Global categories
Królu, witamy w domu!
- Jak się nie spóźnisz jutro na trening to będziesz trenerem Widzewa - powiedział mu Andrzej Grajewski. Smuda nie pytał, ile będzie zarabiał czy na ile lat będzie miał kontrakt, tylko zjawił się punktualnie i poprowadził zajęcia następnego dnia. Tak zaczęła się piękna historia, której zwieńczeniem były dwa mistrzostwa Polski, korona Króla Kibiców oraz pokazy prawdziwego "widzewskiego charakteru". Nie tylko na Łazienkowskiej w pamiętnym 2:3, ale także chociażby w duńskim Broendby, kiedy to Widzew awansował w dramatycznych okolicznościach do Ligi Mistrzów.
- Jak Legia strzeliła bramkę, to nas tylko zdenerwowała - stwierdził po pierwszym tytule, wygranym w stolicy 2:1. Widzew za jego czasów grał do ostatniego gwizdka jednak nie tylko wtedy, gdy wynik na tablicy świetlnej był niekorzystny. Najdłuższą odprawę pomeczową Franciszek Smuda zrobił wtedy, kiedy Widzew... wygrał 4:0. Po spotkaniu krzyczał na zawodników, używał nie tylko żołnierskich słów, ale i powiedzonek, z których jest znany: "Jak masz frajera, to go duś, jak się uda, to go puść, a jak zedrzesz koszulę z niego - szukaj następnego". Taka postawa podbiła serca łódzkich kibiców. Przychodząc na stadion byli pewni, że ich ulubieńcy będą gryźć każdy milimetr trawy i nie pękną przed nikim. Nieważne, czy to będzie Radomiak Radom, Legia Warszawa czy też Borussia Dortmund, Atletico Madryt, Broendby IF lub Steaua Bukareszt.
W Łodzi odniósł największe, choć nie jedyne sukcesy w swojej trenerskiej karierze. Jaki był do nich klucz? Z rozbrajającą szczerością twierdził, że trenuje "na nos", a do oceny testowanych zawodników wystarczy mu zobaczyć, jak wchodzą i schodzą po schodach. Pierwszego w tym sezonie meczu Widzewa nie oglądał, z obecnej kadry zna dwóch zawodników, a na pytanie o analizę gry Świtu tylko się uśmiechnął. - Nigdy nie ustawiam drużyny pod kątem przeciwnika, to my mamy grać swoje - stwierdził na konferencji po podpisaniu kontraktu.
Przypomniała się sytuacja sprzed kilku lat, gdy jego obecny asystent w Widzewie Marcin Broniszewski odpowiadał za rozpracowanie grupowych rywali na Euro 2012 w reprezentacji Polski. Tygodniami przygotowywał raport o Grekach, aż w końcu złożył na ręce Smudy gruby plik kartek A4 z fachową analizą. "Franz" przewrócił jedną kartkę, drugą, trzecią i po kilku sekundach wypalił: "ch..a grają, op...limy ich". Ma to swój urok, oby miało też efekt. Tak, jak dwie dekady temu - również w Sercu Łodzi.
Kibiców cieszyć może też fakt, że legendarny trener nową legendę chce budować z… legendami, rzecz jasna. - Widzew to zespół, który słynął z charakteru i ten charakter musi być kontynuowany. Chcę otoczyć się ludźmi, którzy z klubu się wywodzą, są prawdziwymi widzewiakami, jak Tomek Łapiński, Mirek Szymkowiak czy Piotr Szarpak, który jest już w klubie - dodał na konferencji. Szarpak był też w klubowej szatni przed jednym z meczów ligowych, gdy Smuda wypisywał skład na tablicy. - Trenerze, ale tam jest dwanaście nazwisk - przytomnie zauważył "Szarpaczek", po czym "Franz" wziął gąbkę i starł… nazwisko Szarpaka.
https://www.youtube.com/watch?v=L8L6OuHtetU&t=578s
Od 6:35 do 7:20
Gdyby nie piłka nożna, byłby budowniczym. W Widzewie ma doskonałą okazję do tego, by obie te profesje połączyć. Zaczyna niemal od zera, czyli od trzeciej ligi, a zbudować ma przy al. Piłsudskiego zespół, który będzie awansował aż do ekstraklasy, a później - walczył o mistrzostwo Polski. Zanim jednak to się stanie, w tym sezonie trzeba awansować do drugiej ligi. Pierwsza okazja do wejścia na właściwą ścieżkę już w sobotę, kiedy o 19:10 Widzew zmierzy się ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki.
Smuda zawsze twierdził, że przed własną publicznością padliny grać nie można. Nie śmiemy wątpić w to, ze Widzew przez 90 minut będzie ”desperados”. Widzewiacy zaś - profesjonalistami ze skóry i kości, którzy nie będą kalkulować i jeśli nawet ktoś rzuci im cegłę czy kamień - zagłówkują. Że będą rozumieć się na boisku, jakby już nawet ze sobą spali, a ich gry nie będzie trzeba określać mianem pasztetowej, do której trzeba dopłacać.
Trener to musi być kawał skur…syna. Z sercem na dłoni, ale i z tęgim batem w ręku, jak sam kiedyś powiedział. Działacze są pewni, że to najlepszy wybór, a nawet największy transfer tego okienka w Polsce. Kibice nie protestują, bo doskonale pamiętają czasy, w których koronowali Franciszkowi Smudzie głowę. Mamy nadzieję, że ta 69-letniemu szkoleniowcowi nie spadnie aż do momentu, w którym podniesie puchar za zdobycie mistrzowskiego tytułu, spinając piękną klamrą swoją karierę. Oby historia zatoczyła koło.