecie 13. miejsce po 15 kolejkach, co trudno nazwać satysfakcjonującym wynikiem…

- Na pewno nie jesteśmy zadowoleni z tego rezultatu, bo jesteśmy drużyną mającą duże aspiracje. Koronawirus nie powinien być wymówką i usprawiedliwieniem naszej gorszej dyspozji, bo pandemia sparaliżowała całą ligę, jednak zakażenia i kwarantanny dotykały nas w trudnych momentach. Po raz pierwszy po meczu z Górnikiem Łęczna, w którym moim zdaniem wypadliśmy dobrze i dominowaliśmy na boisku, chociaż nie udało nam się wygrać. Po raz drugi miało to miejsce po meczu z Arką Gdynia, kiedy zagraliśmy dobre spotkanie, wygraliśmy i mocno podbudowaliśmy się mentalnie. Potem przyszedł mecz w Tychach, niezła pierwsza połowa i druga część gry, w której zabrakło nam paliwa. Szkoda, że nie dograliśmy tych dwóch ostatnich meczów, ale jestem pewny, że dobrze pracujemy na treningach i ta ciężka praca zaprocentuje.

Jesienią zanotowałeś w Widzewie łącznie 12 występów, w trakcie których spędziłeś na boisku trochę ponad 500 minut. Jak oceniasz ten okres w swoim wykonaniu?
 
- Na pewno chcę grać więcej i wiem, że muszę pracować nad liczbami, które obecnie nie są satysfakcjonujące. Zdaję sobie sprawę ze swoich mankamentów i wiem, że zawodnik ofensywny powinien pochwalić się bramkami i asystami. Teraz w czasie wolnym, podczas przerwy świątecznej, razem z tatą przeanalizowaliśmy wszystkie moje mecze, które rozłożyliśmy na czynniki pierwsze i wiem, na czym powinienem się skupić i co poprawiać.

Tata mocno cię wspiera?

- Zdecydowanie tak. Ogląda każdy mecz, a przed pandemią starał się być na trybunach. Po meczach rozmawia ze mną, wskazuje co zrobiłem dobrze, a co źle. To dla mnie bardzo ważne, bo staram się z tego czerpać i słuchać rad najbliższych.

Ojciec raczej skupia się na twoich mankamentach czy jest typem motywatora?

- Tata na pewno jest bezpośredni w ocenie moich występów, ale potrafi też pochwalić za dobre decyzje na boisku. Gdy nie zagram dobrego meczu, to mówi o tym wprost. Gdy zagram w miarę poprawnie, to o tym powie, ale również podkreśli, co można było zrobić lepiej.

Przy świątecznym stole piłka była jednym z tematów rozmów czy raczej zeszła na dalszy plan?

- Mimo że przy stole pojawiło się bardzo dużo tematów, nie da się ukryć, że piłka jednak była jednym z głównych wątków rozmowy. Ciężko od niej uciec.

Chyba nie ma co ukrywać, że ciągle nie możesz się przełać i w końcu wpisać się na listę strzelców. Decydują milimetry albo dobra postawa bramkarza…

- To prawda, ale uważam, że trzeba nad tym pracować, bo jeśli ktoś uczciwie pracuje, to szczęście na pewno pomoże. W Bytovii był moment, kiedy nie mogłem się przełamać, ale trener wziął mnie na bok i dał kredyt zaufania. Podobnie jest w Widzewie, gdzie bardzo wspierają mnie trenerzy Doni i Broniszewski.

fot. nr 3. Michael razem z Przemysławem Banaszakiem po bezbramkowym meczu Górnik Łęczna - Widzew Łódź

Swego czasu w szatni Widzewa mocno kolegowałeś się między innymi z Mikołajem Gibasem i Przemysławem Banaszakiem. Jak to wygląda teraz? Podział na młodych i starszych jest mocno zarysowany?

- Myślę, że to naturalne, że młodzi ludzie szukają kolegów do rozmowy w podobnym wieku. Rzeczywiście w przeszłości trzymałem się z Mikołajem i Przemkiem, przyjaźnimy się do dziś i utrzymujemy kontakt. Przyszedł moment w klubie, kiedy wszyscy rozeszliśmy się w swoje strony. Los sprawił, że ja wróciłem do Widzewa. Teraz w drużynie mamy grupę 4-5 młodszych chłopaków i dobrze odnajdujemy się w swoim towarzystwie. W drużynie nie ma jednak kategorycznych podziałów na starszych i młodszych. Jesteśmy wymieszaną grupą.

Jakie cele stawiasz sobie na 2021 rok?

- Na pewno będę chciał poprawić swoje statystyki, by wymiernie pomóc drużynie na boisku w walce o awans.