Global categories
Blisko Widzewa byłem już kilka lat temu - rozmowa z Sebastianem Olczakiem
Marcin Olczyk: Dlaczego zdecydowałeś się na przenosiny do Widzewa Łódź?
Sebastian Olczak: Złożyło się na to kilka kwestii - na pewno historia klubu, jego kibice, ale też oczywiście nowy trener Widzewa, który ostatnio prowadził mnie w Świcie Nowy Dwór Mazowiecki. Ważne, że klub ma ambicje i chce jak najszybciej wrócić do elity, a będzie o to walczył na nowym, pięknym stadionie.
Trudno było dojść do porozumienia z Widzewem? Dużo czasu potrzebowałeś, by podjąć ostateczną decyzję?
- Temat mojego przejścia do Widzewa pojawił się już pół roku temu. Rozpoczęły się wtedy pewne rozmowy, ale w którymś momencie zostały przerwane. Nie wiem do końca z jakiego powodu. Sprawa wróciła teraz. Byłem w stałym kontakcie z trenerem Cecherzem, który po rozpoczęciu pracy w Łodzi zapytał, czy byłbym zainteresowany zmianą klubu. Nie zastanawiałem się ani chwili i niemal od razu zaczęliśmy z trenerem działać w tym kierunku. Nie było to łatwe, bo ze Świtem miałem ważną jeszcze pół roku umowę, więc oba kluby musiały dojść między sobą do porozumienia. Robiliśmy jednak wszystko, żebym mógł zagrać w Widzewie.
W szatni będziesz nowym zawodnikiem, ale o ile się nie mylę to w obecnym składzie jesteś pierwszym piłkarzem, który pracował już z Przemysławem Cecherzem. Jakim oceniasz pół rok spędzone pod jego okiem? Według wielu obserwatorów Świt jesienią grał zdecydowanie ponad stan, możliwości i oczekiwania.
- W Świcie powstała naprawdę fajna drużyna, która tak naprawdę sklecona przez trenera Cecherza została w 2-3 tygodnie. Nikt nie spodziewał się, że jesteśmy w stanie osiągać takie wyniki. Oczywiście można było zdobyć jeszcze więcej tych punktów, ale włodarze i sam trener na pewno mogli być zadowoleni z tego, co zrobiliśmy jesienią.
Nie chcę słodzić trenerowi Cecherzowi (śmiech), zwłaszcza że znamy się krótko, ale zdążyliśmy w tym czasie dobrze się poznać. Jest to na pewno charakterny człowiek, który umie "trzymać" szatnię. Dużą uwagę przykłada do taktyki, ale też do relacji międzyludzkich. Według mnie w Widzewie będzie to idealna osoba na właściwym miejscu. Dużą zaletą trenera Cecherza jest to, że prywatnie jest dobrym, normalnym człowiekiem, przez co w mojej opinii jest jeszcze lepszym trenerem. Wierzę, że dzięki tym cechom będzie w stanie odpowiednio „ogarnąć” Widzew.
Czy faktycznie trener Cecherz jest osobą bezpośrednią i konkretną, nieowijającą w bawełnę, jak zwykło się go postrzegać przez pryzmat chociażby wystąpień na konferencjach prasowych?
- Najważniejsze jest to, że jest szczery. Nic nie ukrywa przed zawodnikami. Jeśli ma coś komuś do powiedzenia, robi to osobiście. Można o nim śmiało powiedzieć, że jest człowiekiem sympatycznym, ale kiedy trzeba krzyknąć potrafi to zrobić zdecydowanie. Myślę, że Widzew nie będzie żałował, że go zatrudnił. Nie mogę powiedzieć na niego złego słowa, a nie słyszałem też negatywnych opinii na jego temat. Oczywiście trudno przyjąć innym moją ocenę za obiektywną, w sytuacji, gdy właśnie ściąga mnie on do nowego klubu, ale w kuluarach, z rozmów z piłkarzami, którzy wcześniej z nim pracowali, wynika, że jest cenionym trenerem i człowiekiem. Uchodzi za osobę konkretną i charyzmatyczną.
Trenerskie CV Przemysława Cecherza jest na pewno ciekawe. Czy ty po pół roku wspólnej pracy możesz powiedzieć, że to doświadczony szkoleniowiec? Jak oceniasz jego warsztat?
- Nie chciałbym zdradzać wszystkich tajemnic szatni, ale zawsze każde zajęcia dostosowane były odpowiednio do najbliższego rywala, a z wszystkich działań trenera biło duże doświadczenie i dobry warsztat. Zawodnicy słuchali go i mu ufali. Odprawy nigdy nie były nudne i rozlazłe tylko raczej szybkie i konkretne. Ważne, żeby zespół mu zaufał, ale myślę, że nie będzie z tym problemu jak tylko piłkarze zobaczą go w akcji.
