Global categories
Będę nadrabiał sercem i charakterem - rozmowa z Damianem Kostkowskim
Dariusz Cieślak: Po okresie bożonarodzeniowo-noworocznym już niedaleka droga do końca urlopu. Jakie cele stawiasz sobie na rundę wiosenną?
Damian Kostkowski: Niezmiernie się cieszę, że powoli kończy się ten urlop. Mój osobisty cel to przede wszystkim wywalczenie miejsca w pierwszej jedenastce. Drużynowy to oczywiście awans, dlatego nogi same rwą się do gry. Będziemy chcieli jak najlepiej przepracować okres przygotowawczy, żebyśmy w czerwcu wszyscy razem mogli świętować. Na pewno będą to bardzo intensywne treningi.
Tym bardziej, że trener Smuda jest znany z wyjątkowo ciężkich treningów.
- Myślę, że w tej kwestii najważniejsze będzie indywidualne podejście każdego z nas. Jeśli na starcie będziemy zakładać, że to będą jakieś wymęczające, bardzo intensywne zajęcia, to pewnie takie będą. Chcemy się rozwijać i iść do góry razem z klubem, w którym gramy, dlatego musimy być przygotowani na ciężką pracę. Dla mnie najistotniejsze jest zdrowie, żeby nie przytrafiło się nic podobnego do tego urazu z początku rundy jesiennej. Wtedy i psychicznie i fizycznie podołam tym treningom. Zawsze lubiłem ciężką pracę, dlatego może nawet zadziała to na moją korzyść.
Runda jesienna była dla ciebie pechowa. Bardzo dobrze prezentowałeś się w sparingach, byłeś pewnym punktem defensywy, ale i potrafiłeś znaleźć się w polu karnym rywala. Uraz sprawił, że straciłeś miejsce w wyjściowej jedenastce.
- To jest wliczone w życie sportowca. Ciężko jest unikać urazów przez całą karierę. To już jednak było, teraz mam nadzieję, że będę mógł udowodnić trenerowi swoją wartość i przydatność. To będzie zupełnie co innego, niż epizody w poprzedniej rundzie.
Jesienią faktycznie nie miałeś zbyt wielu szans na pokazanie swoich umiejętności, ale które ze spotkań zapadło w twojej pamięci?
- Trudne pytanie, ale chyba najbardziej zapamiętałem to feralne spotkanie z Łomżą. Nie chciałbym się usprawiedliwiać, ale po tej kontuzji i przerwie od gier oraz treningów trudno było nadrobić zaległości, które miałem w stosunku do pozostałych kolegów z drużyny. Lekkie treningi czy bieganie to nie to samo, co zajęcia na pełnych obrotach. Mam jednak nadzieję, że to, co złe już za mną i teraz będę mógł skupić się tylko i wyłącznie na pracy.
Mi zapadło w pamięci jeszcze spotkanie z Olimpią Zambrów. Wtedy dowiedziałem się, że Damian Kostkowski może występować również jako defensywny pomocnik. Jak się czułeś w takim ustawieniu?
- Zabawne, bo wspominałem to nawet przy wigilli. Wydaje mi się, że gdybym był wówczas w normalnej dyspozycji, wyglądałoby to dużo lepiej. Oczywiście, że w ofensywie nie dałbym pewnie tyle, co Radwan czy Kazik, ale zadania defensywne w środku nie sprawiłyby mi żadnych problemów. Myślę, że spokojnie poradziłbym sobie na tej pozycji. Może nie należę do wirtuozów techniki, ale będę to nadrabiał sercem i charakterem.
A to będzie bardzo ważne podczas tej rundy, która przed wami. Będziecie musieli wygrać ją nie tylko na boisku, ale i w głowach.
- Jesteśmy na to przygotowani. Zawsze powtarzamy sobie, że wiemy, o co gramy i w jakim klubie jesteśmy. Czasem po prostu nie wszystko idzie po naszej myśli. Jestem też zdania, że presja największe piętno wywiera poza boiskiem. Gdy już wychodzimy na plac gry, to presja znika. Liczy się tylko gra.
Wracając do tematu wigilli - czyli nie udało ci się w święta całkowicie zapomnieć o piłce nożnej?
- Próbowałem, ale całkowicie nie da się od tego uciec. Chwilami wracałem myślami na boisko, ale wtedy ucinałem te rozważania przekonując się, że potrzebuję też trochę wyczyścić myśli. Natomiast w tygodniu pracowałem indywidualnie, bo tego nie mogę zaprzepaścić, jeśli chcę walczyć o miejsce w pierwszym składzie.