Global categories
Mam od kogo się tu uczyć - rozmowa z Michałem Przybylskim
Andrzej Klemba: O ile się nie mylę, stoją za tobą bardzo bogate rodzinne tradycje piłkarskie.
Michał Przybylski: Zgadza się. Tata i wujek grali w piłkę. Pierwszy był obrońcą, drugi bramkarzem. Mnie z kolei zawsze bardziej ciągnęło do strzelania bramek.
Na Wyspy Owcze trafiłeś właśnie śladami najbliższych?
- Tak faktycznie było. Najpierw wybrał się tam mój tata, do którego dołączył wujek. Po roku przyjechaliśmy ja z mamą. Później ojciec skończył grać w piłkę, a ja zacząłem i w ten sposób zostaliśmy na miejscu.
Dawno temu opuściłeś Polskę?
- Miałem trzy lata, gdy trafiłem na Wyspy Owcze.
Ale po polsku mówisz bardzo dobrze.
- Zadbali o to oczywiście rodzice. Żyliśmy w domu po polsku, oglądaliśmy polską telewizję. Nie było z tym problemu.
Rozumiem, że edukację odebrałeś lokalną. A jak wyglądały twoje piłkarskie początki?
- Szkolenie tam wygląda chyba dość podobnie do naszego. Mając sześć lat zacząłem grać w jednej z grup dziecięcych. Przechodziłem do kolejnych kategorii i miałem to szczęście, że znalazłem się w grupie piłkarzy, którzy przebili się aż do seniorów. W konsekwencji udało mi się na tyle zaistnieć, żeby teraz móc wrócić do Polski.
W ostatnim sezonie występowałeś na najwyższym szczeblu ligowym na Wyspach.
- Tak było. Zajęliśmy szóstą pozycję, z której każdy w klubie był zadowolony. Na pierwszych trzech miejscach lokują się zwykle te same czołowe zespoły, więc cieszy, że się do nich zbliżyliśmy. Wystąpiłem w 22 meczach, w których zdobyłem 10 bramek. Zanotowałem też kilka asyst, więc wyglądało to nieźle. Cieszę się, że teraz trafiłem do Polski i mogę się tu dalej rozwijać.
Pojawił się w międzyczasie temat gry w reprezentacji Wysp Owczych?
- Było zapytanie w tej sprawie, ale już przy okazji występowania o duński paszport (Wyspy Owcze stanowią terytorium zależne Danii - przyp. red.) było tyle problemów formalnych, że temat nie miał szans realizacji.
Skąd wziął się pomysł powrotu do Polski?
- Siedem lat temu do kraju wróciła mama. Z mojego punktu widzenia jest tu na pewno dużo więcej możliwości. Postanowiłem zadbać o swój rozwój i wybrałem ten właśnie kierunek.
Widzew interesował się tobą już wcześniej.
- Jesienią był już faktycznie kontakt, ale w klubie wiedziano, że wracam jeszcze na Wyspy do ojca. Dlatego na testy zaproszony zostałem dopiero teraz. Wyszło chyba dobrze, dlatego po tygodniu treningów siedliśmy do rozmów i mogłem zostać piłkarzem Widzewa.
Trafiasz na czwarty poziom rozgrywkowy. Co cię przekonało do tego kroku?
- Widziałem i słyszałem o Widzewie dużo. Poziomem ligowym się nie przejmuję, bo trafiłem do wielkiego klubu, w którym kolejne awanse to tylko kwestia czasu. Dla mnie to dobre miejsce. Trenerem jest tu w końcu Franciszek Smuda, od którego chciałbym się nauczyć polskiej piłki, bo on na pewno zna ją znakomicie.
Masz na koncie powołanie do reprezentacji Polski U20. Liczysz na kolejne nominacje?
- Mam nadzieję, że na miejscu selekcjoner będzie miał więcej okazji, by mnie oglądać i uda mi się ponownie trafić do kadry.
Widzew zakontraktował zimą Roberta Demjana. Wydaje się więc, że na boisku też będziesz miał od kogo się uczyć.
- Tak na pewno będzie. Widziałem już na pierwszych zajęciach, jak dużo umie Robert. Zawsze wymyśli coś z piłką i zrobi wszystko, żeby wylądowała w siatce. Fajnie będzie grać razem z nim.
Przychodzisz walczyć z miejsca o pierwszy skład?
- Bardzo mi na tym zależy. Zrobię wszystko, żeby tak się właśnie stało.