Po ostatnim meczu i twojej zwycięskiej bramce, lokalne media określiły cię mianem łodzkiego Aguero. Czułeś wtedy, że wygrałeś Widzewowi ten awans i co usłyszałeś od kolegów z drużyny?
Dominik Kun: - To rzeczywiście był wyjątkowy moment. Chłopaki mnie docenili, gratulowali super zachowania. To było instynktowne, fajnie zgasiłem piłkę, uderzyłem z bliskiej odległości i zdobyłem bramkę. Eksplozja radości była ogromna i czuliśmy, że ten gol może przypięczetować nasz cel i nasze marzenia.
Lider klasyfikacji kanadyjskiej, 32 rozegrane mecze, awans. To był chyba najlepszy sezon w twojej dotychczasowej karierze.
- Zdecydowanie. Osiągnięcie celu drużynowego było w tym wszystkim najważniejsze, ale duża liczba rozegranych meczów plus asysty i bramki też na pewno cieszą.
Wśród opinii na twój temat często pojawia się: najbardziej pracowity i do tego najbardziej skromny.
- Zawsze się śmieję, gdy ktoś mi mówi, że dużo biegam, bo przecież taka jest moja praca będąc na boisku. Staram się jak najlepiej wykonywać swoje zadania i bardzo zależy mi na tym, żeby inni dostrzegali moje zaangażowanie. Piłka to profesja, w której trzeba mierzyć się z ciągłym byciem na świeczniku. Dużo się o nas mówi, dlatego tym bardziej trzeba o tej skromności pamiętać i mocno stąpać po ziemi.
Jak się czujesz w Łodzi? Czy rozważałeś inne opcje?
- Już w trakcie sezonu moim marzeniem było, żeby najpierw awansować, a potem, przy dobrej woli Klubu, zostać tutaj na dłużej. To się spełniło i jestem bardzo szczęśliwy. W Łodzi mieszka mi się dobrze, razem z żoną jesteśmy zadowoleni. Wprawdzie lubimy aktywne formy wypoczynku i tego odrobinę nam tutaj brakuje, ale cały czas poznajemy uroki miasta.
Styczność z Ekstraklasą już miałeś, czy to w barwach Pogoni, czy Wisły Płock. Na co Widzew musi się przygotować?
- Poziom będzie wyższy, to jest oczywiste, więc jako drużyna musimy zrobić postęp, by nawiązać równorzędną walkę z drużynami w Ekstraklasie. Najważniejsze będzie teraz dobre przygotowanie, poprawienie mankamentów, dołożenie czegoś ekstra. Lepsi zawodnicy, większa intensywność i wyższa ranga spotkań to oczywiste różnice. Historia pokazuje, że pierwszoligowiec potrafił wygrać z ekstraklasowiczem w jakimś pojedynczym meczu, ale codzienne granie na tym poziomie to coś zupełnie innego. Beniaminkom zazwyczaj jest trudno, co zresztą widzieliśmy w poprzednim sezonie na przykładzie Łęcznej czy Bruk-Betu. Ale z drugiej strony są drużyny jak Raków, który awansował i po 2-3 sezonach już bił się o mistrzostwo.
Jakie cele Ty sobie stawiasz przed tym nadchodzącym sezonem? Będziesz chciał pobić swój własny rekord punktowy w klasyfikacji kanadyjskiej?
- Poprzeczka będzie teraz zawieszona wysoko. Chciałbym zrobić krok do przodu i będę dążył do tego, by liczby były dobre, ale przede wszystkim przynosiły korzyść drużynie. Nie ma znaczenia czy będę strzelał, czy asystował. Ważne, żebyśmy zdobywali punkty.