Global categories
Maciej Szymański: Skauting jest dla mnie tak samo ważny jak szkolenie
Marcin Olczyk: W Widzewie nie jesteś osobą zupełnie nową. Wracasz do klubu, w którym zaczynałeś karierę trenerską. Jakie były twoje widzewskie początki?
Maciej Szymański (dyrektor Akademii Widzewa): Gdy miałem siedem lat zacząłem grać w Widzewie. Później wróciłem jako trener grup młodzieżowych. Zajmowałem się nimi kilka lat, po czym zostałem asystentem trenera Andrzeja Kretka w drużynie występującej w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy. Na tym etapie zakończyła się jednak moja współpraca z Widzewem.
Pracę trenerską zacząłeś bardzo wcześnie, jeszcze jako nastolatek. Jak do tego doszło?
- Pomogła świadoma ocena potencjału sportowego. Podjąłem tę decyzję dla dobra polskiej piłki (śmiech). Pracę szkoleniową zacząłem jeszcze w liceum, ponieważ to było coś, co bardzo mnie interesowało. Chciałem zostać przy piłce. Inspirowało mnie wielu trenerów, zwłaszcza tych, którzy nie byli wcześniej zawodowymi piłkarzami, a radzili sobie w zawodzie, dlatego postanowiłem spróbować swoich sił w pracy z najmłodszymi.
W tym wieku mało kto myśli o pracy trenerskiej.
- Zgadza się, ale ja jeszcze jako zawodnik, mając kilkanaście lat, zawsze bardzo lubiłem rozrysowywać ustawienia czy analizować taktykę. Te obszary mnie fascynowały. Widocznie tak miało być.
Przeszedłeś długą drogę od Widzewa do Widzewa. Jakie doświadczenie zdobyte poza klubem z al. Piłsudskiego 138 uważasz za najcenniejsze?
- Myślę, że trafienie do Akademii Legii Warszawa. To był moment, w którym spotkałem się ze świetną grupą ludzi i dużym szacunkiem z ich strony. Wiele się wtedy nauczyłem. Wszystkie kolejne kroki w mojej karierze wynikały z tego, że się tam znalazłem. Dlatego jestem spotkanym tam osobom bardzo wdzięczny za to, jak mnie przyjęli i jak układała się nasza współpraca. Szczególne podziękowania kieruję pod adresem Jacka Mazurka, który był dyrektorem sportowym klubu, a później dyrektorem Akademii. Ostatnie dwa lata współpracowaliśmy zresztą w Piaście. To osoba, która na pewno odcisnęła największe piętno na mojej karierze i rozwoju zawodowym.
Czym konkretnie zajmowałeś się w Akademii Piłkarskiej Legii Warszawa?
- Byłem koordynatorem na etapie szkoły podstawowej. To były kategorie U10 - U13. Wtedy ruszał też projekt Legia Soccer Schools, w który również byłem zaangażowany. Specjalizowałem się więc w szkoleniu do lat 13, ale miałem dużo okazji, by rozmawiać i uczyć się pracy z wyższymi rocznikami.
W Piaście Gliwice zakres twoich obowiązków był już większy.
- W akademii kierowanej przez wspomnianego Jacka Mazurka koordynowałem pracę trenerów. Odpowiadałem też za program szkolenia i ścieżki rozwoju piłkarzy, w porozumieniu ze sztabami szkoleniowymi poszczególnych drużyn. Pracowałem już wówczas z wszystkimi kategoriami wiekowymi. Tak się składa, że odpowiadają one kategoriom, które obecnie mamy w Akademii Widzewa.
Miałeś okazję podglądać z bliska funkcjonowanie zagranicznych szkółek piłkarskich?
- Tak. Dzisiaj dostępność do tego jest dużo większa niż jeszcze kilka lat temu. Ludzie jeżdżą po świecie i mogą zobaczyć wszystko na własne oczy. Ja też korzystałem z takich możliwości. Miałem przyjemność współpracować przez pięć lat z firmą Soccer Services z Barcelony. Jej właściciele są związani od wielu lat z FC Barceloną i jej akademią. Kraje, które najczęściej odwiedzałem to Holandia i Hiszpania. Tam miałem okazję rozmawiać z trenerami, oglądać zajęcia i brać udział w odprawach meczowych. Poznałem więc od kuchni jak działają.
