Global categories
Marcel Gąsior: Chcę pomóc w walce o awans
Marcel Gąsior trafił do Widzewa latem. Urodzony w Wieluniu piłkarz nie miał szansy pokazać łódzkiej publiczności pełni swoich umiejętności, ponieważ przez większość rundy jesiennej leczył kontuzję. Pomocnik wystąpił w dwóch spotkaniach na poziomie II ligi. Rozegrał również sześć meczów w rezerwach.
26-latek razem z pierwszą drużyną w poniedziałek 13 stycznia wrócił do treningów po okresie urlopowym. Wspólnie z kolegami w pocie czoła pracuje, by jak najlepiej przygotować się do wiosny.
widzew.com: Wyparłeś z głowy wspomnienia po nieudanej jesieni?
Marcel Gąsior: To już za mną. Runda jesienna nie była dla mnie dobra, bo długo się leczyłem i straciłem sporo czasu. Mam nadzieję, że teraz wykorzystam okres przygotowawczy w stu procentach i z uśmiechem na twarzy przystąpię do piłkarskiej wiosny. Zbliżająca się runda będzie bardzo ważna dla Widzewa.
Twój powrót do pełnej dyspozycji trwał trzy miesiące. Jak przebiegał ten proces?
- W trakcie mojej przygody z piłką nożną nie zdarzył mi się jeszcze taki uraz. Trzy miesiące bez gry nie były dla mnie łatwe, a do pełnej sprawności wracałem stopniowo. Stawiałem sobie kolejne wyzwania, aż wznowiłem treningi z drużyną. Cieszę się, że trener dał mi szansę zadebiutować w pierwszym zespole. Nie ukrywam, że na pewno chcę grać więcej.
Nie składasz broni w walce o pierwszy skład?
- Na pewno! Tak jak mówiłem, przed nami cały okres przygotowawczy, dużo sparingów i okazji do pokazania się z dobrej strony. Wzywań nie zabraknie, dlatego trzeba ciężko pracować. Chcę pokazać na co mnie stać i pomóc drużynie w walce o awans.
To musiała być duża ulga, wrócić wreszcie na boisko w spotkaniach ligowym. Grałeś również w rezerwach, ale w trakcie meczów okręgówki emocje są mniejsze. Poczułeś radość, gdy udało się zadebiutować w pierwszej drużynie?
- Po to trenujemy, by wybiegać na boisko w meczach ligowych i pokazywać przed kibicami swoje umiejętności. To była dla mnie ogromna radość. Miałem okazję zanotować debiut i potwierdzić, że kontuzja jest już za mną. Mecze rezerw pomagały mi natomiast wejść ponownie w rytm meczowy i zwieńczyć kolejne mikrocykle, dlatego również cieszę się, że mogłem tam występować. Priorytetem jest jednak pierwszy zespół.
Trener Marcin Kaczmarek od dłuższego czasu buduje skład według określonej wizji, stylu gry. Jak się odnajdujesz w systemie, który mogliśmy oglądać w ostatnich spotkaniach rundy jesiennej?
- Każdy trener ma swój styl i pod niego dobiera zawodników. Zaczynaliśmy sezon grając dwoma napastnikami, a w końcówce jesieni przeszliśmy na system z trzema pomocnikami na środku boiska, z „dziesiątką” za plecami wysuniętego snajpera. Jeśli chodzi o mnie, to trener wie, że moje nominalne pozycje to 6 i 8. Tutaj będę toczył rywalizację z Bartkiem Poczobutem i Mateuszem Możdżeniem.
Łatwo nie będzie, ale walka o miejsce w składzie wszystkim wam powinna wyjść na dobre.
- Jasne, że tak. Trzymamy się z chłopakami razem, wspieramy na każdym kroku, a o tym kto będzie występował w pierwszym składzie zdecyduje trener Kaczmarek, na podstawie wykonanej przez nas pracy.
Jak zawodnik w trakcie urazu przeżywa wyniki zespołu?
- Na początku nie było mi łatwo. Czułem, że jestem trochę z boku, szczególnie, gdy wypadłem z rytmu meczowego. Oczywiście trzymałem kciuki za kolegów na boisku, ale to nie to samo, co siedzieć na ławce i przeżywać wydarzenia na boisku. Chcę pomagać zespołowi na murawie, ale taka jest kolej rzeczy, że miejsc w składzie jest tylko jedenaście. Trener wybiera najlepszych i trzeba ciężko pracować na treningach, żeby dać impuls i pokazać, że jest się gotowym, by wskoczyć do składu.
Twoim głównym celem na wiosnę jest powrót do pierwszej jedenastki?
- Zależy mi na tym, żeby zdrowie dopisywało. Gdy tutaj nic nie szwankuje, to można być spokojnym. Sportowo cel jest jeden, czyli awans do I ligi. Chcę pomóc drużynie w wykonaniu tego zadania.