Global categories
Łukasz Kosakiewicz: Jestem w Łodzi szczęśliwy
"Kosa" trafił do Łodzi z Korony Kielce, latem 2019 roku. W rundzie wiosennej rozegrał 18 spotkań ligowych, w których zanotował 8 asyst, a kibicom dał się poznać jako dynamiczny boczny obrońca. Kosakiewicz rozegrał łącznie 1547 minut w lidze, co daje mu 4. miejsce pod względem czasu gry w całej drużynie czerwono0biało-czerwonych.
Piłkarz podsumował ostatni czas spędzony w klubie oraz opowiedział jak minął obóz w Centralnym Ośrodku Sportu w Cetniewie.
Widzew.com: Czy po ostatnim sparingu kibice powinni obawiać się o twoje zdrowie?
Łukasz Kosakiewicz: Wszystko jest w porządku. Uraz w meczu z Gryfem Wejherowo był lekki, ale ustaliliśmy z klubowymi fizjoterapeutami, że jeżeli poczuję jakikolwiek ból to lepiej odpuścić i zejść z boiska. Na szczęście wszystko jest w porządku.
Wytężona praca połączona z grą na sztucznych murawach powoduje, że musicie szczególnie ustrzegać się urazów.
- Na pewno nie można mówić o oszczędzaniu się, ale faktycznie praca może dać o sobie znać. Ja pierwszego urazu w tym okresie doznałem w pierwszym sparingu, stłukłem piętę, a potem doszła kostka. Trochę się to nawarstwiło, ale wszystko wraca do normy.
Jak z własnej perspektywy oceniasz dotychczasowe mecze kontrolne Widzewa?
- Pozytywnie. Szlifujemy poszczególne elementy naszej gry, by stale podnosić jej poziom. Myślę, że wygląda to coraz lepiej, a z każdego sparingu trzeba wyciągać coś dobrego. Każdy z nas chce się pokazać z jak najlepszej strony, bo walczymy o miejsce w składzie i każdy z członków drużyny jest tego świadomy. Dodatkowo mecz kontrolny jest dobrym materiałem do analizy co można poprawić czy oceny realizacji założeń trenerów. Wyciągając wnioski z każdym kolejnym meczem powinniśmy dawać satysfakcję sztabowi szkoleniowemu.
Jak przebiegł obóz w Cetniewie? Znaleźliście czas na drużyną integrację?
- Pod względem pracy obóz nie wyróżniał się wiele względem moich dotychczasowych doświadczeń. Czas spędzaliśmy w siłowni, na treningach, ale również się zintegrowaliśmy. Gdy grupa ludzi spędza czas w jednym miejscu przez 10 dni to siłą rzeczy poznaje się lepiej i więzi się zacieśniają.
Jak w Widzewie wygląda podział na „młodych” i „starych”? Ponoć w dzisiejszych czasach młodzież jest bardziej niepokorna niż kiedyś?
- To też dosyć naturalny proces - na zgrupowaniu i w drużynie. Doświadczeni zawodnicy narzucają dyscyplinę. Nasi młodzi piłkarze znają swoje obowiązki i tego się trzymają. Atmosfera na obozie była bardzo pozytywna, a każdy z chłopaków zdaje sobie sprawę jakie mamy przed sobą zadanie. Wygląda to dobrze, sparingi również napawają optymizmem, dlatego humory dopisują.
Przed wami kolejny obóz, tym razem w Turcji. Dla ciebie to nie pierwszyzna, bo chociażby grając w Koronie Kielce miałeś okazję wyjeżdżać na zagraniczne zgrupowania. Czy przygotowania na trawiastych murawach można traktować jako atut w kontekście zbliżającej się rundy?
- Bardzo cieszy mnie ten wyjazd. Przygotowania na naturalnej murawie, przy pogodzie panującej w Turcji, na dobrze przygotowanych boiskach stanowią dla nas bardzo duży komfort. Nie ma co porównywać boisk sztucznych i pogody w Polsce do tych, które będziemy mieć w Turcji. Pozostaje tylko cieszyć się „gałunią” (śmiech).
Niedługo ruszają rozgrywki ekstraklasy, a przed wami jeszcze miesiąc przygotowań. Czujesz już adrenalinę w związku ze zbliżającym się startem rozgrywek?
- Ta przerwa trochę mi się dłuży. Gdy byłem w Koronie graliśmy dłużej i zaczynaliśmy ligowe granie wcześniej. Jest to zdecydowana różnica, ale okres przygotowawczy trzeba przepracować i nie ma wymówek. Na pewno im bliżej będzie do spotkania z Olimpią Elbląg, tym ta adrenalina będzie rosnąć.