To chyba jedne z lepszych kierunków do obserwacji wychowywania piłkarskich talentów?
- Rzeczywiście Ajax przypomniał o tym w Lidze Mistrzów, a reprezentacja Hiszpanii do lat 21 w mistrzostwach Europy. Jakościowo te kraje w piłce nożnej na pewno są bardzo mocne. Szukając klubów, które można odwiedzić, nie nastawiałem się jednak na te topowe. Poczułem na własnej skórze, że w klubach środka tabeli czy nawet takich walczących o utrzymanie, jest większa otwartość. Dzięki temu można więcej dowiedzieć się od ludzi czy po prostu zobaczyć. Tak było w Saragossie w Hiszpanii czy w holenderskim De Graafschap. Tam miałem dostęp do każdego obszaru i dostawałem odpowiedzi na wszystkie pytania.
Da się coś z tych klubów i innych piłkarsko światów przenieść na polskie realia?
- Najistotniejsze są wytrwałość i konsekwencja. Na zachodzie dają one efekty, chociaż często trzeba na nie czekać. Cieszę się, że w Polsce takie podejście jest coraz bardziej powszechne. Widać to na przykładach polskich piłkarzy, którzy przechodzą w kraju wszystkie etapy szkolenia i potem z powodzeniem radzą sobie za granicą. Jeśli chodzi o sam model to ciekawe podejście spotkałem w Legii. Tam przez pewien czas przedstawiciele klubu jeździli po świecie i oglądali inne akademie, ale po pewnym czasie uznali, że wystarczy tych obserwacji zewnętrznych i trzeba w końcu wdrożyć własny plan, a później zweryfikować czy działa. Ważne w budowaniu akademii jest zrozumienie znaczenia odpowiedniej etapizacji. Najpierw gromadzimy dane, później zastanawiamy się jak je wykorzystać i w końcu zaczynamy je stosować. Ten ostatni etap wymaga jednak dłuższej perspektywy. Dopiero po czasie można odpowiednio ocenić skuteczność planu i wdrożonych rozwiązań.
Jaką w takim razie masz koncepcję na budowę i funkcjonowanie Akademii Widzewa?
- W pierwszej kolejności musimy dążyć do tego, żeby podnieść standardy pracy. Ważna będzie systematyka. Musimy mieć świadomość, że Widzew będzie dążył do tego, żeby grać w coraz wyższych ligach. Jeżeli pierwszy zespół ma być topowy to również każdy inny obszar funkcjonowanie klubu musi taki być, w tym akademia. Trzeba pamiętać, że szkolenie młodzieży w Akademii to również proces selekcyjny. Trafiać do niego mogą i powinni zawodnicy o największym potencjale, a my musimy stworzyć warunki, które będą sprzyjać ich rozwojowi i sprawować nad nimi odpowiednią opiekę. Powinniśmy zapewnić spójny program szkolenia, ale też efektywny system wyszukiwania, żeby tych najbardziej utalentowanych zgromadzić razem, w jednym miejscu, by mogli wzajemnie oddziaływać na siebie i podnosić poziom. Jednak w ramach całej piramidy szkolenia nie możemy skupiać się tylko na selekcji. Musimy działać także w kierunku popularyzacji sportu, co pozwoli zbudować szeroką podstawę szkolenia. Poza tym, należy pamiętać, że wdrażanie danego programu szkolenia to proces i nie dotyczy tylko zawodników czy rodziców. Szkolić trzeba także trenerów. Z czasem powstawać muszą nowe działy dedykowane akademii, gwarantujące zaplecze medyczne czy dostęp do trenera mentalnego. Wszystko to powinno być dostosowane do wieku i związanych z nim potrzeb konkretnych roczników.
Od czego trzeba zacząć tworzenie Akademii Widzewa?