W grudniu 2012 roku zadebiutowałeś w ekstraklasie. W Polonii Warszawa twoim klubowym kolegą był wówczas Mateusz Michalski. W szatni Widzewa nie powinieneś więc czuć się obco?
- Zgadza się. Nasze losy tak się potoczyły, że po sezonie, w którym dostaliśmy szansę w piłkarskiej elicie, klub się rozpadł i musieliśmy szukać nowych pracodawców. A z Mateuszem Michalskim znamy się już dosyć długo. Rozmawiałem z nim o przejściu do Widzewa i gorąco mnie na ten ruch namawiał, choć tak naprawdę nie musiał tego robić, bo i tak byłem zdecydowany. Opowiadał mi jednak o bieżącej sytuacji w klubie i wokół niego, co na pewno było dla mnie cenną wiedzą. Z "Michalakiem" znamy się jeszcze z czasów gry w Młodej Ekstraklasie w Polonii. Później to ja go namawiałem do przejścia do Pogoni Grodzisk Mazowiecki. Jesteśmy z tego samego rocznika, więc nasze drogi od dawna się krzyżowały. Z tego, co wiem, Mateusz jest teraz jedną z kluczowych postaci Widzewa, co bardzo mnie cieszy. Kontakt mam jednak nie tylko z nim, bo też z Danielem Mąką czy Przemkiem Rodakiem, z którym poznałem się w Pogoni Siedlce. Tym bardziej nie mogę się już doczekać pierwszego treningu.
Występując w barwach Polonii Warszawa w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy mierzyłeś się z rówieśnikami z Widzewa Łódź. Pamiętasz czym dla ciebie wówczas była ta marka?
- Mało osób o tym wie, ale dawno temu - miałem wówczas chyba około 17 lat - byłem z Widzewem już prawie dogadany. To był okres, w którym Widzew wywalczył awans do ekstraklasy, ale z powodu zamieszania w aferę korupcyjną, nie został dopuszczony do tych rozgrywek i musiał kolejny rok spędzić w pierwszej lidze. Byłem wtedy na testach budowanej od podstaw drużyny na Młodą Ekstraklasę, której trenerem miał być Piotrek Stokowiec, który notabene później wprowadzał mnie do pierwszego zespołu Polonii Warszawa. W międzyczasie pojechałem jeszcze na turniej juniorski z Polonią, podczas którego dowiedziałem się właśnie z prasy, że Widzew nie zostanie wpuszczony do ekstraklasy, więc nie będzie miał również zespołu w Młodej Ekstraklasie. Zadzwonił wówczas do mnie ktoś z Widzewa z zapytaniem, czy byłbym zainteresowany grą w drugiej drużynie, ale nie zdecydowałem się na ten ruch i zostałem w Warszawie, żeby walczyć o mistrzostwo Polski juniorów.
Widzew zawsze będzie marką, niezależnie od ligi, w której akurat występuje. Klub ten budzi respekt i choć mam dopiero 25 lat, więc na własne oczy jego sukcesów nie oglądałem, to chociażby od taty słyszałem o nim wiele dobrego. Nie ulega wątpliwości, że Widzew musi jak najszybciej wrócić na swoje miejsce, czyli do ekstraklasy.
Twój nowy klub występuje co prawda na czwartym szczeblu ligowym, ale z drugiej strony to czterokrotny mistrz Polski z ogromną rzeszą wymagających fanów. Kibice Widzewa na dwa miesiące przed startem rundy wiosennej wykupili już ponad 6,5 tysięca karnetów. Nie boisz się ryku gardeł kilkunastu tysięcy kibiców na pierwszym oficjalnym meczu na nowym stadionie?
- Nie mogę się tego doczekać! Mam nadzieję, że stadion wypełni się po brzegi i nie będzie na nim ani jednego pustego krzesełka. Kiedyś przeczytałem ciekawą wypowiedź, chyba Jose Mourinho, ale nie jestem pewien, że presję to ma lekarz, który ratuje ludzkie życia. Dla nas gra dla publiczności powinna być czystą przyjemnością. Trzeba sobie oczywiście zdawać sprawę, że każdy ma swoje ambicje, a trzecia liga nie jest odpowiednim dla Widzewa miejscem, ale zrobimy wszystko, by to zmienić.
Trzecioligowe warunki znasz doskonale. Czy według ciebie 12 punktów straty do lidera da się wiosną odrobić?
- Trzeba w to wierzyć, ale my w tym momencie musimy patrzeć przede wszystkim na siebie. Koncentrujemy się obecnie na tym, żeby jak najlepiej przygotować się do rozgrywek, a potem, żeby dać z siebie wszystko w pierwszym wiosennym meczu ligowym, z moim byłym już klubem - Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Nie mamy zamiaru oglądać się na inne drużyny. Nie chcę składać niczym niepokrytych deklaracji, ale jak będziemy wygrywać to będzie dobrze.