Karol Danielak
Wywiady i konferencje
Piłkarze
Karol Danielak: Nie boję się wyzwań
Pochodzisz z Jarocina i jesteś wychowankiem tamtejszej Jaroty. Jak zacząłeś przygodę z piłką?
Karol Danielak: - Jak wielu chłopców od najmłodszych lat spędzałem czas z piłką wokół bloków na osiedlu. Na pierwszy trening zaprowadził mnie tata, który też trenował, ale piłkę ręczną. Spodobało mi się, więc zacząłem regularne zajęcia. Najpierw grałem w Jarocie w drużynach juniorów, a z czasem zadebiutowałem w pierwszym zespole.
Miałeś wówczas okazję zetknąć się z obecnym trenerem Widzewa Januszem Niedźwiedziem.
- Tak, było to około 10 lat temu, gdy trener Janusz Niedźwiedź zaczynał swoją pracę jako szkoleniowiec, właśnie w Jarocie. Nie pracowaliśmy razem zbyt długo, ale dla Jaroty był to bardzo fajny okres, bo udało się odnieść jeden z największych sukcesów w historii klubu, czyli zająć czwarte miejsce w II lidze.
Z Jarocina trafiłeś do Chrobrego Głogów - wyjazd z rodzinnych stron był dla ciebie przełomowym momentem w przygodzie z piłką?
- To był chyba najważniejszy czas dla mojego rozwoju jako piłkarza. Grając w Jarocie mieszkałem z rodzicami, kończyłem licencjat na AWF-ie w Poznaniu i traktowałem piłkę jeszcze w kategoriach hobbystycznych. Wyjazd do Głogowa był pierwszą tak poważną decyzją w moim życiu i wtedy naprawdę uwierzyłem, że mogę związać się z piłką na poważnie. Z Chrobrym udało nam się wywalczyć awans do I ligi, a później, po pół roku, pojawiła się propozycja z ekstraklasy z Pogoni Szczecin, więc postanowiłem skorzystać z tej szansy. Niestety po około roku przytrafiły mi się problemy z przepukliną pachwinową, ale to już dawno wyleczona i zapomniana sprawa.
W różnych klubach grałeś już chyba na wszystkich pozycjach na boku boiska. Gdzie czujesz się najlepiej?
- Moją nominalną pozycją jest prawa pomoc, ale zdarzało się mi grać również jako lewy pomocnik oraz obrońca na obu skrzydłach. Najwięcej spotkań rozegrałem jako prawy pomocnik, ale nie boję się wyzwań i będę do dyspozycji trenera tam, gdzie będzie mnie potrzebował.
Masz na koncie awans z Chrobrym do I ligi, Superpuchar Polski wywalczony z Arką Gdynia i awans do ekstraklasy z Podbeskidziem. Które z tych wydarzeń oceniasz jako dla ciebie najważniejsze?
- Z perspektywy czasu na pewno najważniejszy był dla mnie awans do ekstraklasy. Byłem wtedy po gorszym okresie, który przytrafił mi się w Gdyni i przychodziłem do Podbeskidzia z dużymi nadziejami na odbudowanie dyspozycji. Udało nam się wtedy stworzyć w Bielsku-Białej naprawdę solidny zespół, który pewnie wywalczył awans. Z perspektywy czasu widzę, że poziom ekstraklasy oraz I ligi dość mocno się różni, zarówno pod względem sportowym, jak i organizacyjnym, ale oczywiście z punktu widzenia zawodnika warto było zagrać w najwyższej lidze przez ten rok i zebrać nowe doświadczenia.
W Podbeskidziu dwa lata temu umieliście poradzić sobie z rolą faworyta. Choć nie za wszelką cenę, również Widzew w tym sezonie ma starać się o premiowane awansem miejsce. Umiesz mierzyć się z oczekiwaniami?
- W każdym klubie przed sezonem stawia się przed zespołem określone cele i każdy zawodnik wie, że z grą zespołu związane są oczekiwania kibiców. W sezonie gdy Podbeskidzie wywalczyło awans, od przerwy zimowej w klubie i wokół niego cały czas mówiło się o tym, że musimy awansować i jako drużyna musieliśmy się z tym zmierzyć. Mam spore doświadczenie na boiskach I ligi, byłem już w kilku szatniach, więc myślę, że dam sobie radę. Nie wyobrażam sobie, że jako sportowiec mógłbym nie stawiać sobie wysokich celów.
Pytałeś kogoś o grę w Widzewie?
- O Widzewie dużo się mówi i dużo się pisze. Mam kilku znajomych zawodników, którzy w ostatnich latach tu grali i zawsze bardzo pozytywnie wypowiadali się o klubie, poziomie organizacji, stadionie i kibicach. Nasłuchałem się wiele dobrego o atmosferze podczas meczów, a każdy piłkarz chciałby poczuć takie emocje na własnej skórze. Długo się więc nie zastanawiałem.