- Pierwszym krokiem jest zadbanie o odpowiednią organizację, co wiąże się również ze skompletowaniem sztabu szkoleniowego. Mam nadzieję, że uda nam się stworzyć najlepszy możliwy zespół pod tym względem. Będzie on przy tym rozbudowany o nowe funkcje, jak koordynator metodologii szkolenia. Chcemy stworzyć sprawny organizm, który będzie czuwać nad rozwojem piłkarzy w każdym aspekcie. Najważniejszy jest dla nas zawodnik, ale wokół niego czuwać będzie cały zespół, który ma zapewnić mu jak najbardziej kompleksową opiekę. Dlatego musimy dbać również o rozwój trenerów, zapoznawać ich z najnowszymi trendami. Chcemy oczywiście w międzyczasie dużo rozmawiać, dyskutować czy nasz sposób działania jest odpowiedni. Nie ma dwóch takich samych sytuacji, zarówno na boisku, jak i w życiu. Musimy analizować i podejmować odpowiednie decyzje.
W minionym sezonie w skład Akademii Widzewa wchodziły roczniki od 2000 do 2007. Ostatnio organizowany był nabór dla rocznika 2008. Do tego powstała sieć klubów partnerskich dla młodszych dzieci. Jak wyglądać będzie struktura wiekowa Akademii?
- Na razie struktury szkolenia nie zmieniamy. Będziemy weryfikować, na ile jest ona odpowiednia i wystarczająca. Chciałbym najpierw poznać jej specyfikę, dowiedzieć się, dlaczego tak było i jakie były efekty. Powinniśmy przepracować sezon, żeby mieć pełen obraz sytuacji i móc go dobrze ocenić. Jeżeli chodzi o kuby partnerskie to musimy poznać sytuację od dwóch stron - nie tylko z punktu widzenia Widzewa, o czym mamy już pewne pojęcie, ale też z perspektywy partnerów.
Czy przewidujesz w strukturach Akademii osoby dedykowane skautingowi, czy zajmować mają się nim trenerzy poszczególnych roczników?
- Skauting jest dla mnie tak samo ważny jak szkolenie. Musimy mieć wiedzę na temat każdego zawodnika w danej kategorii wiekowej, na razie przynajmniej w skali województwa. Nie tylko tego, który się wyróżnia, ale również tych, którzy na tym etapie wiekowym może nie są zawodnikami wiodącymi, ale niewykluczone, że mogą zostać nimi za jakiś czas. Od nowego sezonu ruszamy ze skautingiem młodzieżowym i będzie to dla nas ważny, rozwojowy projekt. Zajmować będą się tym dedykowani ludzie. Trenerzy mają być specjalistami w danej kategorii wiekowej, umieć odpowiednio pracować z szesnasto- czy siedemnastolatkiem. Obserwacje zostawić powinniśmy innym, zwłaszcza że napływ zawodników do klubu odpowiadać powinien jego realnym potrzebom. Każdy trener chciałby oczywiście mieć u siebie jak najlepszych piłkarzy, ale osoby zarządzające czy koordynatorzy powinny ten proces nadzorować, patrząc na niego bez emocji, wiedząc czy rzeczywiście na danej pozycji w tym momencie potrzebujemy wzmocnień.
Jak dużo czasu poświęcić należy obserwacji młodego zawodnika, żeby odpowiednio ocenić jego potencjał i możliwości?
- Różni się to od etapu, na jakim jest dany piłkarz. Im zawodnik młodszy tym zmienność większa. Po skoku pokwitaniowym prawdopodobieństwo dobrej oceny znacznie rośnie, natomiast wcześniej powinniśmy mieć po prostu wiedzę na ich temat. Nie powinna się ona jednak ograniczać do samego zawodnika, ale też jego rodziny czy środowiska, w jakim funkcjonuje. Te elementy mogą upewniać nas w naszej ocenie lub generować uzasadnione wątpliwości co do możliwości jego rozwoju. Same predyspozycje sportowe to za mało, żeby wejść na odpowiedni poziom i się na nim na dłużej utrzymać. Dlatego tych obserwacji jest wiele, a czasem trwają nawet kilka lat.
Czy dobrej akademii potrzebna jest własna szkoła ogólnokształcąca?
