Daniel Mąka: Dramaturgii nie brakowało
Ładowanie...

Global categories

19 September 2016 15:09

Daniel Mąka: Dramaturgii nie brakowało

Po dwóch remisach łodzianie znów mogli cieszyć się z trzech punktów. Widzew pokonał w niedzielę Ursusa Warszawa 2:1, a Daniel Mąka przebywał na boisku przez 78 minut.

Pomocnik Widzewa Łódź cieszył się po ostatnim gwizdku sędziego ze zdobytych trzech punktów, choć przyznał, że nie przyszły one łatwo czerwono-biało-czerwonym. - Takie jest piękno piłki nożnej. Całe szczęście, że mecz zakończył się happy endem. Spotkanie toczyło się w bardzo dobrym tempie - były zwroty sytuacji. Najpierw objęliśmy prowadzenie, później goście strzelili kontaktową bramkę, a następnie dostaliśmy czerwoną kartkę. Dramaturgii nie brakowało, tym bardziej, że w końcówce mieliśmy piłkę meczową, której nie wykorzystaliśmy. Tak w życiu bywa. Przez cały czas wynik był na ostrzu noża, dlatego radość tym większa - stwierdził Daniel Mąka. - Nie miałbym nic przeciwko, żebyśmy cały czas grali z taką dramaturgią w meczach u siebie i wygrywali, bo to jest najważniejsze. Za tym idzie też coraz lepsza gra, bo sami to czujemy. To jest dobry prognostyk na przyszłość - kontynuował.

Piłkarz trenera Marcina Płuski miał swoją szansę na otwarcie wyniku w 11. minucie spotkania. Jego mocny strzał z woleja okazał się jednak minimalnie niecelny. - Rzeczywiście, strzał, jaki oddałem, był soczysty. Szkoda, że to uderzenie nie było w światło bramki. Miałem podczas tego meczu nieco inne zadania na boisku, niż zazwyczaj. Mnie przede wszystkim cieszą trzy punkty - powiedział pomocnik łodzian, który podkreślił, jak ważna w meczu jest koncentracja. - Myślę, że zespoły, które tu przyjeżdżają, czekają na swoje szanse z kontr. Mieliśmy 2:0 w garści. Szkoda tej straconej kontaktowej bramki, ponieważ to zawsze jest wiatr w żagle dla przeciwnika. Wówczas przypadek może zadecydować o końcowym wyniku - zauważył Mąka. - Stracona bramka była wynikiem braku koncentracji jednego z naszych zawodników, ale to się zdarza. My też strzelamy takie gole w drugą stronę, kiedy przeciwnik na moment straci koncentrację. Całe szczęście, że wygraliśmy po dwóch remisach. Mamy kolejny mecz w sobotę, na który pojedziemy głodni zwycięstwa z podniesioną głową - dodał.

Przez większość część gry Widzew ciepliwie konstruował akcje, dochodząc do sytuacji strzeleckich, podczas gdy piłkarze Ursusa Warszawa ograniczali swoją aktywność jedynie do sporadycznych kontr. Łodzianie zauważyli dużo wolnego miejsca w bocznych sektorach boiskach oraz tuż przed polem karnym. To właśnie sprzed szesnastu metrów Mateusz Michalski strzelił na 1:0. - Analizujemy swoich przeciwników i dzięki temu wiemy, jak zachowywać się na boisku, by grało nam się łatwiej. Wiedzieliśmy, gdzie w łatwy sposób mogliśmy się przedostać. Myślę, że nikt nie przyjedzie na Widzew grać otwartej piłki, bo skaże się na porażkę. Dobrze by było, żebyśmy szybciej otwierali wyniki meczów, ale jeżeli mamy wygrywać po dramatycznym przebiegu, to tak, jak mówiłem, nie mam nic przeciwko temu - wyjaśnił zawodnik czerwono-biało-czerwonych.

Łodzianie utrzymują się w czołówce tabeli, zmniejszając stratę do wicelidera, Finishparkietu Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie oraz utrzymując dystans do prowadzącego ŁKS Łódź. Należy jednak pamiętać, że Widzew rozegrał o jedno spotkanie mniej niż pozostali w wyniku przełożenia meczu z Legią II Warszawa na termin listopadowy. Mecze z dwiema poprzednio wymienionymi drużynami piłkarze trenera Płuski rozegrają w październiku. Zanim jednak to nastąpi, przed łodzianami starcia z kolejno Huraganem Wołomin, Ruchem Wysokie Mazowieckie oraz Jagiellonią II Białystok. - Najważniejszy jest najbliższy mecz. Do derbów jeszcze kilka tygodni, więc do tego czasu nie wiadomo nawet, jak będzie wyglądała tabela. Bądźmy spokojni. Wszyscy dookoła żyjemy tym meczem, ale do niego jeszcze dużo czasu - zakończył piłkarz Widzewa.