Gdy Widzew był gospodarzem... pod Jasną Górą oraz w krainie żubrów
Ładowanie...

Global categories

20 March 2020 18:03

Gdy Widzew był gospodarzem... pod Jasną Górą oraz w krainie żubrów

"Gramy u siebie, hej Widzew gramy u siebie..." - śpiewają często kibice łódzkiej drużyny, gdy ta gra na obcym stadionie. Jednak w historii klubu z alei Piłsudskiego bywały momenty, gdy zespół RTS-u choć był formalnym gospodarzem, to mecze rozgrywał poza Łodzią.

Pierwszy taki przypadek miał miejsce na początku października 1978 roku, gdy w meczu u siebie Widzew podejmował rywali z poznańskiego Lecha na stadionie... Włókniarza Częstochowa. To był efekt kary, jaką Polski Związek Piłki Nożnej nałożył na Widzew za zdarzenie, które miało miejsce 23 sierpnia 1978 roku podczas ligowego meczu z Gwardią Warszawa w Łodzi. - Powodem decyzji PZPN-u było to, co zrobił jeden nieodpowiedzialny kibic siedzący na trybunie od strony dworca Niciarniana. Rzucił butelkę w kierunku boiska i ta trafiła sędziego liniowego, który ucierpiał po tym uderzeniu - wspomina Bogusław Kukuć, znany łódzki dziennikarz sportowy, który był obecny na tym meczu.

Widzew odwoływał się od decyzji PZPN-u, ale ostatecznie nic nie wskórał i 1 października 1978 roku musiał w roli gospodarza rozegrać spotkanie z Lechem właśnie pod Jasną Górą. Ta przymusowa wyprawa do Częstochowy nie przyniosła widzewiakom szczęścia. Mimo że do przerwy prowadzili 1:0 po strzale Krzysztofa Surlita, to po zmianie stron lechici strzelili im dwa gole po kontratakach i tym samym Widzew przegrał 1:2. Była to pierwsza porażka w sezonie zespołu trenera Bronisława Waligóry, którego piłkarze zaczęli sezon rewelacyjnie bo we wcześniejszych dziewięciu ligowych grach odnieśli siedem zwycięstw i dwa razy zremisowali. Tymczasem od feralnej porażki z Lechem zaczęła się zła passa, bo w następnych czterech meczach łodzianie ugrali tylko dwa remisy.

Kolejna "butelkowa afera", o wiele głośniejsza i poważniejsza w konsekwencjach, miała miejsce pięć lat później, gdy rewanżowy mecz półfinału Pucharu Mistrzów Widzew - Juventus Turyn, który rozgrywano na stadionie ŁKS-u, został przerwany z powodu trafienia sędziego liniowego (na zdjęciu powyżej) butelką rzuconą z trybun przez kolejnego chuligana będącego pod wpływem alkoholu. Gdy już spotkanie dokończono (remis 2:2), Widzew czekały poważne sankcje ze strony UEFA, bo to nie był pierwszy przypadek, gdy dochodziło do zakłócenia porządku podczas meczu europejskich pucharów, w których RTS był gospodarzem.

"O ile chuligańskie wybryki dotąd karano tylko grzywnami pieniężnymi (płatnymi w dewizach), o tyle tym razem konsekwencje były ostrzejsze. Widzew gra decyzją europejskich władz piłkarskich dwa mecze pucharowe w roli gospodarza na stadionie odległym co najmniej 250 km od Łodzi" - tak pisał Ludwik Sobolewski, prezes RTS Widzew, we wrześniu 1983 roku w tekście powitalnym skierowanym do kibiców, który został zamieszczony w programie wydanym na mecz I rundy Pucharu UEFA, w którym Widzew podejmował szwedzki Elfsborg Boras na stadionie... przy ulicy Słonecznej w Białymstoku.

Bo właśnie tam, w stolicy Podlasia i krainy żubrów, widzewiacy zdecydowali się rozgrywać swoje pucharowe mecze jesienią 1983 roku. Chociaż w Białymstoku nie było wtedy jeszcze ekstraklasy, to mimo gry Jagiellonii w ówczesnej II lidze, kibice licznie przychodzili na mecze. Tak było również podczas spotkania Widzew - Elfsborg, które z trybun obejrzało niespełna 40 tysięcy widzów (na zdjęciu tytułowym widać trybuny podczas tego spotkania). Wśród nich było około 5 tysięcy łódzkich kibiców, którzy do Białegostoku docierali pociągami, samochodami oraz autobusami, które na trasie utworzyły efektowny korowód. Do mobilizacji kibiców nie dostroili się piłkarze. Ledwie zremisowali bezbramkowo ze Skandynawami (kadr z meczu poniżej), a w rewanżu dopiero w końcówce uratowali awans (remis 2:2). W zespole nie było już Andrzeja Grębosza, Zdzisława Rozborskiego czy Mirosława Tłokińskiego. Mieli ich zastąpić nowi gracze - Krzysztof Kajrys, Jerzy Wijas, Jerzy Leszczyk oraz Dariusz Dziekanowski, za którego Widzew zapłacił wtedy stołecznej Gwardii rekordową kwotę 21 mln zł.

Wracając do pucharowej jesieni 1983 roku, to w kolejnej rundzie Pucharu UEFA łodzianie podejmowali w Białymstoku Spartę Praga. Ekipa ze stadionu na Letnej nie była wtedy anonimową drużyną. Z trenerskiej ławki prowadził ją Vaclav Jeżek, który w 1976 r. z reprezentacją Czechosłowacji sięgnął po Mistrzostwo Europy. Szkoleniowiec Sparty miał do dyspozycji m.in. Jozefa Chovanca, Ivana Haszka oraz duet skutecznych napastników - Stanislava Grigę i młodego Tomasa Skuhravego, który niespełna 7 lat później zostanie wicekrólem strzelców Mistrzostw Świata.

Gdy Widzew w I rundzie męczył się z Elfsborgiem, Sparta wyeliminowała sam Real Madryt! W Białymstoku prażanie minimalnie przegrali, po celnej główce rosłego Romana Wójcickiego. Nad Wełtawą już nie dali łodzianom powąchać piłki. Strzelili im trzy gole i przeszli do 1/8 finału. Tak zakończyła się pucharowa przygoda RTS-u w rolach gospodarza na stadionie w Białymstoku. Rok później widzewiacy ponownie grali jesienią w Pucharze UEFA i po raz pierwszy w historii wreszcie w roli gospodarza podejmowali rywali na swoim stadionie przy ówczesnej alei Armii Czerwonej.

Z meczami ze Spartą wiąże się jeszcze jedna ciekawostka. W obu jako jeden z podstawowych piłkarzy w zespole z Czechosłowacji zagrał Vitezslav Lavicka, obecny trener Śląska Wrocław. Jesienią ubiegłego roku, po 36 latach od spotkania w Białymstoku, zjawił się w Łodzi z drużyną WKS-u na mecz Pucharu Polski z Widzewem. I jego piłkarze niespodziewanie przegrali 0:2 z widzewiakami.