Global categories
Maciej Humerski: Musimy być maszyną zaprogramowaną na zwycięstwa
Marcin Olczyk: W sobotę zanotowałeś kilka naprawdę dobrych interwencji, ale nie udało się zachować czystego konta. Czy ten mecz był dla ciebie najbardziej pracowitym od czasu powrotu do Widzewa?
Maciej Humerski: Miałem tego dnia przede wszystkim dużo roboty nogami i chyba nie wyglądało to najgorzej. Mamy mocny zespół, więc czasami przez większość meczów bramkarz stoi bezrobotny. Zdarzają się wtedy takie sytuacje, że przeciwnik raz wpada w pole karne i strzela bramkę. W sobotę po pierwszym golu dla Legii miałem właśnie takie myśli, że znowu, jak chociażby wcześniej w Ełku, rywal miał jeden strzał i go wykorzystał. Słaba statystyka. Troszkę udało się ją jednak poprawić. Dlatego faktycznie był to chyba do tej pory najtrudniejszy dla mnie mecz w Widzewie.
W stosunku do poprzednich spotkań w obronie zaszła istotna zmiana. Marcina Kozłowskiego na boku zastąpił stoper Radosław Sylwestrzak. Jak współpracowało ci się z tak zestawioną linią defensywną?
- Nie zastanawiałem się czy przede mną jest dwóch, czy trzech nominalnie środkowych obrońców. Nie pamiętam też żadnego większego zagrożenia dla mojej bramki ze strony Radka Sylwestrzaka, dlatego jego występ na pewno oceniam na plus. Zwyciężyliśmy, więc nie ma co za dużo rozpamiętywać. Według mnie cały zespół pokazał się pozytywnie. Mecz toczył się na wysokim poziomie - jak na ten szczebel rozgrywkowy oczywiście. Jeśli ja - jako zawodnik z boiska - widzę, że rozegraliśmy niezłe zawody, to jest duża szansa, że chyba jednak tak było. Kilka akcji na pewno mogło się podobać. Dramaturgii nie brakowało, fani dopisali, wszyscy mogli być zadowoleni.
Zwieńczeniem dobrego występu bramkarza byłaby na pewno obrona rzutu karnego. Tobie zabrakło naprawdę niewiele…
- Jest na pewno niedosyt, bo być może źle do niego podszedłem. Przypuszczałem jaki kierunek obierze strzelec i rzuciłem się w ciemno, ale niestety poszedłem w górę, bo właśnie tam ostatnio strzelał Bartczak w meczu ze Świtem. Trener Zbyszek Małkowski przygotował mi pełną analizę. Tym razem zawodnik uderzył jednak po ziemi, więc zabrakło mi trochę, żeby to skorygować.
Inna sprawa, że sędzia podchodził i upominał mnie, że nie mogę się ruszyć przed strzałem, bo jak obronię to powtórzy. Powstał dziwny przepis, znacznie ułatwiający strzelenie karnego. Wydaje mi się zresztą, że jest on trochę martwy i arbitrzy często boją się go egzekwować. Podobna sytuacja miała miejsce w meczu Pucharu Polski z Andrespolią Wiśniowa Góra, gdzie sędzia również mnie upominał, a bramkarz rywala w ten sposób obronił chyba dwie jedenastki.
Czy z racji gry z drugim zespołem akurat Legii Warszawa to spotkanie miało dla ciebie, jako wieloletniego kibica Widzewa, specjalne znaczenie?
- Cała otoczka, w tym transmisja TVP na całą Polskę, powodowała wyjątkowy w jakimś sensie odbiór meczu. Fakt ten mobilizował na pewno bardziej niż to, że graliśmy akurat z Legią, zwłaszcza że to były tak naprawdę jej rezerwy. Mówię to oczywiście z całym szacunkiem dla rywala, bo to była fajna drużyna, grająca szybką, ciekawą piłkę, składająca się z samych młodych zawodników. Dobrze gra się z zespołami, które nie zmuszają cię do ciągłej walki w powietrzu. Często mamy w tej lidze do czynienia z meczem bardziej tenisowym niż piłkarskim i przebijaniem piłki z jednej połowy na drugą. Myślę, że 2-3 zawodników Legii II powinno wkrótce dostać szansę w pierwszym zespole, bo mają nieprzeciętne umiejętności.
Nie było żadnych dodatkowych emocji?
- Musimy być maszyną zaprogramowaną na zwycięstwa i krok po kroku dobijać do upragnionego celu, czyli awansu. Tylko to się liczy. Z każdego meczu zostać powinny nam przede wszystkim trzy punkty na koncie.
W wywiadzie do ostatniego numeru programu meczowego "WIDZEW GOL!" zdradziłeś, że zimą nabrałeś większej pewności siebie w bramce. Czy ostatnie mecze - już o stawkę - sprawiły, że czujesz się pod tym względem jeszcze lepiej?
- Myślę, że nie wprowadzam do drużyny nerwowości, więc panuje względny spokój, ale błędy przytrafiają się każdemu. Trzeba się ich po prostu wystrzegać. Im mniej ich popełnisz, tym jesteś lepszy. Brakuje mi takiej cegiełki w postaci meczu na zero. Chciałbym jeszcze w ten sposób pomóc zespołowi. Wszyscy powinniśmy być wtedy zadowoleni. Jak już jednak wielokrotnie powtarzałem, jeżeli ma to wyglądać w ten sposób, że mamy wygrywać mecz za meczem, a ja będę puszczać cztery bramki, to mentalnie nie mam z tym problemu. Ważne, żeby wynik był zawsze korzystny dla nas. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by za każdym razem tak właśnie było.