Global categories
Daniel Mąka po stu meczach ligowych w Widzewie: Trzeba to poczuć na własnej skórze
Daniel Mąka rozpoczął już czwarty sezon w barwach Widzewa. Zawodnik, który dołączył do klubu po awansie do III ligi, miał duży udział w wejściu łodzian na kolejny szczebel ligowy, rozgrywając w dwa lata 65 spotkań i zdobywając 23 gole. W drugoligowej rywalizacji nadal jest ważnym elementem drużyny. Dzisiaj ma już na koncie sto meczów ligowych w Widzewie i 29 bramek, a licznik na pewno się jeszcze nie zatrzymał.
Marcin Olczyk: Jakie ma dla ciebie znaczenie rozegranie setnego meczu ligowego w barwach Widzewa?
Daniel Mąka: Jest to przede wszystkim powód do dumy i wielkiej radości. Wiem, w jakim klubie się znajduję i jakie wiążą się z tym oczekiwania. Do każdego kolejnego meczu podchodzę z pokorą. Za mną zarówno dobre, jak i złe momenty. Teraz skupiam się na tym, co przed nami. Musimy pielęgnować tę serię dobrych meczów, która trwa już od jakiegoś czasu. Mój jubileusz przypadł na ciekawy mecz. Rzadko spotykane są takie wyniki. Musimy jednak pamiętać, że jako drużyna aspirująca do awansu nie możemy dopuszczać do sytuacji, w których tracimy na własnym terenie trzy bramki, bez względu na to, z kim gramy i jaki jest wynik.
Rok temu powiedziałeś mi, że Widzew to najlepsze co cię spotkało w twojej karierze piłkarskiej. Podtrzymujesz te słowa?
- Oczywiście. Niezmiennie podpisuję się pod tym stwierdzeniem. Żeby przekonać się, jak magicznym miejscem jest Widzew, trzeba poczuć to na własnej skórze. Ten klub, kibice, atmosfera, nawet murawa na tym niesamowitym stadionie. Niektórzy potrzebują czasu, żeby odpalić, odnaleźć się tu, bo tutejsze oczekiwania i warunki dobrze weryfikują piłkarzy, choć czasem nie od razu. Wiem doskonale, że nie jest łatwo temu wszystkiemu sprostać. Cieszę się jednak, że mimo różnych przeciwności i problemów zawsze walczyłem o swoje. Ta widzewskość, o której dużo się mówi, to moim zdaniem właśnie walka do końca, niepoddawanie się. Nie mogłem zawsze liczyć na kredyt zaufania, ale motywowało mnie to za każdym razem do jeszcze cięższej pracy.
Miałeś w tym czasie, w Widzewie, chwile zwątpienia?
- Każdy pracuje na swój rachunek, więc skupiałem się na własnej pracy i na tym, żeby wykonywać ją zawsze na maksa. Trenowałem i grałem najlepiej jak potrafię, na każdym poziomie, trzeciej czy drugiej ligi, ale też klasy okręgowej, bo i takie sytuacje się zdarzały. Wierzę, że moja praca odbierana była i jest pozytywnie.
Któryś z tych stu meczów ligowych, które rozegrałeś już dla Widzewa, zapadł ci wyjątkowo w pamięć?
- Ten ostatni. Chodzi oczywiście przede wszystkim o wynik. Licząc, że to już mój czwarty rok w Widzewie, nie przypominam sobie sytuacji, w której tak ułożyliśmy sobie mecz w pierwszej połowie, żeby w drugiej móc wyjść i go kontrolować. Doczekałem się tego akurat na jubileusz. Przyjemnie się to zgrało. Poza tym było na pewno wiele meczów godnych uwagi, chociaż nigdy nie układałem ich w konkretnej hierarchii. Trenujemy dalej, podchodzimy do gry z pokorą. Jesteśmy na dobrej drodze, w dobrym czasie. Musimy dbać o to, co tu się tworzy i przede wszystkim dalej punktować. Teraz liczy się każdy najbliższy mecz.
Strzeliłeś w tym czasie sporo bramek. Z której jesteś najbardziej dumny?
- Na pewno z gola z Siarką Tarnobrzeg rok temu, na 4:0, kiedy pokonywałem wcześniej pewne kłody, przeszkody, które gdzieś trafiały się na mojej drodze. Buzowała we mnie ambicja, walczyłem o kolejne minuty gry i wtedy, zdobywając tę bramkę, poczułem olbrzymie emocje. Euforia była tak duża, że nie byłem w stanie tłumić jej w sobie i aż zdjąłem koszulkę z radości, za co oczywiście zasłużenie otrzymałem żółtą kartkę. Rzadko mi się to zdarza. Niedługo później wywalczyłem sobie miejsce w pierwszym składzie i już praktycznie do końca sezonu go nie oddałem. Długo pamiętać będę też na pewno bramkę z Górnikiem Polkowice z rzutu wolnego. Fajnie, że w sytuacjach, w których mecze rozgrywamy na styku, drużyna jest w stanie tak razem pracować, że dzięki niej indywidualne zagranie czy strzał mogą zadecydować o zwycięstwie.
Po tak szalonym meczu jak z Pogonią przyjdzie wam zmierzyć się z aspirującym do awansu GKS-em Katowice. Będziecie w stanie zachować spokój i pełną koncentrację?
- Na pewno podreperowaliśmy sobie statystyki bramek i asyst. Musimy jednak dbać przede wszystkim o to, żebyśmy jako drużyna dobrze sobie dalej radzimy. Czuję, że zmierzamy w dobrym kierunku. Mecz z ciekawym rywalem, jakim jest GKS, będzie dobrą okazją, żeby to potwierdzić. Zapowiada się starcie na szczycie, interesujące dla nas i dla kibiców. Podejdziemy do niego z pełną determinacją i koncentracją. Nie ma innej możliwości.
Mówisz, że teraz zespół jest w dobrym miejscu i czasie. Czy po zakończeniu poprzedniego sezonu nie myślałeś, żeby coś w swoim życiu i karierze piłkarskiej zmienić? Ciężko było zmotywować się do dalszej walki na drugoligowym froncie?
- To, co się wydarzyło, przynosi nam ujmę, bez dwóch zdań. Ale stało się. Teraz jest za nami. Jako zawodnik z dłuższym stażem, doświadczeniem i odpowiedzialnością nie powinienem jednak dać się czymś takim złamać. Myślę, że te doświadczenia mają wpływ na to, co dzieje się teraz. Wiem, że nie można do tego więcej dopuścić i tak też działam na boisku. Chciałem dalej być w klubie, niezależnie od ważnej umowy. Zależało mi na tym, żeby to naprawić. Jestem zdrowy, do dyspozycji trenera. Doceniam to, że spędzam dużo czasu na boisku, dodatkowo mnie to motywuje i nie dam się tak łatwo wygryźć ze składu.
Czujesz, że w tej drużynie, w waszej szatni, tworzy się coś dobrego?
- Tak. Przed nami w tym roku jeszcze siedem meczów ligowych i co najmniej jeden pucharowy. Musimy dalej zdobywać punkty. Mamy solidny zespół, dobrych piłkarzy, ale też kilka indywidualności, które mogą robić różnicę. W poprzednim sezonie skład był również dobry, ale całościowo brakowało czegoś, żeby przewyższać rywali i częściej wygrywać. Teraz często przechylamy tę szalę zwycięstwa na swoją korzyść. To wynika nie tylko z tego, że ktoś strzela zwycięską bramkę, ale z samego bycia poszczególnych zawodników na boisku, brania udziału w akcjach, zapewniania spokoju, dawania przewagi. Oby tak dalej.