Kolekcjoner ligowych medali i pogromca Liverpoolu
Ładowanie...

Global categories

10 February 2020 15:02

Kolekcjoner ligowych medali i pogromca Liverpoolu

W historii polskiej piłki klubowej jest niewielu trenerów, którzy potrafili przez ponad dekadę regularnie zdobywać miejsca na podium mistrzostw Polski, mimo że pracowali kolejno w kilku różnych klubach. Jednym z nielicznych specjalistów w tej dziedzinie jest Władysław Żmuda.

Serial sukcesów tego słynnego trenera Widzewa rozpoczął się we Wrocławiu, gdzie Żmuda najpierw był piłkarzem Śląska, potem asystentem w sztabie szkoleniowym, by już w wieku 32 lat objąć stanowisko pierwszego trenera WKS-u. - Generałowie nakazali mi zakończenie kariery piłkarskiej, żeby objąć posadę trenera. Broniłem się przed tym, nie byłem gotowy psychicznie na ten ruch. To drużyna zawnioskowała, żebym został szkoleniowcem - wspominał Żmuda przed trzema laty w wywiadzie dla portalu widzew.com.

Rozkazu generałów jednak posłuchał, bo był zdyscyplinowanym człowiekiem. I tego samego oczekiwał od piłkarzy jako trener. Nie oznacza to, że Władysław Żmuda był zamordystą, który na każdym kroku pilnował zawodników i wszystkiego im zabraniał. Wszędzie potrafił dogadać się z drużyną i pewnie dzięki temu w prawie każdym klubie pracował minimum 3-4 lata lub dłużej. Tak było właśnie w Śląsku, z którym Żmuda w ciągu sześciu lat pracy zdobył historyczne dla klubu mistrzostwo (1977) i Puchar Polski (1976), a do tego dorzucił jeszcze 3. miejsce w lidze w 1975 roku. Jakby tego było mało, zaliczył ze Śląskiem udane starty w europejskich pucharach.

To było cenne doświadczenie, które znalazło potwierdzenie podczas jego pracy Widzewie. Do RTS-u Żmuda przyszedł latem 1981 roku (na zdjęciu powyżej stoi pierwszy z lewej w środkowym rzędzie), tuż po wywalczeniu pierwszego mistrzostwa Polski przez drużynę prowadzoną przez Jacka Machcińskiego. Nowy trener nie miał łatwego startu, bo po premierowej wygranej 2:1 z Motorem Lublin, już w 2. kolejce widzewiacy pod jego wodzą przegrali aż 0:4 w Zabrzu z Górnikiem. Niedługo potem przyszła kolejna tak wysoka porażka, w Bytomiu z Szombierkami. - Zespół, który wtedy zastałem w Łodzi, grał świetnie z kontrataków, natomiast atak pozycyjny kulał. Postanowiłem wprowadzić więc te treningi. Po jakimś czasie usłyszałem od zawodników: "Panie trenerze, daj nam pan spokój! To jest za trudne!"- ale z czasem widać było, że swego rodzaju automatyzm zaczął działać - wspominał w cytowanym już wywiadzie.

Żmuda słynął z tego, że podczas swojej trenerskiej pracy przeprowadzał szczegółowe zapiski i notatki dotyczące gry swoich drużyn. Nowoczesna analiza przyczyn porażek i umiejętne wyciąganie wniosków  było jego zaletą w tamtych czasach.  Część dziennikarzy nazywała go przez to trenerem-teoretykiem, czego Władysław Żmuda nie lubił, ale w Widzewie ochrzczono go pseudonimem "profesor Tutka". Takich profesorów w polskiej piłce chcielibyśmy jak najwięcej, gdy się patrzy na to, jak szybko swoje wnioski i analizy Żmuda zamienił na konkretne wyniki.

Wiosną 1982 roku wraz z drużyną Widzewa obronił mistrzowski tytuł po pamiętnym meczu z Ruchem (1:1) w Chorzowie przy jednoczesnym nasłuchiwaniu wieści z Wrocławia, gdzie dobrze znany Żmudzie Śląsk miał tylko dopełnić formalności i pokonać Wisłę Kraków. Tak się nie stało, a przecież wrocławianie mieli już gotowe pamiątkowe odznaki wydane z okazji zdobycia mistrzostwa Polski 1982. To widzewiacy zostali mistrzami drugi sezon z rzędu i wystartowali po raz kolejny w Pucharze Mistrzów.

