Global categories
Eurowspomnienia. Piękne rzuty karne w Turynie
Rocznica w niedzielę - 22 października 1980 roku Widzew pokonał Juventus 3:1 w 1/16 finału Pucharu UEFA . W rewanżu dwa tygodnie później Włosi wygrali 3:1. Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia i doszło do rzutów karnych. Widzewiacy strzelali pewnie – Mirosław Tłokiński, Andrzej Grębosz, Włodzimierz Smolarek i Zbigniew Boniek wykorzystali jedenastki. W bramce Widzewa stał Józef Młynarczyk. Obronił strzały w pierwszej (Franco Causiego) i drugiej serii (Antoni Cabriniego). Widzew wygrał 4:1 i awansował do kolejnej rundy.
Andrzej Klemba: Władysław Żmuda, kolega z obrony Widzewa rzuty karne z Juventusem opisał krótko: „Mieliśmy Józia w bramce”. Jak pan je obronił?
Józef Młynarczyk: Z wielkim wyczuciem. Wiadomo, że nie mieliśmy wiedzy, kto z tych piłkarzy, jak strzela rzuty karne. Teraz każdy zawodnik jest przejrzany na wylot i doskonale wiadomo, w który róg bramki strzela zwykle z 11 m, jak uderza, czy robi jakieś sztuczki. W związku z wysoką klasą zawodników Juventusu, było wiadomo, że ciężko będzie te strzały obronić. Trzeba było wybrać róg, zrobić zwód w lew, a pójść w prawo lub na odwrót i rzucić się tuż przed strzałem. Oczywiście zawodnik jeszcze mógł zmienić decyzję, w którą stronę kopnąć, ale czasem się udawało. Tak jak w meczu z Juventusem. Decydują ułamki sekund. 11 metrów to jest krótki dystansik i jak się nie odgadnie intencji strzelca, to szanse są niewielkie.
Było 2:0 w rzutach karnych i…
- Potem już szło z górki, ale trzeba też wspomnieć o naszych zawodnikach. Przecież oni też mieli do pokonania nie byle kogo, tylko Dino Zoffa. Jednego z najlepszych bramkarzy świata i legendę włoskiej piłki. Noga im nie zadrżała i świetnie je strzelali. Dramaturgii trochę było, ale to przecież w piłce nożnej jest najpiękniejsze. Na trybunach zrobiło się cicho po tych obronionych karnych, a jak nasi trafiali, to kibice Juventusu łapali się za głowy. To było wielkie wydarzenie w Europie, a jeszcze większe dla nas w Polsce.
Pokonaliście znakomity zespół.
- Nie oszukujmy się, to Juventus był faworytem i mecze z nami miały być tylko niewielką przeszkodą do pokonania w drodze po wygranie pucharu. Przecież to był zespół pełen wielkich nazwisk, w większości reprezentantów Włoch. W Polsce myśleli, że jedziemy po baty, mimo wygranej u siebie 3:1. Okazało się jednak, że Widzew to był taki zespół z Polski, który potrafił im się postawić i to skutecznie. To była wielka sensacja na całą Europę. Media włoskie nie pozostawiły suchej nitki na Juventusie. Wytykali im, że nas zlekceważyli i zrobili za mało, by wcześniej rozpoznać z kim będą grać. A my mieliśmy naprawdę dobry zespół. W każdej formacji byli znakomici zawodnicy i nie było słabych punktów. Do tego każdy miał serducho do gry, umiał walczyć i robił to z determinacją. Dzięki temu, że ten zespół miał wielki charakter, udało nam się zamieszać w Europie.
Kiedy przyjedzie pan na Widzew?
- Niestety żałuję, ale obowiązki związane z reprezentacją Polski U 20 sprawiają, że nie mogę pojawić się na meczu Widzewa. Zwykle jeżdżę i obserwuję kandydatów do kadry, kiedy Widzew gra. Ubolewam, że w Łodzi nie ma jeszcze zespołu w I lidze, ale mam nadzieję, że wkrótce będzie. Wtedy będzie powód, by wybrać się na Widzew także zawodowo.