Często mówi się o tobie jako zawodniku o dużej świadomości dotyczącej swojego ciała. Czy dłuższe przygotowania względem tych znanych ci z ekstraklasy miały wpływ na jakieś Twoje nawyki?
- Jesteśmy pod opieką sztabu trenerskiego, który dobrze wie, jak nas przygotować do startu rozgrywek i rozłożyć mikrocykle. Jest to dla nas dużą pomocą. Nikt się też nie oszczędza, mimo długiego czasu oczekiwania na ligę, a trenerzy pilnują obciążeń, by praca przyniosła efekt w odpowiednim momencie.
Teraz ciężko przygotowujecie się do rundy wiosennej, ale chciałbym na chwilę wrócić do jesieni. W wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” podkreśliłeś różnice pomiędzy grą w ekstraklasie, gdzie jest więcej cwaniactwa, do II ligi, gdzie panuje wiele przypadku i walki. Tobie gry w niższych ligach była jednak znana. Wiedziałeś czego się spodziewać, decydując się na transfer do Widzewa?
- Było mi łatwiej, bo znałem specyfikę tej ligi. Wiedziałem, na co muszę być przygotowany. Kiedy z naszego pięknego stadionu przenosimy się na wyjazdy, to niektórzy piłkarze reagują różnie. W Widzewie raczej nie było takiego szoku wśród zawodników, a przynajmniej ja nie przypominam sobie takiej sytuacji. Zdarzają się przypadki, że czasami ktoś marudzi, bo drużyna jest zbiorem różnych ludzi, ale to rzadkie przypadki. Z wiekiem zmienia się myślenie, zaczyna się doceniać drogę, którą się przeszło, łatwiej cieszyć się życiem. W pewnym momencie można być na szczycie, a chwilę później w zupełnie innym miejscu, dlatego nie ma co wybrzydzać, tylko być szczęśliwym z tego co się osiągnęło.
A ty jesteś szczęśliwy?
- Gdybym nie był tutaj szczęśliwy, to by mnie tutaj nie było. Jesteśmy w Łodzi z rodziną, wszystko nam się układa tak jak powinno, syn chodzi tu do szkoły, dlatego można powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwi i oby to tak zostało.
Czyli plan ulokowania rodziny Kosakiewiczów w Łodzi na stałe postępuje...
- Myślę, że jeżeli będziemy drużyną realizowali nasze zadania zgodnie z tym, co założyliśmy przed sezonem, to wszystko powinno ku temu zmierzać.
W swoich wywiadach w przeszłości wspominałeś też o tym, że dużym szokiem dla ciebie grając w Błękitnych Stargard było nagłe zainteresowanie mediów. Po pobycie w Koronie pewnie już się przyzwyczaiłeś do obecności kamer, a czy Widzewie nie odczuwasz w związku z tym presji?
- Wtedy, w trakcie przygody pucharowej, rzeczywiście było to dla mnie duże wydarzenie, ale zawsze starałem się być skromny i nie wychodziłem przed szereg. Po transferze do Korony zobaczyłem jak wygląda to na poziomie ekstraklasy, razem z całą medialną otoczką i do tego się przyzwyczaiłem. To na pewno fajne uczucie, gdy ktoś chce z tobą przeprowadzić wywiad, cieszysz się zainteresowaniem. Nie czuje się przytłoczony obecnością mediów, wiedziałem na co się piszę. Chociaż rzeczywiście w Łodzi panuje "boom" na Widzew i zainteresowanie jest ogromne.
Jakie masz marzenia związane z grą w Widzewie?
- Odpowiedź nasuwa się od razu, sama. Celem moim i drużyny jest oczywiście awans do I ligi. Chciałbym też, żeby zdrowie dopisywało, a resztę sam wywalczę.
Awans najpierw trzeba wywalczyć, ale jestem ciekawy czy myślałeś już może o formie ewentualnej radości z sukcesu. W wywiadzie dla serwisu "Weszło" wspomniałeś, że po awansie z A-klasy wynajęliście z kolegami traktor z przyczepą. Myślisz o czymś na większą skalę?
- Na razie skupiam się na przygotowaniach, a potem na meczach ligowych, chociaż wspominam tamten epizod z uśmiechem. Jestem pewny, że jeśli wywalczymy awans, nasi kibice na pewno nie zawiodą i odpowiednio opakują ten sukces. My musimy jednak najpierw na boisku wykonać swoje zadanie i jak najszybciej ten awans zapewnić.