Global categories
Dawno, dawno temu, w odległej Argentynie...
Był to mecz, którego wyczekiwano z niecierpliwością i wielkimi nadziejami nie tylko w Polsce i Niemczech, ale również w innych krajach. Miał być taką piłkarską ucztą od razu na początek mundialu, ale... rozczarował. Zwłaszcza polskich kibiców, którzy liczyli na to, że kadra biało-czerwonych z takimi piłkarzami jak Jan Tomaszewski, Antoni Szymanowski, Jerzy Gorgoń, Władysław Żmuda, Adam Nawałka, Kazimierz Deyna, Grzegorz Lato, Andrzej Szarmach, Henryk Kasperczak i doświadczonym, wracającym po kontuzji Włodzimierzem Lubańskim, zrewanżuje się Niemcom za porażkę sprzed czterech lat w grze o finał MŚ 1974.
Dodatkowo polskiej drużynie "świeżą krew" miała dostarczyć grupa młodych zawodników, na czele z Andrzejem Iwanem z krakowskiej Wisły i... Zbigniewem Bońkiem z Widzewa. Obaj spotkanie z Niemcami zaczęli na ławce rezerwowych, ale na boisku pojawił się tylko Boniek. W 79. minucie zmienił Lubańskiego i tym samym został pierwszym w historii widzewiakiem, który wystąpił w spotkaniu podczas turnieju mistrzostw świata. - (...) drużyną, która dominowała, która miała więcej sytuacji strzeleckich, byli Polacy. Piłkarze RFN mogą mówić o szczęściu. Ja zaś o tym, że niestety nie zdążyłem porządnie kopnąć piłki, choć zaliczyłem kolejny mecz w reprezentacji - wspominał później Boniek swój mundialowy debiut w książce "Na polu karnym".
Pięć dni później Polska grała kolejny mecz fazy grupowej, z Tunezją. - Ława, wciąż ława... Może lepiej byłoby, gdybym do Argentyny w ogóle nie przyjechał... Jestem dobry na sparingi, jakieś tam nieważne mecze, ale gdy gra toczy się o wielką stawkę, siedzę obok trenerów - tak lider ówczesnej drużyny Widzewa wspominał fakt, że selekcjoner Jacek Gmoch również w meczu z Tunezyjczykami posadził go na rezerwie. Boniek ponownie wszedł na ostatnie kilkanaście minut za Lubańskiego, ale nic nie zdziałał. Polacy wygrali 1:0 po wcześniej strzelonym golu przez Latę.
Zdjęcie nr 2: Zbigniew Boniek na turniej do Argentyny jechał z wielkimi nadziejami, ale jego potencjał nie został do końca dobrze wykorzystany przez selekcjonera Jacka Gmocha...
W trzecim meczu pierwszej rundy trener Gmoch zdecydował się na zmiany. Boniek wreszcie wyszedł w pierwszym składzie i został bohaterem spotkania z Meksykiem (3:1), strzelając w nim dwa efektowne gole. Zwłaszcza drugie uderzenie, z około 30 metrów, zwróciło uwagę wielu ekspertów z całego świata na tego młodego zawodnika Widzewa. "Łodzianin po raz pierwszy w turnieju grał pełne 90 minut i potwierdził nadzieje, jakie wiąże się z nim w perspektywie objęcia funkcji dyrygenta zespołu po Kazimierzu Deynie" - pisali już na spokojnie, po turnieju, Andrzej Gowarzewski i Grzegorz Stański w książce "Mundial'78. Argentyńskie boje".
- Byłem chyba najszczęśliwszym piłkarzem na boisku. Strzeliłem dwa gole! Może więc Boniek nie jest taki zły?... Zrobił prezent i sobie i żonie. Dziesiątego czerwca mija druga rocznica naszego ślubu. Zamawiam rozmowę telefoniczną do Polski... - tak wspominał tamte wydarzenia sam Boniek. Potem widzewiak zagrał w pierwszym składzie w trzech kolejnych meczach Polaków w drugiej fazie turnieju, ale selekcjoner Jacek Gmoch tak namieszał w składzie drużyny biało-czerwonych, że tylko wygrali 1:0 z Peru, a przegrali 0:2 z Argentyną i 1:3 z Brazylią, co oznaczało brak awansu do półfinałów.
Do legendy polskiej piłki przeszło już wydarzenie z meczu z Argentyńczykami, gdy przy wyniku 0:1 sędzia podyktował karnego dla Polaków. - Na odprawie przedmeczowej ustalono, że karnego ma strzelać Deyna, a gdyby nie czuł się na siłach - ja. Podbiegam do Kazia i pytam: - Ty, czy ja? - pisał Boniek później we wspomnianej książce. Piłkę na jedenastym metrze ustawił Deyna, dotąd pewny egzekutor rzutów karnych, ale tym razem spudłował...
Zdjęcie nr 3: W 1978 roku Zbigniew Boniek został uhonorowany nagrodą Złotych Butów przyznawaną przez dziennik "Sport" najlepszemu polskiemu piłkarzowi
Po zakończeniu turnieju, mimo że Polska nie znalazła się w czołowej czwórce, przeprowadzono ankietę wśród znanych dziennikarzy, byłych piłkarzy i trenerów, którzy na żywo śledzili przebieg mundialu w Argentynie. W pytaniu o najlepszych rezerwowych często w odpowiedzi padało nazwisko... Boniek. - Ten chłopak ujawnił prawdziwe wartości polskiego piłkarstwa - powiedział Horst Friedemann, znany ekspert piłkarski z Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Z kolei Milan Miljanić, uznany jugosłowiański trener, stwierdził: - Wszedł na boisko "przypadkowo" i na stałe wywalczył sobie miejsce w standardowej jedenastce polskiej drużyny.
Za to Günter Netzer, słynny były reprezentant Niemiec, mistrz Europy i świata, odpowiedział krótko: Boniek i Zaccarelli. Fakt, Renato Zaccarelli był jednym z objawień turnieju MŚ 1978. Ten włoski rozgrywający swoją grą oczarował wielu kibiców i ekspertów. Ale w przeciwieństwie do widzewiaka, okazał się gwiazdką jednego turnieju. Cztery lata później, gdy Boniek był już liderem reprezentacji Polski i prawdziwą gwiazdą mundialu w Hiszpanii, Zaccarelli na ten turniej w ogóle nie pojechał. Miał czego żałować, bo Włosi wywalczyli wtedy mistrzostwo świata. On swojej szansy z Argentyny nie wykorzystał, Boniek swojej nie zmarnował.