A w nim po wyeliminowaniu maltańskiego Hibernians i austriackiego Rapidu Wiedeń (po niesamowitym rewanżowym spotkaniu wygranym przez łodzian 5:3), w ćwierćfinale Widzew trafił na słynny Liverpool FC, wtedy bez dwóch zdań najlepszą drużynę klubową Europy. Żmuda w celu podpatrzenia gry rywala pojechał do Anglii obejrzeć jeden z ligowych meczów The Reds, po którym, jak sam przyznał, miał markotną minę i stracił wiarę w sukces. 2 marca 1983 roku obie drużyny (na zdjęciu powyżej powitanie kapitanów) wyszły na boisko w Łodzi i... - Oni wyszli, jakby byli nabuzowani czymś. Ja ich nie poznawałem na boisku. Patrzę, im wszystko wychodzi. Kurde, jak to jest możliwe? Nagle tu wszystko działa. Tak jakby automaty grały. Tu jedna bramka, druga... - tak w filmie o trenerze Żmudzie, opublikowanym jesienią ubiegłego roku przez WidzewTV, sam szkoleniowiec wspomina swoje wrażenia z obserwacji gry widzewiaków w meczu z Liverpoolem.

Po bramkach Mirosława Tłokińskiego i Wiesława Wragi Widzew wygrał 2:0, a w rewanżu na Anfield Road nie dał się stłamsić i mimo porażki 2:3 awansował do półfinału najważniejszych klubowych rozgrywek w Europie, gdzie zmierzył się z Juventusem Turyn. Tu wszystko rozstrzygnęło się już w pierwszym meczu, przegranym przez łodzian 0:2 w Turynie. Rewanż zakończył się remisem 2:2 i drużynie Żmudy pozostała już tylko liga. Ta skończyła się dla nich wiosną 1983 zdobyciem wicemistrzostwa Polski. Tak samo było rok później, dzięki czemu Widzew regularnie startował w europejskich pucharach.

W nich Żmuda był bliski kolejnego sukcesu, gdy po wyeliminowaniu utytułowanej Borussii Moenchengladbach, w walce o ćwierćfinał Pucharu UEFA Widzew trochę pechowo przegrał dwumecz z Dinamo Mińsk. Wkrótce potem "profesor Tutka" odszedł z klubu i wrócił na rodzinny Górny Śląsk, gdzie prowadził drużyny Ruchu Chorzów i GKS-u Katowice. Z tym drugim wywalczył dwa wicemistrzostwa Polski. Potem była egzotyczna przygoda w Tunezji, gdzie z zespołem Esperance Tunis zdobył w 1991 mistrzostwo i Puchar kraju.

Po powrocie z północnej Afryki długo nie był bezrobotnym, zostając w 1992 roku trenerem... Widzewa. Na dobrze sobie znany stadion wrócił po ośmiu latach przerwy i przejmując drużynę w trakcie rundy wiosennej po trenerze Pawle Kowalskim, po raz kolejny doprowadził ją na podium, zajmując z nią 3. miejsce. To oznaczało powrót do europejskiej rywalizacji. We wrześniu 1992 roku Widzew w Pucharze UEFA trafił na Eintracht Frankfurt. Tym razem to Niemcy przechytrzyli trenera Żmudę. Po remisie 2:2 w Łodzi, rewanż okazał się jednym z największych koszmarów w historii piłkarskiego Widzewa, który został we Frankfurcie rozgromiony 0:9.

Mimo tej klęski zespół szybko pokazał charakter kilka dni później pokonując w ligowym szlagierze 2:0 faworyzowaną Legię. Żmuda prowadził zespół Widzewa przez większość sezonu 1992/1993. Rozstał się z klubem w maju 1993 roku, po domowej porażce 1:2 ze Stalą Mielec w 28. kolejce.

Teraz emerytowany Władysław Żmuda co jakiś czas odwiedza Widzew. Ostatnio gościł w klubie z alei Piłsudskiego jesienią ubiegłego roku, gdy spotkał się m.in. z prezes Martyną Pajączek oraz innym byłym trenerem Widzewa, Bronisławem Waligórą. Obecnie 81-letni Żmuda mieszka w Zabrzu, ale od piłki nie odpoczywa. - Teraz jestem na emeryturze, więc mogę zająć się zwiedzaniem stadionów, chociaż w zasadzie jestem bardziej kibicem telewizyjnym. Wolę usiąść w fotelu, wziąć notes, popatrzeć na mecz i spisać spostrzeżenia. Potem obejrzę jeszcze powtórkę, żeby przyjrzeć się bliżej problematycznym sprawom wynikającym z boiskowych sytuacji - mówił Żmuda w wywiadzie dla widzew.com. Jak widać, "profesor Tutka" nie zwalnia tempa.