Global categories
Mamy w sobie jeszcze spore rezerwy - rozmowa z Patrykiem Nourim
Adrian Somorowski: Za wami okres przygotowawczy. Swoimi umiejętnościami udało ci się przekonać w tym czasie trenera. Cieszysz się, że wylądowałeś w Widzewie?
Patryk Nouri: Zgadza się, za nami ciężki obóz przygotowawczy. Mam nadzieję, że swoimi występami przekonałem trenera do swoich umiejętności i dostanę szansę gry w ligowych spotkaniach. Jestem bardzo zadowolony, że jestem w Widzewie - od dziecka marzyłem, żeby grać w klubie, któremu od zawsze kibicowałem.
Wiosną ocierałeś się o pierwszy zespół wtedy pierwszoligowego PGE GKS Bełchatów. Brunatni posiadali dość młodą drużynę. Czego zabrało, żeby tam się przebić?
- W klubie była ciężka sytuacja. PGE GKS walczył o utrzymanie, a trener nie chciał eksperymentować ze składem i stawiał zazwyczaj na najbardziej doświadczonych zawodników.
PGE GKS spadł z ligi, a ty odszedłeś z Bełchatowa. Kiedy pierwszy raz pojawiła się opcja dołączenia do Widzewa? Wchodziły w grę jeszcze jakieś inne zespoły, może z wyższych lig?
- Temat Widzewa pojawił się w zasadzie z dnia na dzień. Szybko zdecydowałem, że chcę się pokazać trenerowi i przekonać go do siebie, gdyż nie było wtedy jeszcze pewne, że podpiszę kontrakt. Co do ofert, były dwie propozycje z wyższej klasy rozgrywkowej, ale nie ma sensu wchodzić w szczegóły.
W zasadzie już w pierwszym sparingu z Sokołem dałeś przesłankę, że warto zatrzymać cię w zespole. Strzeliłeś jedyną tego dnia bramkę dla Widzewa. Jak ocenisz kończący się okres przygotowawczy i kadrę, która ma walczyć o awans w najbliższym sezonie?
- Tak, ten sparing mogę z pewnością zaliczyć do udanych. Sporo on zmienił. Co do okresu to był on ciężki, jak to na takich obozach bywa, ale myślę, że ta praca zaprocentuje w potyczkach ligowych. Mamy bardzo szeroką i wyrównaną kadrę - na tyle, że nie wiadomo jeszcze, kto wybiegnie na murawę w pierwszym ligowym meczu.
Przychodząc do Widzewa znałeś już kogoś z drużyny czy szatnia była ci całkowicie obca? Z kim obecnie masz najlepszy kontakt?
- Znałem Marcina Kozłowskiego, Sebastiana Zielenieckiego, Fabiana Woźniaka i kilku innych chłopaków, więc od samego początku dobrze się czułem w szatni. Bardzo dobry kontakt mam z kilkoma osobami, m.in. z "Cinkiem", Sebastianem czy Mateuszem Michalskim.
Ciężko przewidywać w jakiej rzeczywiście formie jest Widzew. Teoretycznie najlepszą drużyną, z jaką graliście był wcześniej wspomniany Sokół. Uważasz, że jesteście już w optymalnej dyspozycji, czy wciąż macie spore rezerwy?
- Uważam, że mamy w sobie jeszcze spore rezerwy. Myślę, że potrzebujemy dwóch, trzech spotkań o stawkę, aby drużyna zaczęła grać na najwyższych obrotach i zgrała się do końca.
Swoją przygodę z piłką zaczynałeś w łódzkim SMS-ie, zatem obiekt na którym przyjdzie wam grać nie powinien być ci obcy?
- To prawda. Spędziłem w SMS-ie prawie całe dzieciństwo, trenując oraz ucząc się. Zgadza się, boisko nie jest mi obce, bo grałem tam wiele spotkań.
Wielu kibiców w żartach porównuje Cię z Nourim Sahinem. Chyba nie miałbyś nic przeciwko, aby twoja kariera również tak wyglądała? Czujesz się dobrze na tej pozycji co Turek, czy jednak wolisz grać wyżej?
- Słyszałem już to porównanie, będąc w GKS-ie i teraz w Widzewie również. Nie mam nic przeciwko, aby moja kariera potoczyła się podobnie, jak Sahina, a co do pozycji na boisku, to czuję się dobrze jako numer 8 lub 10. Nie mam jakiegoś problemu z przestawieniem się. Mogę również zagrać na obu skrzydłach. W dwóch sparingach trener Płuska ustawił mnie na lewej flance i tam czułem się też bardzo dobrze.
Kontynuując temat innej narodowości, nie trudno zauważyć, że nie masz czysto polskiego nazwiska. Możesz zdradzić skąd ono pochodzi?
- Nazwisko takie egzotyczne, ponieważ dziadek od strony taty pochodził z Iraku.
Jeżeli zatem w przyszłości przyszłoby ci dostać powołanie z jednej bądź drugiej reprezentacji, to którą byś wybrał?
- Oczywiście, że Polskę. Tutaj się urodziłem i wychowałem. Z Irakiem poza nazwiskiem nie mam za wiele wspólnego, więc nie ma mowy, abym grał dla tamtej reprezentacji.
Twoja rodzina dość mocno związana jest z Widzewem, prawda? Niewielu kibiców wie, że rodzinna pizzeria wspierała klub. Czy w związku z tym marzeniem taty było, abyś w końcu założył czerwono-biało-czerwoną koszulkę?
- Zgadza się, rodzice prowadzą pizzerię na Olechowie. Nie tylko w poprzednim sezonie, ale także we wcześniejszych latach, gdy Widzew grał w Ekstraklasie, nasza pizza "przyjeżdżała" po meczach. Tata rzeczywiście od zawsze marzył, abym grał w Widzewie, ponieważ sam od dziecka kibicował temu klubowi.
Kibice z Bełchatowa z pewnością mają ci za złe, że odszedłeś do lokalnego rywala. Nie obawiałeś się opinii fanów Brunatnych?
- Taka jest piłka. Raz gra się w jednym zespolę, a po chwili w kolejnym. Myślę, że nikt nie ma do mnie większych pretensji w Bełchatowie.
Jeżeli mówimy już o presji, będzie ona w tym sezonie dość duża. Wiadomo jaki cel jest przed Widzewem. Uważasz, że dacie radę sprostać wyzwaniu?
- Presja w tym sezonie z pewnością będzie duża, ale myślę, że sprostamy oczekiwaniom wszystkich kibiców oraz zarządu.
Na wiosnę przeniesiecie się na nowy obiekt. Ekscytująca wizja? Przyszło ci grać już kiedyś na tak nowoczesnym stadionie?
- Na tak nowoczesnym stadionie jeszcze nigdy nie występowałem. Nie mogę się już doczekać, aż będę mógł zagrać na nim mecz i poczuć tę atmosferę - jak kiedyś na starym obiekcie z trybun, tak teraz na boisku.
Jak widzisz swoją najbliższą przyszłość?
- Nie wybiegam myślami zbyt daleko do przodu. Skupiam się na najbliższym meczu. Musimy go wygrać i pokazać, że będziemy walczyć o awans, którego tak wszyscy chcemy.