Global categories
Marcin Płuska: Pokazaliśmy, że nie jesteśmy chłopcami do bicia
Łukasz Kolecki: Jak ocenia pan występ swoich podopiecznych w trzecim już tej zimy sparingu?
Marcin Płuska: Co do samego meczu, początek w naszym wykonaniu napawał optymizmem. Dobrze operowaliśmy piłką, zmienialiśmy sektory na boisku, przechodziliśmy do przodu. Całą pierwszą połowę można zapisać na plus. Nie było widać różnicy między naszym zespołem, a występującą w III lidze ekipą Pelikana. Druga połowa była już jednak słabsza. Musieliśmy rotować składem, a zawodnicy mają w nogach ciężkie treningi, bo mocno wspólnie z trenerem Kabaszynem pracujemy nad motoryką. W kolejnym tygodniu również nie zamierzamy oszczędzać zawodników. Teraz mamy po prostu taki okres - ciężkiej pracy.
Czy udało się w sobotę zrealizować przedmeczowe założenia? Czy sparing z Pelikanem spełnił swoje zadanie?
- Na razie nie skupiamy się na założeniach taktycznych. W tej chwili najważniejsza jest wspomniana motoryka, a reszta to raczej dodatek. Mogę jednak powiedzieć, że w kontekście otwarcia gry i ataku pozycyjnego z pierwszej połowy możemy być zadowoleni. Później było gorzej, ale to wynika z etapu, na któym jesteśmy.
W trakcie można można było odnieść wrażenie, że Widzew często ustawiał się na boisku z trzema zawodnikami w linii defensywnej. Czy tak właśnie miało być?
- Długimi momentami graliśmy trzema obrońcami. To wynika z wizji gry, jaką mamy, także ewentualne zarzuty gry jednym napastnikiem nie do końca są słuszne, bo w czasie gry zmieniamy systemy, przechodzimy na ustawienie z tylko trzema piłkarzami z tyłu i wtedy zawodników atakujących jest dużo więcej.
Czy wyjściowa jedenastka spotkania z Pelikanem to obecnie najmocniejsze personalnie zestawienie Widzewa?
- Sobotni sparing rozpocząć mieliśmy przede wszystkim w innym ustawieniu. Od początku zagrać mieli: Mariusz Zawodziński i Kamil Bartosiewicz. Pierwszy z nich z powodu drobnego urazu nie mógł jednak nawet założyć buta, drugi narzeka na kontuzję pleców. W związku z tym Kamil Tlaga, który jest zawodnikiem uniwersalnym, tym razem zagrał na pozycji numer dziesięć, czyli ofesnywnego pomocnika.
Boisko w trakcie meczu opuścił Adrian Budka. Musimy obawiać się o jego stan zdrowia?
- Adrian nie trenował przez dwa dni, bo był podziębiony i nie chcieliśmy go "wkładać" w związku z tym w jednostki treningowe. W trakcie gry poczuł mięsień dwugłowy uda, spięło go tam, ale nie jest to nic groźnego i w przyszłym tygodniu powinien wrócić do treningów. Za dwanaście, trzynaście dni dołączyć ma z kolei Princewill Okachi, którego czeka jeszcze ostatni zabieg, a potem krótka rehabilitacja i też będzie wkrótce gotów.
W najbliższą sobotę Widzew rozegra kolejne spotkanie kontrolne z kolejnym znacznie wyżej notowanym rywalem. Czy na tym etapie przygotowań możecie nawiązać z nim wyrównaną walkę?
- Lechia Tomaszów Mazowiecki to zespół, który aspiruje do gry na poziomie centralnym, w drugiej lidze (obecnie jest wiceliderem grupy łódzko-mazowieckiej III ligi - przyp. red.). Ale my też mocno będziemy pracować. Wynik to jednak sprawa drugorzędna. Najważniejsza jest realizacja naszych założeń. Ważne są też dla nas cechy wolicjonalne. Wiadomo, że jak się biega w jednostajnym tempie to trzeba nadrobić: walką, ambicją, determinacją. W sparingu z Pelikanem cechy te było widać na wysokim poziomie. Pokazaliśmy, że nie jesteśmy chłopcami do bicia, i że zespół nam się spaja, co było widać też w jednej z sytuacji spornych, gdy poderwali się wszyscy zawodnicy, łącznie z tymi na ławce rezerwowych.