Global categories
Hubert Wołąkiewicz: Zdecydowanie lepiej mieć Marcina Robaka po swojej stronie
widzew.com: Mimo tęsknoty za piłką, powrót do pracy na boisku nie był chyba łatwy?
Hubert Wołąkiewicz: Ciężko to jednoznacznie określić. Na pewno jesteśmy zadowoleni z tego, że możemy trenować na świetnie przygotowanych boiskach i cieszymy się ze spotkania z kolegami. Minęły jednak dwa miesiące przerwy od piłki. Zawodnicy techniczni sobie poradzą, ale jeśli ktoś jest obrońcą, tak jak ja, to może mieć problem z dojściem do odpowiedniej dyspozycji. Mam jednak nadzieję, że po kilku dniach wszyscy będziemy już w odpowiednim rytmie.
Gdy trafiłeś do Widzewa, nie miałeś dużo czasu, by wejść w ten rytm razem z resztą drużyny. Teraz teoretycznie dostałeś drugą szansę na zgranie z kolegami. Uważasz, że ten czas przygotowań do wznowienia ligi daje ci trochę większy komfort pracy?
- Gdy trafiłem do Widzewa od razu zacząłem grać i z każdym meczem chciałem zdobywać kolejne punkty. Tylko to się liczyło. Nie było czasu, żeby się w ogóle zastanawiać nad tym, co się wówczas działo. Dlatego teraz trochę dodatkowego czasu rzeczywiście w moim przypadku pozwala lepiej poznać drużynę i jeszcze lepiej przygotować się do boiskowej walki.
Po pierwszych dwóch spotkaniach w barwach Widzewa czułeś już, że dobrze rozumiesz się z resztą zespołu?
- Każdy mecz i każdy trening działały na moją korzyść. W pierwszym spotkaniu może nie było jeszcze tego widać, ale w kolejnym meczu zaczęły pojawiać się pierwsze zauważalne automatyzmy. W trakcie zajęć poznawaliśmy siebie nawzajem, a ja uczyłem się chociażby imion kolegów. Z każdym dniem było tylko lepiej, a teraz czuje się już normalnym członkiem drużyny. Znam się z chłopakami i pozostaje nam pracować, by odpowiednio przygotować się do wznowienia ligi.
Czy dzięki doświadczeniu łatwiej ci dostosować się do nowego środowiska, zarówno pod kątem przynależności do grupy, jak i funkcjonowania na boisku?
- Myślę, że tak. Jeśli zawodnik jest młody i wchodzi do szatni to może mieć problem, by się odnaleźć. Z kilkoma chłopakami znam się z boiska i myślę, że to też może pomóc. Mam nadzieję, że będę mógł razem z Marcinem Robakiem, Mateuszem Możdżeniem, Danielem Mąką czy Danielem Tanżyną, czyli tymi najbardziej doświadczonymi zawodnikami, rozłożyć te ciężary i pomóc zespołowi w realizacji postawionego celu, czyli awansu do I ligi.
Twoje pierwsze wejście do szatni Widzewa przywołało pewne wspomnienia, zwłaszcza ze strony Marcina Robaka, który zaaplikował kiedyś twojej drużynie pięć bramek... Czy teraz, wychodząc na boisko, jesteś spokojniejszy, że Marcin gra jednak w twojej drużynie?
- Zdecydowanie lepiej jest mieć takiego napastnika po swojej stronie, szczególnie że rzeczywiście miałem z nim do czynienia w przeszłości. Miło wspominam jednak grę przeciwko Marcinowi, mimo że - jak dobrze pamiętam - w jednym ze spotkań przeciwko Lechowi zanotował bardzo dobry występ. Wtedy, po meczu, śmiałem, że pewnie spokojnie mógłby zagrać kolejne 90 minut i jeszcze dorzucić kilka bramek, bo co kopnął w stronę bramki, to piłka wpadała do siatki. Gdy spotkaliśmy się w szatni Widzewa, żartowaliśmy z tego, że wreszcie gramy w jednej drużynie, a nie przeciwko sobie.
W tamtym meczu z Pogonią problem leżał po stronie obrony, czy to jednak Marcin był nie do zatrzymania?
- Jeśli zawodnik strzela pięć bramek w meczu, to jest raczej nie do zatrzymania. Starałem się powstrzymać go za wszelką cenę, ale nie wychodziło. Być może my też byliśmy w trochę słabszej dyspozycji, ale wydaje mi się, że większość pracy wykonał napastnik. Wtedy musieliśmy się szybko podnieść, bo przed nami był kolejny mecz, a z Lechem walczyliśmy o mistrzostwo Polski. Ostatecznie się nie udało, ale uzyskaliśmy awans do europejskich pucharów. Co do tamtego meczu, to pewnie pozostanie na pewien czas skazą przy moim nazwisku, ale trzeba wyciągać z tego wnioski. Dodam, że w kolejnych spotkaniach pomiędzy nami Marcin już gola nie strzelił, więc lekcja została odrobiona.
Robak to najtrudniejszy przeciwnik, z którym przyszło ci się mierzyć?
- Strzelec pięciu bramek na pewno zapada w pamięć, a Marcin jest jednym z najlepszych współczesnych, polskich napastników. Miałem przyjemność grać między innymi przeciwko Tomaszowi Frankowskiemu, Pawłowi Brożkowi i Marcin Robak na pewno należy do grona równie skutecznych piłkarzy.
Jak radzisz sobie w systemie gry preferowanym przez trenera Marcina Kaczmarka?
- Lubię grać z piłką przy nodze i mieć udział w rozgrywaniu akcji. Trener Kaczmarek stara się, by obrońcy również włączali się do kreowania gry, a ja się w tym na pewno odnajduję.
A jak odnajdujesz się w Łodzi?
- Jak na razie nie miałem czasu, by cokolwiek zobaczyć. Raz, że z powodu pandemii już na samym jej początku, czyli niedługo po przyjeździe do Łodzi już z niej wyjeżdżałem, a dwa, że niedawno wróciliśmy i trenujemy, żeby jak najlepiej przygotować się do dokończenia sezonu. Na poznanie miasta czas przyjdzie więc po dobrze wykonanej pracy.
Czyli przez najbliższe dwa miesiące miasta raczej lepiej nie poznasz. Mecze często co trzy dni, dalekie wyjazdy - jak zapatrujesz się na tak intensywny finisz sezonu?
- Najważniejsze, żeby wszyscy byli zdrowi, bo - tak jak mówisz - mecze rozgrywać będziemy praktycznie co trzy dni, więc będzie dużo rotacji i każdy musi być gotowy do gry na sto procent. A i sam początek będzie ważny, bo tak naprawdę wszystko będzie zależało od nas. Trzeba dobrze rozpocząć grę i od razu nabrać pewności. Szkoda, że nasi kibice nie będą mogli być w tym trudnym czasie z nami i dopingować nas z trybun. To największy minus tej eskpresowej końcówki sezonu.