Global categories
Burza, która dawała spokój w bramce Widzewa
Było to tuż po tym, jak Boniek zdobył kontaktową bramkę na 1:2 na stadionie Maine Road i widzewiacy byli już o krok, by skarcić Manchester City. I właśnie wtedy swoje zrobił Stanisław Burzyński, który był jednym z najlepszych zawodników w tym spotkaniu. Po latach wielu piłkarzy Widzewa grających w tym meczu wspominało, że w pierwszej połowie byli oszołomieni i przytłoczeni atmosferą na stadionie i atakami rywali. Tylko "Burza" w tym boiskowym huraganie zachował spokój i nie pękał, jak mówili o nim koledzy.
Jak pisał Marek Wawrzynowski w książce "Wielki Widzew", łodzianie stracili wtedy do przerwy tylko jednego gola dzięki niezwykłemu refleksowi Burzyńskiego: "...powodował, że najczęstszą reakcją doskonałej publiczności był jęk zawodu, następujący natychmiast po ekstatycznym uniesieniu". A wszystko to w atmosferze twardej walki z wyspiarzami w polu karnym. Rywale z City nie przebierali w środkach, żeby utrudnić grę Burzyńskiemu, który po meczu przyznał, że nigdy nie zetknął się z tak ostrą grą.
*Stanisław Burzyński (z prawej) wita się z bramkarzem PSV Eindhoven przed meczem w Pucharze UEFA w 1977 roku
A przecież "Burza" nie należał do grupy spokojnych graczy i też nie pozwalał sobie dmuchać w kaszę. Tak było od początku jego przygody z piłką nożną w Trójmieście, gdzie najpierw uczył się bramkarskiej sztuki w Lechii, a następnie w gdyńskiej Arce. - Miał niezwykłą chęć wygrywania. Na gierkach treningowych zawsze kłócił się ze Zbyszkiem Strzeleckim. Mieli pianę na ustach, Stachu bluzgał, wściekał się. Ja mówiłem, że robimy przerwę dla chłopaków, że teraz będą się bili - wspominał na łamach książki Wawrzynowskiego Grzegorz Polaków, który wtedy był trenerem w Arce.
Bramkarz z takim charakterkiem idealnie pasował do budowanej przez trenera Leszka Jezierskiego drużyny walczaków i wyrzutków w Widzewie w pierwszej połowie lat 70. ubiegłego wieku, gdy zespół RTS-u awansował najpierw do II ligi, a potem do ekstraklasy. - Aż mnie dreszcze przechodzą, gdy go wspominam. Wspaniały chłopak. Ściągnąłem go do łodzi, był fantastycznie wyszkolony pod względem technicznym - wspominał Jezierski w swoim "Alfabecie" na łamach "Przeglądu Sportowego" na początku lat 90.
Również trener Bronisław Waligóra, który prowadził Widzew w meczach z Manchesterem City, po latach chwalił Burzyńskiego. - Uwielbiał pracować. Zostawał po treningach z Tadkiem Gapińskim i eliminował braki. Na pewno był w pierwszej trójce w Polsce - uważał szkoleniowiec i niewiele się pomylił. Bo "Burzę" dostrzegł nawet sam Kazimierz Górski i powołał na towarzyski mecz reprezentacji Polski z Argentyną w Chorzowie w marcu 1976 roku. Tym samym Burzyński został pierwszym widzewiakiem - reprezentantem Polski, bo na murawę Stadionu Śląskiego wyszedł tuż przed... Zbigniewem Bońkiem, który maszerował z tyłu jako zawodnik z pola. Obaj zadebiutowali wtedy w biało-czerwonych barwach, a w drugiej połowie dołączył do nich inny powołany kadrowicz z Widzewa - Paweł Janas.
*W drugiej połowie lat 70. Burzyński był podstawowym bramkarzem Widzewa i jedną z najważniejszych osób w drużynie. W Ekstraklasie rozegrał 133 mecze w barwach RTS-u
Sportowa kariera Burzyńskiego zapowiadała się wspaniale. Wprawdzie przygoda z reprezentacją zakończyła się tylko na dwóch meczach, ale pod koniec lat 70. "Burza" uchodził za jednego z najlepszych bramkarzy w Polsce. Zdobywał wiele wyróżnień, jak na przykład Złote Buty za sezon 1978-79 dla najlepszego piłkarza ekstraklasy. Mówiło się, że wkrótce może wyjechać do zagranicznego klubu, a jako kierunek wskazywano ligę angielską i klub Ipswich Town, wtedy należący do krajowej czołówki na Wyspach Brytyjskich.
Te wszystkie plany i rozważania przerwało tragiczne w skutkach wydarzenie z 25 lutego 1980 roku, gdy Burzyński będąc pod wpływem alkoholu prowadził auto i śmiertelnie potrącił przechodnia na ulicy Rzgowskiej w Łodzi. Wśród polskich piłkarzy z lat 70. nie brakowało takich, którzy lubili rozrywkowy tryb życia i "Burza" właśnie się do nich zaliczał. Ten wypadek całkowicie zmienił jego życie. Najpierw areszt, potem pobyt w zakładzie karnym, a następnie trudna próba odnalezienia się w nowej rzeczywistości. Burzyński próbował do 5 października 1991 roku, gdy popełnił samobójstwo, skacząc z okna swojego mieszkania na dziewiątym piętrze bloku w Gdyni.