- Obecnie rozpoczynamy współpracę z jednym z liceów ogólnokształcących, w którym powstaną dwie klasy o profilu sportowym. Moim zdaniem na poziomie liceum taka współpraca jest niezbędna przede wszystkim dlatego, że wymagania treningowe na tym etapie rozwoju wyraźnie rosną. Pojawiają się chociażby dni z zaplanowanymi dwiema jednostkami treningowymi, kluczowymi w kontekście przygotowania do dorosłej piłki, co trudno pogodzić z zajęciami szkolnymi w różnych miejscach. W przypadku współpracy ze szkołą skoordynowanie wszystkiego i nadzór są łatwiejsze. Można wtedy doprecyzowywać zagadnienia edukacyjne, ale też żywieniowe czy regeneracyjne. Uważam, że w tym wieku taka potrzeba jest. Młodsze grupy powinny jednak zostać w dotychczasowym systemie szkolnym. Pozwala to na szerszy wybór ścieżki edukacyjnej i łączenie tego z treningami, pozostawiając młodemu człowiekowi więcej swobody w kontekście możliwości na przyszłość. Na ten moment jest to też model adekwatny do sytuacji klubu, ale na przestrzeni lat założenia w tym zakresie mogą się zmienić. Może to zależeć między innymi od bazy treningowej, jaką do dyspozycji w przyszłości będzie miał Widzew.
Czeka cię sporo pracy na wielu płaszczyznach.
- Musimy szukać optymalnych rozwiązań pod kątem naszych aktualnych możliwości. Dzisiaj zaczynamy z określonego punktu. Wiemy, w jakim kierunku zmierzamy, które obszary chcemy rozwijać i gdzie planujemy dodawać specjalistów. Nie można jednak zrobić wszystkiego od razu. Musimy działać etapami, chociażby przyzwyczajając ludzi do okoliczności, w których funkcjonują. Ważne, żeby każdy miał świadomość, że działamy nie zgodnie z moimi wymogami, ale w ramach jednej, spójnej struktury i każdy z nas stanowi jej część. Ważne, żeby wszyscy wierzyli w to, że poprzez podejście systemowe możemy uzyskać więcej niż działając w pojedynkę.
Niedawno zakończony został nabór do Programu Certyfikacji Szkółek Piłkarskich PZPN. Czy Widzew powinien się nim zainteresować?
- Akademia Widzewa ma być przede wszystkim projektem jakościowym. Do tego trzeba się odpowiednio przygotować. Jeśli tak się stanie, wtedy będziemy brać udział w programach certyfikacyjnych. W tym konkretnym wypadku trzeba pamiętać, że certyfikacja dotyczy kategorii U7 - U13, natomiast my w ramach naszej struktury zaczynamy od U12. Powinniśmy mieć świadomość, komu dedykowany jest ten projekt. Z mojej perspektywy ważne jest śledzenie go, poznanie wymogów i podnoszenie własnych standardów, ale też świadoma ocena tego, kiedy należy do niego dołączyć. Zapewniam, że będziemy pracować nad stworzeniem wewnętrznego programu certyfikacji, w którym wprowadzimy standardy związane ze sztabem szkoleniowym, systematyką oceny zawodnika, testami motorycznymi, określoną liczbą treningów w danej kategorii wiekowej i tak dalej. Musimy być w stanie zbudować to wewnątrz klubu, by móc oceniać czy jesteśmy w stanie odpowiednio zadbać o naszych zawodników.
Czy Akademia Widzewa podporządkowana będzie potrzebom pierwszej drużyny?
- Uważam, że każde rozwiązanie ma swoje plusy i minusy. Mało jest klubów, w których panuje prawdziwa jednolitość pod tym kątem. Dużo mówi się przede wszystkim o FC Barcelonie i Ajaxie, ale w Europie niewiele ośrodków funkcjonuje właśnie w ten sposób. Model, w którym ustawia się wszystko pod pierwszą drużynę, niesie za sobą pewne zagrożenia. W Hiszpanii trwa dyskusja na temat tego, czy lepsze jest szkolenie Realu czy FC Barcelony, czyli czy szkolimy dla siebie, czy dla innych. Mówi się o wychowankach grających w FCB, ale z drugiej strony Real wypuścił w świat najwięcej zawodników, którzy występują w najlepszych ligach Europy. I tu jest kwestia wyboru drogi, którą klub podąża. Oczywiście wierzę w dobrą współpracę ze sztabem pierwszej drużyny. To jest też dodatkowa motywacja i inspiracja dla zawodników i kadry trenerskiej Akademii. Pierwszy zespół ma jednak swoje cele, a Akademia powinna przede wszystkim podnosić swój poziom. Z czasem okazji do współpracy będzie na pewno coraz więcej. W tym momencie musimy przede wszystkim mieć świadomość, że jest jeszcze wiele do zrobienia.