Global categories
Marcin Kozłowski: Nie możemy bać się nikogo
W 1. kolejce nowego sezonu piłkarze Widzewa Łódź niespodziewanie przegrali z debiutującą na tym szczeblu rozgrywek Victorią Sulejówek. Już w najbliższą sobotę ich rywalem będzie kolejny beniaminek III ligi - Warta Sieradz.
Marcin Kozłowski zapewnia jednak, że w drużynie nie ma mowy o żadnym lęku czy "syndromie beniaminka". - Jeśli chcemy wygrać rozgrywki i awansować, nie możemy bać się nikogo. Gramy w Widzewie i jesteśmy faworytem, nie mamy już przed sobą łatwych meczów. Każdy przeciwnik wychodzi przeciwko nam podwójnie zmotywowany. My wyjdziemy zrobić swoje i wygrać - tłumaczy, dodając przy tym, że nie przywiązywałby większej wagi do ubiegłorocznego triumfu Warty nad Widzewem w wojewódzkim Pucharze Polski. - Trudno stwierdzić, czy Warta ma na nas jakiś patent. Ten przegrany mecz w ubiegłym sezonie był starciem pucharowym. One rządzą się trochę innymi prawami. Poza tym, mamy w składzie wielu nowych zawodników, więc nasze ustawienie będzie się różnić od tego, którym graliśmy w tamtym meczu - dodaje.
W szeregach Warty Sieradz występuje obecnie kilku zawodników, których kibicom przy al. Piłsudskiego 138 nie trzeba przedstawiać. - Faktycznie, w Warcie gra kilku naszych dobrych kolegów. Z niektórymi grałem w rezerwach dawnego Widzewa czy w Młodej Ekstraklasie. Fajnie będzie się z nimi znowu zobaczyć. Z pewnością zrobią wszystko, żeby pokazać się z jak najlepszej strony, ale w rzeczywistości ta nasza znajomość nie da przewagi żadnej ze stron - zaznacza młody defensor.
W minioną sobotę łodzianie wrócili na stadion przy al. Piłsudskiego 138. Mecz 3. kolejki rozegrają również w Sercu Łodzi. "Cinek" przyznaje, że on i jego koledzy tęsknili za swoim obiektem i jego wyjątkową atmosferą. - Tęskniliśmy za naszym domem. Tutaj piłka chodzi jak "po lodzie". Murawa jest zawsze bardzo dobrze przygotowana, podobnie jak wszystkie inne rzeczy organizacyjne. Tu aż chce się grać. Dodatkowmi atutami są frekwencja budząca zazdrość nawet wśród klubów z ekstraklasy i fenomenalny doping naszych kibiców, którzy są naszym niezastąpionym, dwunastym zawodnikiem - podkreśla.
W pierwszej połowie meczu ze Świetem Michał Miller był jedynym wysuniętym napastnikiem, a tuż za jego plecami operował Aleksander Kwiek. Po przerwie Kwieka zmienił Daniel Świderski i od tego momentu łodzianie grali dwoma napastnikami. W tym czasie padły bramki na wagę trzech punktów. Kozłowski zaznacza jednak, że już wcześniej czerwono-biało-czerwoni mieli swoje okazje. - Z pewnością "Świder" dał bardzo dobrą zmianę i porozbijał obrońców gości. Udało nam się strzelić w tym czasie dwie bramki, ale już wcześniej mieliśmy bardzo dogodne sytuacje, więc bramki były kwestią czasu. Ponadto zawodnicy Świtu opadli już chyba trochę z sił, a my byliśmy przygotowani, by biegać pełne 90 minut. Stąd nasze zwycięstwo - podsumowuje.