Global categories
Daniel Świderski: Piłka nożna nie kończy się na pierwszym składzie
Marcin Olczyk: W środowym sparingu ty i koledzy musieliście po przerwie odrabiać dwubramkową stratę. Dawno nie byliście chyba w takiej sytuacji?
Daniel Świderski: Do każdego sparingu podchodzimy z takim samym nastawieniem - chcemy go wygrać. Tym razem jako piłkarze grający w drugiej połowie znaleźliśmy się w nowej rzeczywistości, bo musieliśmy pierwszy raz w tym roku gonić wynik. Gra przed przerwą ułożyła się dość niefortunnie, ponieważ zazwyczaj pierwsi strzelaliśmy bramkę. W takiej sytuacji, jeszcze przy takiej pogodzie, reaguje się na pewno trochę inaczej. Przeciwnik miał jednak identyczne warunki, więc nie zamierzamy tłumaczyć się aurą.
Co w takim razie zawiniło?
- Trudno mi powiedzieć, co miało wpływ na taki rozwój wypadków. Może nie byliśmy do końca skoncentrowani od samego początku meczu? Mieliśmy tego dnia sporo strat, w pierwszej i drugiej połowie. Przez to musieliśmy długo gonić wynik. Na szczęście udało nam się strzelić dwie bramki i zatrzeć to gorsze wrażenie.
Czy przy takim wyniku do przerwy w drugiej połowie spadła na was dodatkowa presja?
- Na pewno wyszliśmy z nadzieją na strzelenie kilku goli i wygranie meczu. Nie czuliśmy jednak z powodu tego 0:2 dodatkowej presji. Mieliśmy z tyłu głowy, że musimy odrobić straty, ale chcieliśmy skupić się przede wszystkim na naszej dobrej grze, pamiętając, że to cały czas kolejny element przygotowań do tych najważniejszych meczów.
Czy bramki sparingowe mają dla ciebie znaczenie?
- Mnie, jako napastnika, każdy gol, również zdobywany na treningu, cieszy. Wiadomo, że te bramki różnią się od strzelanych w lidze, ale istotne jest dla mnie każde trafienie. Od tego jestem w tej drużynie, dlatego staram się, by strzelać jak najwięcej.
Gol z KKS-em był wyjątkowej urody. Nie zawahałeś się przed próbą lobowania?
- Nie. Zadziałałem automatycznie. Widziałem, że bramkarz wyszedł daleko i próbował wracać na swoje miejsce. Podjąłem szybką decyzję i cieszę się, że wyszło dobrze. Schody zaczęłyby się, gdybym nie trafił. Miałbym wtedy pewnie pretensje do siebie, że nie poszedłem normalnie do przodu na strzał. Zaryzykowałem, wyszło i teraz tylko to się liczy. To będziemy pamiętać.
Takim golem pokazujesz i potwierdzasz, że walko o miejsce w składzie trwa.
- Oczywiście. Mam taki charakter, że nie złożę broni i będę walczyć do końca. Ostateczną decyzję podejmie trener, ale wszyscy walczymy o swoje i każdy zawsze chce zaprezentować się z jak najlepszej strony. Jedynym wyjściem jest ciężka praca, którą sztab szkoleniowy na pewno doceni.
Jesienią często byłeś zmiennikiem - zazwyczaj pierwszym w kolei, ale jednak rezerwowym. Czy wiosną ewentualna powtórka takiego scenariusza nie byłaby dla ciebie problemem?
- Mam to na pewno na uwadze, ale piłka nożna nie kończy się na pierwszej jedenastce. Pojawiają się kontuzje, kartki, inne problemy. Zmiennik też jest częścią drużyny. Ma określone zadania i swoją rolę do odegrania. Wejść z ławki w drugiej połowie i strzelić bramki na wagę zwycięstwa - czemu nie? Dlaczego miałbym być niezadowolony? Każdy chciałby grać od pierwszej minuty. Jest nas ponad dwudziestu, a miejsc tylko jedenaście. Zawsze ktoś musi zostać na ławce. Gdybym miał być mocnym rezerwowym, wchodzić i robić swoje, czyli strzelać bramki, to w Widzewie jestem w stanie taką funkcję zaakceptować.
Rozumiem, że czujesz się częścią tego wyjątkowego zespołu i to pomaga?
- Zgadza się. Nikt nikomu nie rzuca kłód pod nogi. Każdy na boisku walczy o swoje i wie, że lepszy w danym momencie zawodnik zagra. Najważniejsza jest drużyna i grać powinni ci, którzy zapewniać będą jej zwycięstwa. Czuję się częścią tej drużyny i wiem, że mam szansą dużo z nią osiągnąć.